recepta na przekręt recenzja film emily blunt chris evans netflix

Recepta na przekręt – recenzja. Netflix ma swojego Wilka z Wall Street?

4 minuty czytania
Komentarze

Kryzys opioidowy w USA oraz coraz mniej przychylne spojrzenie na Big Pharmę zaowocował już kilkoma produkcjami poruszającymi tę tematykę. Po świetnym serialu „Lekomania” oraz „Zagładzie domu Usherów” przyszedł czas na pełnometrażowy film, który właśnie pojawił się wśród nowości na Netflix. Czy „Recepta na przekręt” jest warta uwagi?

Recepta na przekręt – opis fabuły filmu

recepta na przekręt recenzja emily blunt chris evans netflix

„Recepta na przekręt” opowiada historię Lizy Drake (Emily Blunt), samotnej matki z klasy robotniczej, która próbuje związać koniec z końcem, szukając pracy w środkowej Florydzie. W akcie desperacji dołącza do borykającego się z problemami startupu farmaceutycznego mieszczącego się w centrum handlowym ze striptizem. Z pomocą przedstawiciela handlowego firmy farmaceutycznej Pete’a Brennera (Chris Evans) i pod presją swojego niezrównoważonego szefa Jacka Neela (Andy Garcia), Liza uczy się, jak podawać fentanyl pacjentom chorym na raka. W miarę jak firma produkująca opioidy rozrasta się ze słabszej pozycji na dominującą siłę na rynku środków przeciwbólowych, Liza podejrzewa, że może wyrządzić więcej szkody niż pożytku. Okazuje się to prawdą, ponieważ wkrótce zostaje wplątana w przestępczy spisek.

Przeczytaj także: Netflix znów podnosi ceny. Ale są też i dobre wieści.

Recepta na przekręt –  czy Chris Evans i Emily Blunt to udany duet?

recepta na przekręt recenzja film netflix emily blunt chris evans

W dużej mierze jedyną rzeczą, która ratuje ten film są kreacje aktorskie. A właściwie jedna kreacja – Emily Blunt jako Liza. Ciekawie jeszcze wypada jej duet aktorski z Chrisem Evansem, ale Evans to niestety niezbyt wszechstronny aktor, także trudno oprzeć się wrażeniu, że ciągle gra tę samą rolę. I choć jest w niej dobry, przed kamerą prezentuje się zawsze dobrze i z odpowiednią dawką charyzmy, to jednak widać też jego braki. Szczególnie w filmie „Recepta na przekręt”, w którym na zasadzie kontrastu widać o ile lepszą aktorką od niego jest Blunt. Wciela się ona w postać Lizy z zacięciem i wrażliwością, tworząc postać szalenie przekonującą i wielowymiarową, choć do pracy dostała na słaby scenariusz. Jeśli jednak „Recepta na przekręt” wywoła u widza jakiekolwiek emocje, to będzie to zasługa Emily Blunt.

Jak wspomniałem wyżej, film „Recepta na przekręt” zawodzi, tam gdzie nie powinien, czyli na poziomie scenariusza. Całość po prostu nie rezonuje emocjonalnie z widzem. Ma to miejsce głównie ze względu na kulawą filozofię, która ma uzasadniać poczynania głównej bohaterki. Liza staje się bardzo bogata, bo odnosi sukcesy w sprzedawaniu pigułek. Jednak dla niej bogactwo nie jest celem samym w sobie – ona chce zadbać o swoją rodzinę. Liza jest więc jednocześnie zła, ponieważ jest bogata ze złego powodu, ale też i dobra, ponieważ zdobywa swoje bogactwo z rozsądnych powodów. Bogaci są tu więc przedstawieni jako źli w swojej niekończącej się chciwości, a żadne zasady ich nie dotyczą. Ale są oni bogaci jedynie dlatego, że tylko w ten sposób mogą zyskać w życiu godność. A pieniędzy potrzebują z uzasadnionych powodów. Jeśli to jest powód dla powstania tego filmu, to nie wróżę mu sukcesu.

Przeczytaj także: Squid Game: Wyzwanie na pełnym zwiastunie. Netflix przenosi grę do prawdziwego życia.

Jeśli twórcy chcieli opowiedzieć o tym, jaki zła jest amerykańska służba zdrowia, to też średnio im się to udało. „Recepta na przekręt” robi niewiele, aby wyjaśnić, jak strukturalnie system jest wadliwy. Zamiast tego film skupia się na tym, jak system zawodzi, tzn. źli ludzie wykorzystują system, a kary nie są wystarczająco wysokie, aby ich zniechęcić. To gracze są skorumpowani, ponieważ luźno przestrzegają zasad. No dobrze, ale czy to jest coś czego nie wiemy? Czy autorzy filmu objawiają nam tym prawdy, o których nie mieliśmy pojęcia?

Recepta na przekręt – ocena filmu

„Recepta na przekręt” muska delikatnie tematykę, za którą się zabrało nie wykorzystując nawet jednej trzeciej potencjału, który tkwi w dramacie kryzysu opioidowego. Bazuje za to na banałach, porusza wtórne wątki, które o wiele lepiej i ciekawiej były pokazane, chociażby w serialu „Lekomania” oraz nie jest w stanie zaangażować emocjonalnie widza. To kolejny film, który powstał głównie pod potrzeby algorytmów Netfliksa, który pobędzie ze dwa tygodnie na stronie głównej serwisu i potem przepadnie w zapomnienie jak większość tamtejszych produkcji. Netflix potrzebował produkcji, która odpowie na wyszukiwania podobne do „Big Short”, „Wilk z Wall Street” czy „Erin Brokovich” i ją dostał. Jedynym jasnym punktem tej produkcji są niezłe zdjęcia oraz świetna rola Emily Blunt, której jednak trochę szkoda na tak nieudane dzieło i tak słaby scenariusz.

Ogólna ocena

4/10

Motyw