Need for Speed: Unbound

Need for Speed: Unbound to moja wyścigowa gra roku. Nie żartuję, naprawdę jest tak dobra

9 minut czytania
Komentarze

Długo już na rynku gier wyścigowych nie było takiej pozycji, która całkowicie ujęłaby mnie swoim klimatem. Po Need for Speed: Unbound również nie miałem takich oczekiwań, znając ogólną kondycję serii od Electronic Arts. Dlatego też jestem pełen podziwu dla jakości, jaką dowiózł najnowszy projekt od Criterion Games.

Need for Speed: Unbound to konsekwencja w budowaniu klimatu

Ponure, industrialne, deszczowe, ale i wiosenne — w takich przymiotnikach można opisać Lakeshore City, czyli miejsce akcji Need for Speed: Unbound, poniekąd wzorowane na Chicago. Z tym smutkiem dość mocno kontrastują pstrokate auta wyścigowe oraz niezliczone malunki, jakie z łatwością można znaleźć na ścianach miejskich budynków.

A gdzie kolorowe fury, tam i równie barwne osobowości. Dosłownie, ponieważ Criterion Games postawiło na lekki cel-shading, technikę dość mocno stosowaną we wczesnych latach 2000. Trzeba jednak przyznać, że Need for Speed: Unbound podejmuje ciekawą próbę opowiedzenia historii naszych przeciwników. Tym razem nie przez filmiki z żywymi aktorami, a pełnoprawne sekwencje we właściwej rozgrywce.

Need for Speed Unbound
Każdy z przeciwników otrzymał krótki opis oraz pełny, cel-shadingowany model. Dzięki temu rywalizacja może nabrać osobistego znaczenia

Poruszając się pojazdem w nocy, możemy otrzymać telefon od jednego z takich zagubionych kierowców. Trzeba ich podwieźć do kryjówki. Sami nie dojadą, autem zbyt mocno interesuje się policja. Podczas takiej przejażdżki, niczym w grach z serii GTA, bohaterowie opowiadają swoje historie i wypada to dość naturalnie. Przez takie luźne rozmowy tytuł sprzedaje również główną fabułę, przez co gracz nie jest przeciążony ziomalskimi przerywnikami, tak jak to było w Need for Speed (2015).

Najgorętsze pościgi od czasów Most Wanted

Atmosferę zaszczucia podbijają również komunikaty radiowe, w których obecna major obwinia nielegalne wyścigi za jedyną przyczynę zła na świecie. Gdy jedziemy z 4 lub 5 poziomem zaangażowania sił policyjnych, zdecydowanie lepiej unikać radiowozów. Świadomy zagrożenia, specjalnie odbijałem w boczne uliczki, tylko by nie wywołać kolejnego pościgu. Niekiedy można stwierdzić, że nowy NFS to po części gra typu stealth, tak często próbowałem chować się między policyjnymi kogutami.

Jeden aspekt mi się szczególnie podoba względem takiego Need for Speed: Most Wanted (2005). W Unbound złapanie przez policję wiąże się z rzeczywistą karą, jaką jest utrata wszystkich zarobionych pieniędzy w tej porze dnia, tj. dniu lub nocy. A wierzcie mi, nie chcecie tak często angażować się w pościgi. Będziecie jednak musieli — każdy wyścig przynosi dodatkowe zainteresowanie policji, w mniejszym lub większym stopniu.

Pojazd gracza ma niewielki pasek zdrowia, a naprawiać auto możemy tylko co 4 minuty, i to na wyznaczonych stacjach benzynowych. Policja na 5 poziomie zaangażowania jest bezlitosna i nieraz straciłem mozolnie zarobione pieniądze. Jednocześnie jednak dawno nie spotkałem się z tak intrygującym wyzwaniem w grze wyścigowej.

Jeszcze więcej o klimacie, czyli muzyka!

Tak jestem podekscytowany pisaniem o Need for Speed: Unbound, że nie mogę się powstrzymać od dygresji. A tu trzeba jeszcze wrócić do klimatu, w kontekście muzyki. Gęsta atmosfera nielegalnych wyścigów i policyjnego zaszczucia jest budowana przez ścieżkę dźwiękową, która składa się z 72 utworów. Co ciekawe, w jej skład weszły aż dwie polskie kompozycje. Szybkie i taneczne Tłoki duetu Oliver Olson/Gibbs, a także nieco gorsze SIRI tercetu Oki, Gedz, Magiera.

Tytuł oczywiście jest reklamowany gębą amerykańskiego rapera A$AP Rocky, dlatego też w ścieżce znajdziemy i kilka hitów od niego (Palace, Babushka Boi, Shittin’ Me) Polecam jednak skupić się na utworach z różnych krajów Europy, ponieważ podobnie jak Polska, swoją reprezentację dostały Ukraina, Indie, Kongo, Francja czy nawet Niemcy. Prawie jak w starych grach wydawanych z okazji Piłkarskich Mistrzostw Świata FIFA.

Choć oczywiście znajdziemy tu sporo gęstego hip-hopu i trapu, byłem bardzo pozytywnie zaskoczony obecnością utworów zahaczających o drum’n’bass, breakbeat (Life Signs, Eyes Closed), ale też o techno (The Door, Cryptic Speech). Jest też świetny, popowy cover kultowego Where is My Mind, z głowy nie chcą mi wyjść hip-hopowe Hey Neighbor!, Wish you Well oraz taneczne Ice Cream. Do pełni szczęścia brakuje tu jakiegoś tiktokowego letniaczka w stylu B.O.T.A. (Baddest of Them All), który wyniósłby resztę ścieżki dźwiękowej na totalny mainstream.

Sporo z tych 72 utworów już zagościło na moich głównych playlistach i to jest chyba moje największe zaskoczenie związane z Need for Speed: Unbound. Twórcom udało się stworzyć ścieżkę dźwiękową, która idealnie synchronizuje się z brudnym, ale i artystycznym, ekspresyjnym klimatem gry. Nawet jestem fanem tych animowanych efektów graficznych, jakie pojawiają się przy driftowaniu i przyspieszaniu z nitro, tak spójną koncepcję tutaj zaserwował Criterion.

Need for Speed: Unbound
Need for Speed: Unbound działa na konsolach w stabilnych 60 kl./s. To również wpływa na pozytywny odbiór doświadczenia

Rozgrywka to wyzwanie, jakiego nie poczułem od dawna

Może to dlatego, że nie grałem w Need for Speed: Heat (2019). Może to dlatego, że aż trzy odsłony serii Forza Horizon próbowały aż za bardzo być dla każdego. Może to ekscytacja faktem, że Electronic Arts wypuściło po raz pierwszy od 2010 roku wyścigi, które są jakieś. Niemniej jednak odczuwam ogromną frajdę z grania w Need for Speed: Unbound, co jest samo w sobie dla mnie wydarzeniem roku.

Głównie, ponieważ tytuł zaskakująco mocno romansuje z hazardem, i to w pozytywnym znaczeniu tego słowa, jeśli w ogóle takie istnieje. Need for Speed: Unbound testuje zachłanność gracza, umieszczając na mapie znacznie więcej wyzwań, niż w praktyce jest w stanie wykonać. Można próbować, ale z pewnością skończymy z 5 poziomem zaangażowania policji i zatrzymaniem, co poskutkuje zerowym zarobkiem.

Need for Speed: Unbound
Dwa dni wyścigów i nic nie zarobiłem. Tak twarda jest policja w Lakeshore City

Przed każdym wyścigiem, gra też pozwala na założenie się z dowolnym kierowcą o wyższą pozycję. Tytuł wówczas podaje nasze przewidywane miejsce, zazwyczaj na podstawie obecnych osiągów samochodu. Jeżeli czujemy, że auto jest słabsze, najlepiej pominąć zakład i spróbować wystartować w odpowiednim momencie (zielona podziałka przy prędkościomierzu), niczym jak w Mario Kart. Pojazdów — w miarę możliwości — najlepiej mieć zawsze dwa lub trzy w różnych klasach, bo tylko tak wyciągniemy z cyklu dnia i nocy najwięcej.

Co do samego modelu jazdy, ten przede wszystkim jest bardzo konfigurowalny. To jest, jeśli zainwestujemy w części odpowiedzialne za rozwinięcie suwaczka grip-drift. Osobiście preferuję ustawienie skłaniające się lekko ku poślizgom, ponieważ łatwo mi wtedy wejść w ostrzejszy zakręt, nie tracąc przy tym prędkości. Co ważne, świetnie wykorzystano tu haptyczne wibracje kontrolera DualSense (bo i grałem na PlayStation 5), przez co auto choć lekkie, zyskuje na ciężarze przy odpalaniu nitro, pokonywaniu zakrętów lub jeździe terenowej. Byłem zdziwiony tym, jak bardzo zręcznościowa propozycja magików z Criterionu i tu przypadła mi do gustu.

Przez wymagające pościgi z policją i dość wysoki poziom przeciwników, zdobywanie samochodów i pieniędzy w Need for Speed: Unbound jest naprawdę trudne. Ja akurat jestem masochistą i dodatkowo włączyłem sobie najwyższy poziom trudności, ograniczający liczbę restartów do dwóch, i to na pełny cykl dnia i nocy! Dopóki nie udało mi się ulepszyć samochodu na końcówkę konkretnej klasy, bardzo rzadko wygrywałem wyścigi. Sztuczna inteligencja przeciwników także jest dopracowana, przez co musisz inwestować w posiadane już fury, nie ma zmiłuj! Cieszy mnie też, że tytuł nie zasypuje gracza 50-cioma samochodami na dzień dobry, tak jak to robią gry z serii Forza Horizon.

Umarł król, niech żyje król

Need for Speed: Unbound to niewątpliwie jest być albo nie być dla kultowej serii Electronic Arts. Martwi mnie więc, że, przynajmniej z mojej perspektywy, tytuł nie dostał tak dużego budżetu marketingowego, jak inne pozycje tego wydawnictwa. Sama promocja gry rozpoczęła się zaledwie dwa miesiące przed jej premierą, ale może to i dobrze. Efekt zaskoczenia opłacił się już trzy lata temu przy Apex Legends.

Nie wierzyłem również w Criterion Games. Studio będące cieniem potęgi z czasów PlayStation 2, mające dziś niewiele wspólnego z ekipą, która stworzyła legendarne wyścigi z serii Burnout. A jednak, po połączeniu z Ghost Games i pomaganiu przy produkcji Battlefield 2042, studio i tak było w stanie dostarczyć świetne, świeże i klimatyczne wyścigi, bardzo wyróżniające się na tle konkurencji.

Jeżeli uwielbiacie zręcznościowe gry wyścigowe, Need for Speed: Unbound jest dla Was zakupem obowiązkowym. Ta gra wyszła w świetnym stanie technicznym na dzień premiery, kapitalnie wymusza na graczu podejmowanie ryzyka oraz momentalnie czaruje industrialnym i ekspresyjnym klimatem. Zdania nie zmienię, to moja wyścigowa gra roku. Koniecznie przeczytajcie też recenzję Dominika, który nie był już tak przychylny, jak ja. I dobrze, świat byłby nudny, jakbyśmy wszyscy się ze sobą zgadzali!

A jeżeli ciągle się wahacie, możecie zagrać przez 10 godzin w ramach EA Play na komputerach PC i konsolach Xbox Series X|S oraz PlayStation 5. Cena miesięcznej subskrypcji na każdej z platform to 14,99 złotych miesięcznie, możecie potem od razu zrezygnować.

Motyw