zaglada domu usherow netflix recenzja serial horror

Zagłada domu Usherów – recenzja serialu od mistrza horrorów. Netflix potrafi zaskoczyć

5 minut czytania
Komentarze

Nowy serial grozy Mike’a Flanagana „Zagłada domu Usherów” jest już dostępny wśród nowości na Netfilx. Czy twórca genialnego „Nawiedzonego domu na wzgórzu”, inspirując się twórczością Edgara Allana Poe, stworzył swoje horrorowe opus magnum?

Zagłada domu Usherów – opis fabuły serialu

zaglada domu usherow serial netflix recenzja

Historia przedstawiona w serialu „Zagłada domu Usherów” zaczyna się tak naprawdę na samym końcu tej opowieści. Poznajemy Rodericka Ushera (Bruce Greenwood), którego piątka dzieci zginęła tragiczną śmiercią na przestrzeni ostatnich dni. Roderick należy do bajecznie bogatej i wpływowej rodziny, która dorobiła się majątku w branży farmaceutycznej, produkując lek bazujący na opioidach, który doprowadził tysiące ludzi do uzależnień i śmierci. W dniu pogrzebu Roderick przywołał do siebie prokuratora, który deptał mu po piętach przez lata, po to, by w końcu wyjawić wszystkie swoje sekrety. I tak powoli zaczniemy poznawać historię całej rodziny Usherów, ich skromnych początków oraz tragicznego końca.

Zagłada domu Usherów – najlepszy serialowy horror roku?

zaglada domu usherow netflix 2023

Konstrukcja fabularna serii „Zagłada domu Usherów” jasno wskazuje na to, że Mike Flanagan nie był tym razem zainteresowany tajemnicą, mistycyzmem, zagadką „jak oni zginęli” i „kto zabił”. Bardziej interesują go same postaci. Teoretycznie to dobrze, bo daje nam to nadzieję na dobrze napisany materiał z mięsistymi dialogami i dobrze nakreślonymi bohaterami plus kreacjami aktorskimi, które będzie można podziwiać. Na nadziejach się niestety skończyło. „Zagłada domu Usherów” bardzo próbuje być gotycką wersją „Sukcesji” i „Dynastii”, ale wypada jak tania podróbka, szczególnie tego pierwszego serialu.

Całość jest mocno przegadana, i gdyby tylko jakość scenariusza i dialogów była na poziomie „Sukcesji” to nie byłby żaden zarzut, a wielka zaleta. Tymczasem kwestie wypowiadane przez postaci w serii Flanagana są w najlepszym wypadku przyzwoite. Twórcy starają się, by dialogi były jednocześnie inteligentne, ale też pokazywały zepsucie członków rodziny Usherów i osób będących w ich orbicie i na podstawowym poziomie się to udaje, jednak mnie te kwestie nie porwały. „Sukcesja” doczekała się czterech sezonów i każdy z nich na poziomie dialogowym chwytał moją uwagę już w pierwszej minucie pierwszego odcinka. W przypadku „Zagłady domu Usherów” czułem, że autorzy chcą osiągnąć ten sam efekt, ale bez tego samego skutku.

Całości zabrakło przede wszystkim większej finezji. I nie chodzi mi tylko o dialogi, ale zarys całej historii, która zbyt ewidentnie nawiązuje do głośnego skandalu ze świata rzeczywistego, w który zaplątana jest niesławna rodzina Sacklerów odpowiadająca za kryzys opioidowy w USA, przez który tysiące ludzi zmarło. Paralele między Sacklerami a Usherami są oczywiste do tego stopnia, że aż nudne. Szczególnie jeśli oglądało się o nich dokumenty, albo świetny serial „Lekomania”.

Przeczytaj także: Egzorcysta: Wyznawca – recenzja horroru. Straszniejszy niż oryginał?

„Zagłada domu Usherów” jest przedstawiana jako nowa inkarnacja twórczości Edgara Allana Poego, ale na dobrą sprawę poza paroma nawiązaniami, zaszytymi w fabule czy tytułach odcinków oraz całego serialu, są one dość oszczędne i nie wynika z nich wiele. Na pogrzebie dzieci Rodericka ksiądz wygłasza nastrojową, ale niespójną mowę pochwalną skleconą z poezji i fikcji Poego. Pierwsza żona Rodericka nazywa się Annabel Lee, lojalny prawnik rodziny nazywa się Arthur Pym (w tej roli Mark Hamill), a śledczym, który uparcie stara się doprowadzić Usherów przed oblicze sprawiedliwości, jest C. Auguste Dupin. Wszystkie te imiona i nazwiska wzięte są z postaci rozsianych po twórczości Poego. Każde z dzieci Usherów umiera w sposób zaczerpnięty z kultowych opowiadań pisarza: „Serce oskarżycielem”, „Czarny kot”, „Studnia i wahadło”, „Maska czerwonego moru” i tak dalej.

Poza tym, że Flanagan może się pochwalić, że odrobił pracę domową i potrafi żonglować odniesieniami do Poego, w tych mniej i bardziej bezpośrednich cytatach nie ma większej głębi, nie czuć by twórczość tego autora rezonowała tak z Flanaganem jak i z widzem. Podobnie jak w przypadku swoich wcześniejszych seriali, Flanagan wziął dzieła, które zasadniczo opowiadają o horrorze samotności i przekształcił je w historie stwarzające pole do opowiedzenia kwiecistego melodramatu rodzinnego. Czym trochę sprawia wrażenie wtórności. Oczywiście nie ma nic złego w odbieganiu od materiału źródłowego, który się wzięło na warsztat, na tym polega w końcu dobra adaptacja. Ale po co wybierać materiał tak obcy własnej wrażliwości, który nie daje twórcy praktycznie nic do wyjęcia i własnej obróbki?

Przeczytaj także: Beckham absolutnym hitem Netflixa. Serial wykręca genialne liczby.

Zagłada domu Usherów – ocena serialu

zaglada domu usherow netflix recenzja

Jak to zwykle u Flanagana bywa, także i „Zagłada domu Usherów” od strony wizualnej prezentuje się znakomicie. Reżyseria i zdjęcia są na wysokim poziomie, kolorystyka oraz nastrój są absolutnie bez zarzutu. Aktorsko też jest dobrze, choć nie dojrzałem tu wybitnych kreacji, które zapiszą się na dłużej w pamięci. Opakowanie jest w każdym razie z wyższej półki. Zawartość jednak rozczarowuje. Bohaterowie są nieprzekonywujący, historia rozwija się za wolno, bo najpierw musimy przejść przez kilka bardzo przegadanych odcinków. A gdy już akcja się zagęszczać to całość trąci banałem. Całość nie straszy też za bardzo, a chwilami za bardzo przypomina b-klasową mroczną satyrę na bogaczy i chciwość. Nie jest to rzecz kompletnie zła i nijaka, ale po wyniku zsumowania Mike’a Flanagana i Edgara Allana Poego spodziewałem się o wiele więcej.

Ogólna ocena

5/10

Motyw