samochody elektryczne

Koniec aut spalinowych, od 2035 tylko elektryki. Wyjaśniam, co oznacza dla Polaków decyzja Unii

5 minut czytania
Komentarze

Wczorajszy, walentynkowy dzień, to też dzień historyczny dla krajów członkowskich Unii Europejskiej. Szczególną miłością zapałają fani samochodów elektrycznych i elektromobilności, ponieważ Europarlament przegłosował ustawę. Tę ustawę, która zakazuje sprzedaży nowych samochodów z silnikami diesla i benzynowymi od 2035 roku. „Za” zagłosowało 340 Europosłów, przeciw 279, a wstrzymało się 21. Co to dokładnie znaczy?

Europarlament przegłosował ustawę – tylko elektryki

To znaczy nic innego jak wymuszenie na producentach samochodów inwestycji w samochody nisko- i zeroemisyjne. A przynajmniej tak uważa sprawozdawca Jan Huitema (Odnowić Europę).

Określono w nim ambitniejsze cele na rok 2030 oraz cel bezemisyjności na 2035 r., co jest nieodzowne, aby osiągnąć neutralność klimatyczną do 2050 r. Cele te dają przemysłowi motoryzacyjnemu jasność sytuacji, a także stymulują innowacyjność i inwestycje wśród producentów pojazdów.

Co więcej, Huitema twierdzi, że taka kolej rzeczy doprowadzi do ułatwienia dostępu do elektromobilności dla wszystkich.

Ceny samochodów bezemisyjnych i koszty ich eksploatacji spadną, a rynek wtórny szybko się rozwinie. W ten sposób motoryzacja przyjazna dla środowiska stanie się dostępna dla wszystkich.

Do 2026 roku Komisja Europejska będzie składać sprawozdania z metod dostosowania emisji CO2 indywidualnie przez producentów. Z kolei od 2025 roku, co dwa lata, zacznie dostarczać sprawozdania z postępów w obniżaniu emisji spalin w Europie.

Co to oznacza dla obywateli Polski i innych krajów Unii?

aparat fotograficzny vs smartfon europarlament

Prawdę mówiąc, nie ma żadnego powodu do paniki. Po pierwsze, ustawa wejdzie w życie dopiero za 12 lat. Elektromobilność w ciągu ostatnich trzech lat zrobiła ogromny postęp, coraz częściej pracuje się nad silnikami i ogniwami wodorowymi, paliwami alternatywnymi, czy akumulatorami półprzewodnikowymi. Producenci zwiększają też możliwości odzyskiwania energii w samochodach elektrycznych. Za 12 lat dosłownie cały półświatek technologiczny w sferze elektromobilności może ulec całkowitej zmianie.

Po drugie, ustawa przewiduje zakaz sprzedaży nowych samochodów spalinowych. Nikt nie zabrania sprzedaży samochodów używanych, sprowadzanych, rejestracji ich na terenie kraju, czy dalszej jazdy. To zdecydowanie większy cios dla producentów, którzy pracowali nad rozwojem silników spalinowych, niż dla klientów, którzy w dalszym ciągu będą mogli korzystać ze swoich starych pojazdów. Jedyne ograniczenia, to te samorządowe, wprowadzające regulacje dotyczące „stref czystego transportu„. W Polsce, na razie, tych stref jest bardzo mało. Oczywiście ich ilość wzrośnie, a biorąc pod uwagę plany na warszawską strefę, będą bez sensu. Nie mniej, nie ma to nic wspólnego z decyzją Europarlamentu.

Po trzecie, bardzo prawdopodobny jest scenariusz, w którym większość z was, nawet tych najbardziej sceptycznych, do 2035 roku przesiądzie się w elektryki. Już w tym momencie, nawet w Polsce, da się takim samochodem pokonać dłuższą trasę, jeśli przewidujecie przerwy na odpoczynek, lunch, czy toaletę. To nie samochody, tylko infrastruktura jest głównym problemem, a w przypadku dojazdów z przedmieścia, z domu jednorodzinnego, do centrum dużej aglomeracji to wciąż najtańszy i najwygodniejszy środek transportu.

Po czwarte nie tylko Unia Europejska zmierza w tym kierunku, więc decyzja Europarlamentu to nie tylko „więzienie Europejczyków w ich bańce„, ale w gruncie rzeczy tylko podążanie za trendami panującymi na świecie. Na przykład, w USA do 2030 roku samochody elektryczne mają stanowić 50% sprzedaży nowych aut. W Norwegii, która w UE nie jest, już w 2022 roku ilość elektryków stanowiła 20% wszystkich samochodów na drogach. Owszem, wciąż pozostaną kraje, które emitują ogromną ilość CO2 rocznie, ale zmniejszenie emisji na dwóch lub trzech kontynentach i tak wyjdzie nam na zdrowie.

Autobus wodorowy kursuje w Jaworznie europarlament

Po piąte Europarlament oczekuje samochodów zeroemisyjnych, a nie elektrycznych. Oznacza to, że producenci nie muszą skupiać się tylko na elektrykach, bo wciąż mogą pracować nad innymi źródłami alternatywnymi. Na przykład Porsche wciąż pracuje nad czystymi paliwami, a Renault, czy Toyota nad wodorem. Owszem, prawdopodobnie większość samochodów będzie „z wtyczką„, bo to po prostu najłatwiejsza technologia, nie wymagająca gigantycznych zmian w infrastrukturze, a jedynie jej rozbudowy. To jednak nie znaczy, że silniki spalinowe całkowicie wyginą. Wyginą tylko te na benzynę, czy ropę.

Teraz potrzebujemy prądu

aparat fotograficzny vs smartfon europarlament samochody elektryczne

Więcej elektryków, to większe zapotrzebowanie na prąd. Teraz, jak już mamy czarno na białym postawioną przyszłość nowych samochodów, kraje europejskie i producenci powinni przede wszystkim zająć się rozbudową energii alternatywnej, atomowej, infrastruktury do ładowania i całej sieci energetycznej.

Podsumowując, ta ustawa to tylko nakreślenie drogi producentom, którym ostatecznie i tak przestanie się niedługo opłacać produkcja samochodów z silnikami benzynowymi i diesla. My, konsumenci, możemy się tylko przyglądać zmianom, które nastąpiłyby niezależnie od nakazów i zakazów, patrzeć jak zmienia się rynek i uzbroić się w cierpliwość. Nie dajmy sobie też wmówić, że to zakaz sprzedaży samochodów spalinowych, bo to nie do końca prawda. Samochody używane z rynku nie znikną.

Motyw