Fajerwerki kontra drony w sylwestra. Jedno jest głupie, drugie nudne do bólu [OPINIA]

5 minut czytania
Komentarze

Wiem, że zabrzmię teraz jak zgorzkniały dziad, ale fajerwerki nigdy nie dostarczały mi rewelacyjnych wrażeń, a Nowy Rok witam raczej obojętnym wzruszeniem ramion. W sumie z czego tu się cieszyć? Nie o tym jednak będzie ten materiał i uspokajam – nie będziecie musieli znosić mojego starczego narzekania. Chwilę przed Nowym Rokiem postanowiłem przyjrzeć się sprawie fajerwerków i „wypierających” je dronów, które pozwalają nam niby powitać kolejny numerek w kalendarzu z przytupem.

Jesteśmy na początku tekstu i już czuję, że wielu będzie bronić sylwestrowego strzelania, jakby od tego zależało wasze życie, ale namawiam gorąco do bycia rozsądnym i pamiętajcie, że nikt wam nie broni się ze mną nie zgadzać. Macie do tego pełne prawo i jak najbardziej to rozumiem. Dla mnie pokaz fajerwerków to festiwal idiotyzmu i ludzkiej nieodpowiedzialności, a drony to okropna nuda i warto dla nich co najwyżej wyjść na balkon. Naturalnie nie mam lepszego pomysłu na powitanie Nowego Roku, ale czy w ogóle potrzebujemy takich wątpliwej jakości wrażeń?

Fajerwerki – ludzka nieodpowiedzialność pomieszana z alkoholem

fajerwerki śmieci

Nie jest tak, że mam coś przeciwko samym fajerwerkom. Zdaje sobie sprawę z ich wad, do których niebawem przejdziemy, ale gdyby tylko ludzie obchodzili się z nimi odpowiedzialnie, to obstawiam, że fajerwerkowej nagonki wcale by nie było. Jestem przekonany, że nie potrzebuje w tej kwestii żadnych danych i uwierzycie mi na słowo, że jesteśmy narodem, który nie stroni od alkoholu, a w sylwestrową noc tym bardziej nikt nie odmawia kilku głębszych. To jednak w połączeniu z niebezpiecznymi materiałami wybuchowymi (choć brzmi to bardziej pompatycznie, niż naprawdę jest) prowadzi do tego, że Nowy Rok można spędzić na szpitalnym oddziale.

Wiem, że zapewne wielu z was to nie spotkało, ale osobiście doskonale pamiętam, jak mój dziadek w stanie lekkiego otumanienia zapomniał, że ma odpaloną petardę w ręce. Takich sytuacji można mnożyć, a moja dziewczyna przypomniała mi, jak w Zakopanem na sławnej ulicy Krupówki ludzie notorycznie rzucali fajerwerkami i petardami w stronę innych. To są nasze własne przeżycia, więc wyobraźcie sobie, jak duża musi być skala tego problemu w odniesieniu do całego kraju.

Co pozostaje po niecałych 5 minutach „wspaniałego” pokazu? Tona śmieci, które muszą posprzątać służby miejskie, ponieważ oczywiście nie mamy nawyku sprzątania po własnej zabawie, niewypały, które nadal mogą być niebezpieczne, krzywda zwierząt oraz niebezpieczne związki, którymi potem jesteśmy zmuszeni oddychać. Naturalnie rozumiem, że jest to jedyny taki dzień w roku, a fajerwerki stały się pewnym elementem tradycji, ale co z tego skoro trudno jest wymienić jakiekolwiek ich zalety?

Drony zastąpią fajerwerki? Tym bardziej nawet nie wyjdę z domu!

Jeżeli fajerwerki to również dla was przeżytek i jakimś cudem staliście się fanami dronów, to na te pokazy również trochę ponarzekam. Tradycję strzelania w Sylwestra jestem jeszcze w stanie zrozumieć. Nawet pomimo licznych wad i niebezpieczeństwa ze strony nieodpowiedzialnych ludzi. Jest to zakończenie obecnego i jednocześnie rozpoczęcie następnego roku z przytupem. Głupie, często nieodpowiedzialne, ale w pewien sposób „wytłumaczalne”. Pokazu dronów natomiast nie jestem w stanie zrozumieć wcale.

Wiem, że potrafi to wszystko wyglądać wspaniale, a w internecie możemy zobaczyć filmiki, gdzie setki światełek układają się na niebie w wiele wspaniałych wzorów. Mam tylko jedno małe zastrzeżenie. Wiecie, że realnie nie będzie to tak wyglądać? Byłem kiedyś na takim pokazie na rynku łódzkiej manufaktury i był on po prostu żenujący. Drony latały bez żadnego większego ładu, a wszystkie wzory, w które miały się układać, były krzywe i bez polotu. Nuda to mało powiedziane i wówczas to ja potrzebowałem alkoholu, żeby przetrawić to ogromne rozczarowanie. W szczególności, że jeszcze wtedy w Łodzi nie mieszkałem i przyjechałem specjalnie po to, aby to zobaczyć.

Obecnie zapowiedź takiego pokazu bardziej mnie zniechęca, niż zachęca i nie mam ani jednego powodu, aby w ogóle wyjść z domu. Trudno się spierać jednak, z tym że jest to rozwiązanie dużo bardziej ekologiczne i bezpieczne, choć realizowane kompletnie bez pomysłu. Nie wykluczam, że w przyszłości będzie to robić wrażenie, ale oczywiście wszystko zależy od tego, ile się zapłaci. Na ten moment realizacja takiego przedstawienia, to ponad milion złotych, ale wiadomo, że nasze miasta wydają na nie przynajmniej z trzy razy więcej. Żyjemy w końcu w państwie, gdzie postawienie niewielkiej ławki w parku, to koszt idący w tysiące złotych.

Tak źle i tak niedobrze. Gdzie znaleźć złoty środek?

Fajerwerki wcale nie są złe, ale trzeba się zastanowić, czy faktycznie chcemy w kilka chwil wypuścić część naszej wypłaty w powietrze. Ja zadowalam się zwykłymi zimnymi ogniami puszczonymi na balkonie i pokazem realizowanym przez miasto. Nie oznacza to oczywiście, że namawiam was do pójścia w moje ślady, ale naprawdę zastanówcie się dwa razy, zanim wywieziecie z marketu wózek wypełniony fajerwerkami i petardami.

Pomyślcie także, że im bardziej poszalejemy z fajerwerkami, tym więcej argumentów wkładamy w ręce tym, którzy chcą się ich kompletnie pozbyć i zastąpić je nudnymi pokazami dronów. Warto się zatem trochę ograniczyć i przede wszystkim bawić się w tą wyjątkową noc zachowując trzeźwość umysłu i nie narażając nikogo na wizytę w szpitalu. Wiem, że cały ten tekst wygląda jak narzekanie starego dziada, który nie wie, czym jest zabawa, ale ja nazywałbym to przede wszystkim odpowiedzialnością. Jak już wspominałem – nie mam absolutnie nic przeciwko tradycji i nie wątpię, że pokazy pirotechniczne zachwycają tak samo dzieci, jak i dorosłych, ale ograniczyć, to nie to samo co zrezygnować.

Pod koniec roku życzę wam przede wszystkim właśnie rozsądku, ale przy tym także szampańskiej zabawy do białego rana i mam ogromną nadzieję, że nikomu nie stanie się wtedy krzywda!

Motyw