Samochody używane to dziś rynek przeżarty patologią. Nigdy nie widziałem tylu januszy biznesu

5 minut czytania
Komentarze

Samochody używane stanowią bez wątpienia jeden z najbardziej patologicznych rynków w naszym kraju. Zasady dyktują na nim handlarze mający za nic uczciwość oraz bezpieczeństwo osób, którym sprzedają to, co uda im się sprowadzić zza granicy. Mimo to na brak klientów nie mogą narzekać, co oznacza, że ogromna część Polaków nie ma pojęcia, czym tak naprawdę jeździ.

Przekręty, półprawdy i kłamanie w żywe oczy — tak sprzedaje się samochody używane

fot. Will Creswick/Unsplash

Gdy w ogłoszeniu o sprzedaży auta czytamy o pierwszym właścicielu, często chodzi o pierwszego właściciela w Polsce, przed którym było kilku Niemców lub Francuzów. Stan idealny oznacza, że do zrobienia jest kilka poważnych rzeczy, ale samochód jeździ, a o książkę serwisową i faktury lepiej nie pytać — pewnie dziwnym zbiegiem okoliczności się zgubiły. Fikcją często są również zapewnienia o możliwości sprawdzenia auta w dowolnym serwisie i powrocie na kołach do domu. Samochody używane zza granicy nieraz są wyrejestrowane lub mają atrapy tablic rejestracyjnych — wyjechanie którymś z takich pojazdów na drogę publiczną to proszenie się o kłopoty.

Przez kilka miesięcy rozglądałem się za używanym samochodem, w tym przez kilkanaście tygodni bardzo intensywnie. Ustawiłem w telefonie powiadomienia, które pojawiały się, gdy tylko zostało dodane nowe ogłoszenie z jednym z interesujących mnie modeli. Ignorowałem podejrzanie tanie egzemplarze oraz takie, w przypadku których na zdjęciach było widać poważne wady. W przypadku większości sprzedających kontakt urywał się po pytaniu o numer VIN. W końcu zacząłem odrzucać oferty, w których nie było tego typu informacji. Finalnie pojechałem oglądać ok. 10 aut robiących najlepsze wrażenie w ogłoszeniach, przeważnie znajdowały się w górnych widełkach cenowych za dany model i rocznik. Czasami zbędne było dzwonienie po właściciela, bo zastany stan tak bardzo różnił się od tego ze zdjęć.

Większość aut obejrzałem jednak dokładnie. Handlarz od Seata Ibizy przekonywał, że rdzewiejący błotnik (panie, one wszystkie tak mają) to nie problem, bo można kupić nowy na Allegro za 200 zł, a dźwięków uszkodzonego łożyska sprzęgła wcale nie słyszy. Handlarz od BMW serii 3 zapewniał, że wcześniej samochodem jeździła w Niemczech 40-letnia kobieta, a po kilkunastu minutach zapomniał się i opowiedział, że auto miało wycięty katalizator dla głośniejszego dźwięku.

Inny egzemplarz BMW, którym miała jeździć starsza osoba, miało w środku uchwyt na smartfona i inne elementy charakterystyczne dla młodych kierowców. Prywatny sprzedawca miejskiego VW był bardzo zdziwiony, że pokazuje się mu nieoryginalną, krzywo wklejoną przednią szybę — twierdził, że takie auto kupił i nie miał z tym problemu. Sprzedający innego VW wydawał się szczery, od razu przyznając, że auto miało kiedyś drobną stłuczkę, ale zostało naprawione. Szkoda tylko, że tą drobną stłuczką okazało się zderzenie z tramwajem.

Normalne samochody używane to rzadkość

fot. Per Lööv/Unsplash

Za większością ofert z samochodami używanymi na portalach sprzedażowych stoją handlarze, próbujący zarobić przede wszystkim na naiwności i niewiedzy klientów. Dobrze wiedzą, jak postrzegana jest ich działalność, więc nieraz wystawiają ogłoszenia jako osoby prywatne. Fotografie każdego auta robią w innym miejscu i z każdego konta wystawiają po jednej ofercie. Po pewnym czasie przeglądania ogłoszeń byłem w stanie po sposobie robienia zdjęć ocenić, który handlarz z okolicy wystawił dany samochód.

Do tego dochodzą inne sztuczki, jak kładzenie damskiej torebki na fotel do zrobienia zdjęć (w ogóle bardzo wielu sprzedających przekonuje, że autem jeździła tylko kobieta, a oni jedynie pokazują pojazd). Niejednokrotnie w przeglądanych ofertach był dokładnie taki sam opis auta, dosłowne kopiuj-wklej. Czasami handlarzy zdradzało to, że zapominali nawet podmienić nazwy modeli w swoich ofertach.

Samochody, których nie kupiłem ze względu na ich stan techniczny i zupełnie nieadekwatną cenę przeważnie szybko znalazły swoich nabywców, bo w ciągu kilku dni znikały z serwisów ogłoszeniowych. Wnioski? Duża część kierowców zupełnie nie interesuje się stanem samochodu ani tym, czy jazda nim jest bezpieczna — liczy się pierwsze wrażenie, wygląd, wyposażenie. Inni być może uznają, że w czasach kryzysu i mocno ograniczonej dostępności aut, trzeba brać to, co akurat się pojawiło.

Od momentu, w którym finalnie kupiłem samochód, minęły ponad trzy miesiące. Czasami wciąż przeglądam oferty aut używanych, które mnie interesowały i widzę, że niewiele się zmieniło. Chcąc kupić używany samochód, trzeba przygotować się na długie poszukiwania. Można zajrzeć do autoryzowanego dealera danej marki, mającego w ofercie również używane pojazdy. Inna opcja to znalezienie samochodu od prawdziwego pierwszego właściciela, z polskiego salonu, kompletem dokumentów i historią, którą da się zweryfikować. Wśród oglądanych przeze mnie aut były dwa takie egzemplarze. Jeden z nich kupiłem.

zdjęcie główne: Michael Jin/Unsplash

Motyw