Kontrola rodzicielska w grach to temat nieprzyjazny graczom, marketingowcom oraz samym twórcom gier. Właściwie to interesuje on jedynie rodziców, którym — jeśli nie są zaangażowanymi odbiorcami medium — jest niezwykle trudno zrozumieć, jak mogą mieć wpływ na treści konsumowane przez dzieci i młodzież w obrębie branży gier.
Na „intrygujący” pomysł wpadło jednak Entertainment Software Rating Board (ESRB), amerykańska organizacja wydająca opinie na temat zawartości gier wydawanych w USA. Zakłada on wykorzystanie technologii skanowania twarzy. Nie dzieci oczywiście, a rodziców.
Czym zajmuje się amerykański odpowiednik PEGI, czyli ESRB?
ESRB, podobnie jak europejskie PEGI, słynie najbardziej z czarno-białych oznaczeń, które pojawiają się na pudełkach gier komputerowych i konsolowych, w cyfrowych sklepach, a także w recenzjach i — co najważniejsze — reklamach gier. Prosty system oparty o literki pozwala szybko rodzicom ustalić, czy ich pociecha powinna sięgnąć po konkretny tytuł.
W Europie z kolei mamy system kolorowo-wiekowy, opracowany przez PEGI. Dodatkowo, na pudełkach i w sklepach cyfrowych znajdują się deskryptory, które dokładniej pokazują, czego można się spodziewać w konkretnych tytułach.
Jeżeli natomiast chcielibyście zobaczyć, jak wygląda proces oceniania gier przez ESRB, popularny kanał dokumentalny NoClip przygotował o tym jedną ze swoich produkcji. Niezwykle polecam, bo to najwyższa jakość materiałów na gamingowym YouTube.
ESRB chce sprawniej chronić młodzież — stąd pomysł na skanowanie twarzy rodziców
Obecnym problemem systemów takich jak proponowane przez ESRB lub PEGI jest fakt, że są one respektowane mocno wybiórczo. O ile w Stanach Zjednoczonych nieletni nie kupi samodzielnie gry oznaczonej symbolami Mature 17+ oraz Adult Only 18+, tak w Europie PEGI jest wyłącznie sugestią dla władz, sklepów oraz rodziców.
Niestety, również i system ESRB można łatwo obejść, na przykład kupując grę w cyfrowym sklepie na koncie rodzica. Nowe rozwiązanie miałoby zmusić młodszego gracza do podania maila rodzica w trakcie logowania się do zakupionej gry, by ten mógł wydać zgodę poprzez zeskanowanie własnej twarzy. Gdy ta zostanie uznana za „dorosłą” – uzyskalibyśmy zgodę na granie. Doniesienia wskazują również, że ESRB podjęło tu współpracę z firmą Yoti, zajmującą się cyfrową weryfikacją ludzi.
Trudno jednak powiedzieć, jak miałoby to działać w kontekście gier, które nie wymagają rejestracji lub logowania. Czy każda platforma musiałaby mieć zintegrowany mechanizm, autoryzujący zakup i korzystanie z gry poprzez skanowanie twarzy rodzica? Warto, aby konkretny mail został tu powiązany z próbką skanu twarzy dorosłego. Wiecie, co by żaden życzliwy wujek nie wpływał na decyzje wychowawcze rodziców.
zdjęcie główne: ESRB