Recenzja Horizon Forbidden West: The Burning Shores. Aloy już nie jest sama

9 minut czytania
Komentarze

Kto by pomyślał, że w dwóch recenzowanych po sobie grach, będę przeżywał przygody w postapokaliptycznym Los Angeles? Na całe szczęście, miejsce akcji tych gier to jedyne co łączy Dead Island 2 z ogromnym dodatkiem fabularnym do Horizon Forbidden West, czyli The Burning Shores. Jak się okazuje, na Ziemię czyha kolejne zagrożenie z kosmosu, które powstrzymać może Aloy, główna protagonistka serii. Tym razem jednak, bohaterka znalazła sobie zaskakująco wykwalifikowaną pomocniczkę.

Zalety

  • 89 złotych to niewiele za tak duży dodatek
  • Aloy nareszcie znalazła sobie towarzyszkę, która nie jest kulą u nogi
  • antagonista przewyższa odklejeniem najbogatszych ludzi na świecie
  • ogromna mapa, stanowiąca 1/3 oryginalnego Horizon Forbidden West
  • to dalej najbardziej zdumiewająca gra na PlayStation 5 pod kątem wykorzystanej technologii
  • uzależniająca pętla walki z maszynami, wykorzystująca ich słabe punkty, a także podatność i odporność na żywioły
  • nieśmiałe próby wprowadzenia nowych mechanik do zabawy

Wady

  • no właśnie, tylko nieśmiałe…
  • miejscami tytuł jest zbyt przegadany, ale to problem całej serii od Guerrilla Games

Horizon Forbidden West: The Burning Shores — podsumowanie recenzji

The Burning Shores to dodatek w klasycznym tego słowa znaczeniu. Nowa opowieść, nowa, i tak ogromna mapa, a także zabawy z mechanikami wspinania, których nie było widać w podstawowej grze. Ktokolwiek będzie miał styczność z Horizon Forbidden West, musi dodać i to rozszerzenie do koszyka.

9,8/10
Ocena

Horizon Forbidden West: The Burning Shores [PS5]

  • Grywalność 9
  • Oprawa A/V 10
  • Klimat 10
  • Warstwa techniczna 10

Daleko, na południowym zachodzie Ameryki, skrył się on — Walter Londra

Kiedy wydawać się mogło, że Aloy i zrzeszone plemiona całkowicie odparły najazd Zenitów, pozostałych, nieśmiertelnych i najbogatszych ludzi, którzy przetrwali katastrofę 2065 roku, gdzieś na południowym zachodzie skrył się jeden niedobitek — Walter Londra. Aloy dowiaduje się o jego istnieniu od Sylensa (jeden z ostatnich występów ś.p. Lance’a Reddicka) i wyrusza na tytułowe Płonące Brzegi, by dopaść ostatniego z Zenitów.

Istnieje jedna pewien problem — Londra jest doskonale przygotowany na przybycie Aloy, ostrzeliwując z automatycznych wieżyczek każdą latającą maszynę, która zbliży się do jego siedziby. Nasza protagonistka rozbija się (dość przymusowo) w osadzie blisko ruin Los Angeles, natrafiając na inną wojowniczkę o imieniu Seyka.

Tutaj na chwilę warto się zatrzymać, ponieważ dynamika między Aloy i Seyką natychmiastowo wyróżnia się na tle innych relacji, jakie protagonistka nawiązała w grach studia Guerrilla Games. Każdy chłop, jakiego wojowniczka Nora napotkała na swojej drodze, nie był w połowie tak zaradny, jak Seyka.

Horizon Forbidden West
Seyka to przyjazna dusza, która musi odnaleźć zaginioną siostrę oraz resztę swojego plemienia. Razem z Aloy wierzą, że sprawa ma związek z przybyciem Waltera Londry na Płonące Brzegi (fot. Szymon Baliński / android.com.pl)

Aloy to szybko zauważa i zaczyna ją traktować jak równą sobie, przez co każda z głównych misji Horizon Forbidden West: The Burning Shores nie jest już jednoosobową paradą zniszczenia. Seyka potrafi się wykazać w starciach z maszynami, wspinaczce, czy później w lotach na nurkującym ptaku. No i relacja Aloy i Seyki jest budowana powoli, panie często zostają sam na sam, przez co dialogi wypadają naturalnie, uroczo i kameralnie. To bardzo miła odmiana dla nieporadnych kompanów i przydługawych konwersacji z głównej historii Horizon Forbidden West.

Na uwagę zasługuje również sama kreacja Waltera Londry. Narcystyczny i nieufny geniusz, który tak obawia się zdrady, że wolałby pracować tylko ze sztuczną inteligencją, aniżeli jakimkolwiek człowiekiem o własnej woli. Przekonany o własnej wyższości, podejmuje wszelkie działania, aby uciec z Ziemi — nawet jeśli ma odkurzyć projekt napędu, który zatruje spory kawałek Ameryki i zamieszkującej ją plemiona.

Chciałbym powiedzieć więcej, ale tylko zepsułbym wrażenia z zabawy. A szczerze przyznam, nawet odsłuchiwanie kolejnych przemyśleń Waltera Londry z zapisów dźwiękowych, było czysto przyjemnością i unikalnym rozszerzeniem warstwy fabularnej serii holenderskiej ekipy z Guerrilla Games.

Co nowego do Horizon Forbidden West wprowadza dodatek The Burning Shores?

Aby uzyskać dostęp do rozszerzenia The Burning Shores, gracz musi ukończyć wszystkie główne misje Horizon Forbidden West, łącznie z finałem. Dopiero wtedy, mając wykupiony pakiet za 89 złotych, odbierzemy połączenie od Sylensa, rozpoczynając fabularny wątek dodatku.

Podobnie jak w podstawowej mapie, Płonące Brzegi skrywają garść misji pobocznych oraz ruin z reliktami. Z dodatkiem można śmiało spędzić do 15 godzin, co jest świetnym wynikiem, jak na 89 złotych (fot. Szymon Baliński / android.com.pl)

Prawdę mówiąc, The Burning Shores bardzo nieśmiało próbuje wprowadzać nowe mechaniki do zabawy. Naczelną część rozgrywki stanowi walka z maszynami, sprowadzająca się do analizowania ich słabych punktów oraz dopasowywania żywiołów, mając na uwadze podatność oraz odporność wrogów. Jest o tyle łatwiej, że przebrnąwszy już rok temu przez podstawową grę, miałem solidny zestaw hukproc i grotomiotów, gdzie do szczęścia potrzebowałem jedynie czegoś wspierającego element wody i kwasu.

Horizon Forbidden West
Obrażenia od żywiołów mogą łączyć się w niezwykłe kombinacje, które łatwo i wizualnie dostrzec na atakowanych maszynach (fot. Szymon Baliński / android.com.pl)

To jednak nie oznacza, że nie ma nic nowego! The Burning Shores wprowadza wodne podróże na skiffie, czyli plemiennej formie motorówki. Trudno jednak było mi się do niego przekonać, gdy w niemal w każdym momencie mogłem skorzystać z solarptaka, umożliwiającego swobodne latanie po wielkiej mapie dodatku, stanowiącej ok. 1/3 tego, co widzieliśmy w podstawowej grze z 2022 roku.

Zdecydowanie najbardziej spodobała mi się mechanika wykorzystująca balistę. W przeznaczonych do tego lokacjach, Aloy może wystrzelić z balisty pocisk, który połączy ze sobą wcześniej nieosiągalne punkty wspinaczkowe. W ten sposób, protagonistka może tworzyć nowe drogi, ale też i odkrywać sekrety (drogocenny błyszczak lub starożytne skrzynie z zapasami).

Horizon Forbidden West
Mam nadzieję, że kontynuacja Horizon Forbidden West znajdzie miejsce dla zabaw z balistą. Co ciekawe, sprzęt można wykorzystać także w walce z maszynami (fot. Szymon Baliński / android.com.pl)

Prawie bym zapomniał też o — moim zdaniem — najważniejszym z nowych ułatwień dostępu — automatyczne podnoszenie przedmiotów. Co prawda skrzynie dalej trzeba otwierać samodzielnie, choć cieszę się, że w ferworze walki nie muszę już zatrzymywać się przy każdej jagodzie leczniczej. A pojedynki z nuroptakami zapamiętam długo. Pomimo ok. 40 poziomu doświadczenia, maszyny nie dawały za wygraną. Podpowiem więc, że warto przed finałem zrobić kilka misji pobocznych, bo i te oferują cenne wzmocnienia do arsenału Aloy.

Horizon Forbidden West
Ustawienia dotyczące automatycznego podnoszenia przedmiotów znajdziecie w zakładce „Dostępność”. Dotyczą one również podstawowego Horizon Forbidden West (fot. Szymon Baliński / android.com.pl)

Horizon Forbidden West dalej zachwyca, nie tylko przez wykorzystaną technologię

Słowem przypomnienia — Horizon Forbidden West ukazało się również na PlayStation 4, lecz dodatek The Burning Shores, trafił już ekskluzywnie na PlayStation 5, zostawiając posiadaczy starych konsol w tyle. Twórcy zarzekają się, że za lwią cześć tej decyzji odpowiada widowiskowy finał rozszerzenia, polegający na walce z potwornym, Metalowym Diabłem.

Choć pod kątem rozgrywki nie było to jakieś przełomowe starcie, jego spektakularność może w kluczowych momentach odbierać oddech. Malutka Aloy ucieka przed mackami potężnej maszyny, a także wspina się po niej jak w Shadow of The Colossus (2006, PS2) by zniszczyć jej system chłodzenia oraz zakraść się do środka, celem ostatecznej pacyfikacji. Finał podstawowej gry był już widowiskowy, ale to, co dzieje się w The Burning Shores, przerasta wszelkie granice ludzkiej wyobraźni.

Warto też wspomnieć, że mapa postapokaliptycznego Los Angeles również prezentuje się zjawiskowo, szczególnie na ekranach ze wsparciem dla HDR. Bardzo trudno było mi dostrzec jakieś doczytywanie tekstur, a w trybie wydajności gra utrzymywała stabilne 60 kl./s animacji. Za każdym razem, gdy ktoś mi powie, że jego tytuł będzie działać tylko w 30 kl./s na konsolach, zapytam go, czy wygląda w połowie tak dobrze, jak Horizon Forbidden West i dodatek The Burning Shores.

Największe wrażenie — przynajmniej na mnie — robią jednak twarze bohaterów. To, z jaką dbałością o detale zostały zaprojektowane buzie Aloy, Seyki czy Waltera Londry, kładzie chwalone przeze mnie ostatnio Dead Island 2 na łopatki. Różnorodność flory, ale też i wewnętrznych lokacji, płynny cykl dnia i nocy i fenomenalne iluminacje, i to bez zastosowania ray-tracingu. Ponownie chylę czoła przed Decima Engine, będącym największym technologicznym skarbem w PlayStation Studios.

Aloy i Seyka to duet, który z przyjemnością ogląda się na ekranie. O ile włączycie angielskie głosy oraz polskie napisy! (fot. Szymon Baliński / android.com.pl)

The Burning Shores przypomniało mi, za co pokochałem Horizon Forbidden West

W mojej skromnej dość karierze recenzenckiej, Horizon Forbidden West to była moja jedyna do tej pory dziesiątka. Dodatek The Burning Shores tylko potwierdza, że — obok Insomniac Games (serie Ratchet & Clank, Marvel’s Spider-Man), to Guerrilla Games dostarcza najbardziej spektakularne i zaawansowane technologicznie gry.

Dlaczego więc The Burning Shores załapało się na skromne 9,8/10? Pomimo rozwinięcia podstawowej gry, zabrakło mi jakiś odważniejszych ruchów w kontekście wprowadzanych mechanik rozgrywki. Trudno też jednak coś zmieniać, gdy obecna formuła walki z maszynami na żywioły, zestawiona z przepięknym otwartym światem i przemieszczaniem w stylu serii Uncharted, naprawdę działa i jest niezwykle uzależniającą częścią zabawy.

Horizon Forbidden West
Dostęp do technologii Zenitów to również futurystyczny oręż dla Aloy, zmieniający miejscami grę w rasowego shootera (fot. Szymon Baliński / android.com.pl)

Cieszę się, że ten dodatek okazał się pretekstem, by powrócić do Horizon Forbidden West. Uwielbiam zgłębiać lore świata sprzed 2065 roku i łączyć to z opowieścią Aloy, która powoli nabiera kosmicznych wymiarów. O kontynuacji jestem przekonany, choć, niestety, już bez Lance’a Reddicka na pokładzie.

Nie dajcie się jednak zwieść malkontentom, którzy nie dopuszczają do siebie myśli, że jak to tak, baba z babą — to obecnie najpiękniejszy i przy tym niesamowicie grywalny tytuł, w jaki zagracie na PlayStation 5. Mając zakusy na Horizon Forbidden West, ten dodatek również musicie od razu dodać do koszyka — nie pożałujecie!

Motyw