Grafika z gry "Diablo IV" przedstawiająca postać stojącą naprzeciwko otoczonemu błyskawicami demonowi z logo gry w centralnym punkcie.

Diablo 4 wciąga o wiele bardziej, niż powinno. Jeżeli wątpiliście w Blizzarda – czas się nawrócić

7 minut czytania
Komentarze

Sięgając do słownika kolegów zza oceanu – to nie moje pierwsze rodeo z Diablo 4. Grę miałem okazję złapać za rogi wcześniej już kilkukrotnie, w tym chwilę na Blizzconie, i choć początkowo moje nastawienie było dość krytyczne (jeśli pamięć mnie nie myli – tekst wówczas zatytułowałem „Jest mrocznie i krwawo, ale przed Blizzardem jeszcze mnóstwo pracy”), to po spędzeniu czasu z najnowszą wersją, jestem pełen optymizmu.

Głównie dlatego, że względem poprzednich iteracji, zmieniło się w grze naprawdę sporo i wygląda na to, że produkt, który trafi w nasze ręce 6 czerwca 2023 roku, odnalazł finalnie swoją tożsamość. Rychło w czasu, a i sam moment wydaje się niezły, bo główny rywal, czyli Path of Exile, złapał lekką zadyszkę. Liczba regularnie grających w grę GGG spada i choć wraz z kwietniową premierą kolejnego dodatku zapewne zauważymy odbicie, tytuł nie ma już równie dużej mocy co dawniej. Ale nie o tym. Diablo 4 zdaje się, że wyciągnęło lekcję z tego, jak gracze zareagowali na pewne aspekty w Diablo 3 oraz Diablo Immortal. Już w pierwszych sekundach po odpaleniu nowego „diabełka”, widać, że Blizzard wszelkie uwagi wziął sobie do serca. Jest więc mrocznie i krwawo, ale poza klimatem, „czwórka” zaoferować ma także najlepsze gameplay’owe cechy z poprzednich odsłon. I wygląda na to, że się to uda.

Jest łącznie pięć aspektów, które „podeszły” mi szczególnie mocno. I każdemu z nich chciałbym poświęcić osobno kilka zdań.

Elastyczny system rozwoju postaci

Pamiętacie z pewnością tonę narzekań na temat tego, jak wyglądał system rozwoju postaci w Diablo 3. „Zbyt casualowy”, „zero głębi”… to pierwsze lepsze określenia, jakie przewijały się masowo w momencie premiery „trójki”. W Diablo 4 Blizzard podszedł do tego w nieco inny sposób. Już na pierwszy rzut oka widać inspiracje wspomnianym Path of Exile, ale jednocześnie całe drzewko nie przytłacza… przy jednoczesnym zerwaniu z durnawą praktyką z czasów oryginalnego Diablo 2, kiedy to przypisywanie punktów oraz odblokowywanie umiejętności było „na stałe”.

W Diablo 4 nasz build możemy zmienić praktycznie w każdej chwili, choć im bardziej złożona będzie to metamorfoza, tym więcej będzie nas to kosztowało. Ale spokojnie – ceny w złocie, przynajmniej na etapie bety, nie były zbyt wygórowane. Cofnąć punkty można było zarówno dla całości drzewka, jak i jedynie pojedynczych gałęzi. To bardzo dobre rozwiązanie, które zachęca do eksperymentowania i szukania własnych, optymalnych buildów. I ochoczo z tej opcji w Diablo 4 korzystałem.

Płynność rozgrywki oraz walka

Path of Exile zawsze było dla mnie zbyt toporne, zaś Diablo 3 z czasem stawało się aż „za szybkie”. Wygląda na to, że w Diablo 4 Blizzard poszedł drogą środka. Nie mkniemy więc wprawdzie z prędkością błyskawicy przez mapę, ale same starcia z hordami przeciwników są od samego początku bardzo płynne i „naturalne”. I to zarówno w przypadku grania na dystans, jak i postaciami nastawionymi na walkę w zwarciu.

To oczywiście wypadkowa wielu czynników – odpowiedniego balansu umiejętności oraz ich cooldownów, zróżnicowania i rozmieszczenia przeciwników, układu lokacji, samych animacji… I choć wymieniać tak można jeszcze długo, to najważniejsze jest to, że w Diablo 4 wszystko po prostu działa jak w zegarku. Nie da się oczywiście wykluczyć, że w dalszej części rozwoju gry, wraz ze wzrostem potęgi naszych postaci, całość nieco przyspieszy… ale już na tym etapie ewidentnie widać, że Blizzard poszedł po rozum do głowy i chce, aby rozgrywka była nieco bardziej „przyziemna”. Oczywiście na ile przyziemna może być gra o siekaniu demonów.

Klimat bliższy „słowiańskości”

Akurat tej kwestii nie da się do końca opisać jedynie samymi słowami i poprzez obrazki. Tu zdecydowanie musicie po tytuł sięgnąć samodzielnie, aby w pełni zrozumieć, o co tak naprawdę chodzi. Niemniej, dotychczasowa specyfika serii charakteryzowała się nieco innym zacięciem – „trójka” to gotyk z domieszką bajkowatości i high fantasy, „dwójka” oraz „jedynka” stawiały na dark fantasy… do którego Diablo 4 po części wraca, ale w całkowicie innej formie. Ówczesny mroczny vibe kojarzył się bardziej z tym, jak prezentowała się średniowieczna, zachodnia Europa oraz jej legendy typowe dla jej mieszkańców. Teraz zdecydowanie bliżej temu wszystkiemu do Europy Środkowo-Wschodniej i to nie tylko z uwagi na śnieg i błoto w I akcie. To także kwestia architektury, wyglądu wyposażenia, a także samego tzw. world-buildingu, na który składa się m.in. to, jakie postacie spotykamy i jakie miejsca odwiedzamy.

Oczywiście z ogrywania tytułu w innych testach, gdzie dostępne były także inne tereny, wiem już, że klimat – tradycyjnie dla serii – w kolejnych aktach nieco się zmienia i trudno mówić o tym, aby było „słowiańsko” na pustyni. Ale nawet po zmianie scenerii, dzięki utrzymaniu wspomnianej już w nieco innym kontekście, przyziemności – chłonie się ten klimat w całkowicie inny sposób niż dotychczas. W języku angielskim jest na to pewne określenie, którego polskiego odpowiednika niestety nie znam – chodzi mianowicie o „grounded fantasy”. Diablo 4 zdaje się mocno na to stawiać. I nie ukrywam, że szalenie mocno przypadło mi to do gustu.

Nowy sposób narracji oraz fabuła

No tak, kto w ogóle gra w Diablo dla fabuły, zapytacie. Cóż, zapewne niewiele osób, choć jako fan uniwersum, od zawsze uważam cały lore za mocno fascynujący. Niemniej, nawet jeśli do tej pory nie przywiązywaliście większej uwagi do historii Sanktuarium, w Diablo 4 niewątpliwie to zrobicie. Cutsceny renderowane na silniku gry w oczywisty sposób bardziej angażują, ale do tego dorzucić trzeba jeszcze nieco bardziej rozbudowane dialogi, pełne ugłosowienie wszystkich postaci oraz zabawę widokiem, jaką twórcy serwują nam regularnie podczas konwersacji oraz eksploracji. Na uwagę zasługuje także fakt, że w końcu oś fabularna skupiać będzie się na jednym z najciekawszych wątków w całej historii Diablo – czyli na zakazanym związku Lilith oraz Inariusa… który już w Akcie I okazuje się nie do końca tym, czego się mogliśmy spodziewać. O ile oczywiście uważnie czytacie dzienniki i notatki, które znaleźć można w trakcie gry. Dodajcie do tego jeszcze Horadrimów, Rathmę oraz Eliasza z jednego ze zwiastunów… i macie gotowy przepis na niezwykle intrygującą przygodę.

I na sam koniec tego punktu – wielki plus za obecność Loratha Nahra, który w Diablo 4 będzie jedną z istotniejszych postaci… a którego mieliśmy już okazję poznać w Diablo III. Jeżeli zastanawialiście się, w jaki sposób Blizzard zastąpi nam Deckarda Caina i czy zrobi to z „klasą” – cóż, powiem tylko, że rozczarowani nie będziecie.

Grasz tyle, ile chcesz… a chcesz coraz więcej

W tym miejscu też słowo pochwały za to, jakich aktywności możemy się podejmować – oczywiście otwarty świat to jedno, ale dzięki rozrzuceniu po nim specjalnych instancji, każdy znajdzie tu coś dla siebie. Jeśli mamy akurat ochotę na dłuższą posiadówę – możemy sobie pofarmić „dłuższe” lochy. Jeśli akurat naszło nas na krótką sesję – zapraszają nas pomniejsze „piwnice”. Pomyślcie o tym, jak o Szczelinach z Diablo 3 oraz Diablo Immortal. Tyle, że do wyboru dostajecie tu, ile czasu chcecie na nie poświęcić. Ba, nawet spontaniczne rajdy przeciwko bossom, na których zebrać musi się pokaźnych rozmiarów grupa bohaterów okazują się świetną przygodą. A do listy aktywności niefabularnych doliczyć można jeszcze wydarzenia na mapie, odkrywanie kapliczek i inne poboczne „harce” obudowane dodatkową narracją. Wszystko jednocześnie jest na tyle sensownie rozłożone na mapie, że gdy skończysz jedno… siłą rzeczy natykasz się na kolejne zadanie, którego aż szkoda nie zrobić. O tworzeniu angażującego gameplay loop pisać można książki, ale jeśli nie macie na to czasu i chcielibyście po prostu zobaczyć to w praktyce – Diablo 4 jest na to idealnym przykładem.

Za kilka dni sami będziecie mogli przekonać się o tym, jak to wypada w praktyce. A że wypada naprawdę dobrze – nie ukrywam, że z niecierpliwością czekam na premierę finalnej wersji. Gdybyście po ograniu Diablo 4 mieli podobne odczucia – szczegóły na temat możliwości kupienia gry przedpremierowo oraz dokładne opisy zawartości poszczególnych edycji, opisywałem w zalinkowanym materiale.

Motyw