Recenzja Need for Speed Unbound. Mnóstwo efekciarstwa i żenady

15 minut czytania
Komentarze

Gdyby odbył się konkurs dla deweloperów w popełnianiu ciągle tych samych błędów, to EA wygrałoby te zawody bez większych trudności. Naprawdę w najnowszej odsłonie NFS pokładałem ogromne nadzieje i wmawiałem sobie, że przecież gorzej od ostatniego Heat’a nie będzie. Niestety, jak zwykle się pomyliłem, ponieważ ostatnia odsłona miała, chociaż minimum świeżego spojrzenia na ścigałki, a system ryzyka i pościgi z policją, które mogliśmy podejmować w nocy, nawet trzymały mnie przy monitorze przez kilkanaście godzin. Inaczej jest niestety z Need for Speed Unbound. Gra robi niezłe pierwsze wrażenie i zapowiada się naprawdę dobrze, ale im dalej w las tym niestety jest gorzej…

Zalety

  • Świetna muzyka, która wpada w ucho i pasuje do klimatu gry
  • Niezła grafika
  • Fabuła, którą można śledzić z zaciekawieniem
  • Gra chodzi dobrze i została nieźle zoptymalizowana
  • Dobrze zaprojektowana AI przeciwników oraz policji
  • Ciekawie zrealizowany tuning dający wiele możliwości

Wady

  • Model jazdy jest zły… bardzo zły
  • Grafika nie przystoi nowej generacji konsol
  • Frustrujący i pusty tryb multiplayer
  • Żenujący humor i wszechobecny cringe
  • Fabuła została sztucznie wydłużona, a po kilkunastu godzinach grind jest odczuwalny
  • Brak możliwości wyłączenia „kreskówkowych” efektów
  • Fizyka, która działa, jak chce, choć najczęściej po prostu nie działa wcale
  • Cena, która jest zdecydowanie za wysoka

Podsumowanie

Need for Speed Unbound końcowo okazuje się średniakiem, którego warto ograć i po prostu o nim zapomnieć. Powtarza błędy poprzedniczek, a styl produkcji nie będzie pasował każdemu. Warto poczekać, aż tytuł będzie trochę tańszy, niż na premierę.

6,5/10
  • Grafika 7
  • Muzyka i udźwiękowienie 9
  • Fabuła 6
  • Przyjemność z rozgrywki 4

Need for Speed Unbound jest trudny – to jedna z największych zalet, jak i wad

Starałem się z całych sił odrzucić swoje dawne sentymenty, do odsłon z początków ubiegłej dekady i nawet mi się to udało, ale wystarczyło chwilę pograć w Payback oraz w Heat, aby stwierdzić, że Unbound plasuje się gdzieś pośrodku ostatnich odsłon. Odkrywamy zatem całą prawdę o Need for Speed Unbound i przenosimy się do Lakeshore!

Jako że jestem wręcz weteranem komputerowych wyścigów, to podczas wyboru trudności nie zastanawiałem się długo i postawiłem na najwyższy dostępny poziom. Gra jednak szybko utarła mi nosa i po raz pierwszy w tej serii od ponad 15 lat poczułem jakiekolwiek wyzwanie, aby pokonać przeciwników i zająć sensowną pozycję w wyścigu. Jest to jedna z największych zalet tej odsłony. Trzeba do perfekcji wyczuć swój samochód, przywiązać się do niego i podczas wyścigów sukcesywnie zdobywać coraz wyższą pozycję. Jest to zasługa całkiem sprawnie zaimplementowanej sztucznej inteligencji przeciwników. Przyznam, że nie spodziewałem się tego, ale obecnie nasi oponenci sprawnie omijają ruch uliczny, faktycznie hamują przed zakrętami i stosują szeroko zakrojone taktyki, aby dać nam porządnie w kość.

Nie inaczej jest z samą policją. O ile w przypadku pierwszego, czy drugiego poziomu obławy ucieczka jest zupełnie bezproblemowa, to na wyższych poziomach stróżowie prawa stosują wszelkie dostępne metody, aby nas zatrzymać. Na najwyższych wskaźnikach obławy zaczyna się istna jazda bez trzymanki i co rusz odnosimy wrażenie, jakby do pościgu za nami została zaangażowana każda policyjna jednostka oraz wszelkie dostępne środki, jakimi dysponują. Jest to zresztą mechanika żywcem przeklejona z NFS Heat, ale i tam działała ona świetnie i cieszę się, że i tutaj jest obecna.

Musimy zatem porządnie balansować ryzykiem, jakiego się podejmujemy. Po raz pierwszy w serii mam również wrażenie, że policja nie skupia się tylko na ściganiu nas. Kiedy dojdzie do pościgu w trakcie wyścigu ulicznego, to każdy jego uczestnik ma porządnie przerąbane. Pościgi zatem są zaprojektowane całkiem nieźle, choć nie obyło się bez potknięć. Niestety fizyka, jak to w NFS-ach bywa, nie jest najlepiej wykonana i czasem damy się złapać zupełnie nie z naszej winy. Nieustannie musimy również walczyć z modelem jazdy, który jest po prostu słaby, ale jest to oczywiście kwestia, którą musimy omówić sobie szerzej…

Model jazdy to dno… znowu

Jeśli jeszcze nie mieliście okazji zagrać, to możecie sobie zwizualizować model jazdy małym eksperymentem. Weźcie kawałek kartonu, doczepcie mu ciężkie drewniane kółka, a następnie puśćcie „wasz pojazd” z jakiegoś pochylonego terenu w dół. To jest cały model jazdy w Need for Speed Unbound. To nie jest żart, naprawdę mówię bardzo poważnie.

Zdaje sobie sprawę z tego, że model ten jest do bólu wręcz arcadowy, ale wystarczy popatrzeć, jak robią to inne gry wyścigowe, które również nie są symulacjami. Ba! EA niezły model jazdy ma tuż pod nosem, ponieważ jakiś czas temu doszło do przejęcia firmy Codemasters przez elektroników. Są to twórcy takich serii, jak Dirt, Grid czy F1 i prawie nigdy nie słyszałem, żeby ktokolwiek narzekał na system prowadzenia pojazdów w tych grach. Jest to oczywiście dużo bardziej wymagające doświadczenie, ale też bardziej sprawiedliwe i możliwe do wyczucia niż to, które znajdziemy w najnowszym NFS-ie.

Model jazdy w Need for Speed Unbound nastawiony jest bowiem bardzo na efekciarstwo, które robi wrażenie podczas pierwszego, zapoznawczego wyścigu, ale bardzo szybko zaczyna męczyć i powoduje ogromną frustrację. Samochody bardzo łatwo wchodzą w drift, a różnica pomiędzy samochodami z napędem na tylne koła a napędem na wszystkie koła jest marginalna i widoczna głównie przy ruszaniu. Na szczęście da się wyłączyć automatyczne driftowanie i wówczas jest znacznie lepiej, ale wtedy samochody prowadzą się niczym ciężkie klocki drewna, które ciężko jest oderwać od ziemi. Nasze auto po prostu jedzie i tyle. Nawet podczas prowadzenia mocarnych tylnonapędówek, jeśli wyłączycie sobie asystę driftu, to nigdy nie spotkacie się z nadsterownością, która powinna być zupełnie oczywista.

To nastawienie nowego NFS-a na drift przy zakrętach również nie ma żadnego uzasadnienia. Szybciej pokonamy zakręty w tradycyjny sposób — hamując i nie tracąc przy tym przyczepności. Unbound próbuje po prostu być jak najbardziej widowiskowy nawet kosztem przyjemnego prowadzenia. Nie ma co nawet wspominać o kreskówkowych efektach, które wynikają oczywiście ze stylizacji gry, ale na ekranie dzieje się po prostu sporo i czytelność znacznie spada. Warto odnotować, że nie znalazłem możliwości wyłączenia tych denerwujących efektów.

Fabuła w Need for Speed Unbound jest taka jak zawsze, ale nie znaczy to, że jest zła

Need for Speed Unbound fabuła

W tym przypadku ciężko się czepiać, ponieważ fabularne aspekty w ścigałkach mają marginalne znaczenie. Fabuła w Unbound po prostu jest. Toczy się bardzo ślamazarnie, mamy mnóstwo ograniczeń fabularnych, a prawdziwą wolność w zwiedzaniu świata otrzymujemy zdecydowanie zbyt późno. Pełno tu również pewnych dziur w narracji, ale przy tym również ciężko powiedzieć, że została ona sklecona na kolanie, bo śledzi się ją nawet przyjemnie. Jeśli podejdziemy do niej z odpowiednim dystansem i pewną naiwnością, to się nie zawiedziemy.

Po raz kolejny przewijają nam się sztampowe wątki zdrady, czy korupcji na stołkach władzy. Z nielegalnych wyścigów natomiast robi się styl życia, a z samych uczestników takich wyścigów bohaterów, którzy walczą z systemem. Szkoda, że przy tym podczas wyścigów powodujemy dziesiątki wypadków drogowych i tak naprawdę to my jesteśmy tymi złymi. Jest na to zresztą specjalnie określenie — dysonans ludonarracyjny, który występuje tutaj nadzwyczaj często.

Need for Speed Unbound

Nie ma to jednak większego znaczenia. Już sobie zresztą wyjaśniliśmy, że pewna naiwność historii w grach wyścigowych, to wręcz standard. W dużym skrócie jest to fabuła, która pokazuje nam typowy motyw od zera do bohatera. Po ukończeniu prologu zaczynamy z autem, które ledwo jedzie, aby w przyszłości przesiąść się do naprawdę szybkich samochodów i zawalczyć z elitą nielegalnych wyścigów ulicznych. Wcześniej motyw ten sprawdzał się w wielu produkcjach i sprawdza się również tutaj. Nie każdemu jednak będzie odpowiadać „ziomalski” styl, mnóstwo żenujących tekstów i humor tak słaby, że bardziej nas te żarciki denerwują, niż faktycznie śmieszą.

Grafika oraz technikalia. Jest zaskakująco dobrze

Need for Speed Unbound na szczęście zerwał zupełnie z konsolami ubiegłej generacji i na wszystkim działa on po prostu dobrze. Osobiście przetestowałem grę na Xboxie Series S oraz dwóch konfiguracjach PC-towych. Próbowałem również uruchomić grę na Steam Decku, choć ta jest oznaczona jako niewspierana, to już w jednym ze swoich poprzednich artykułów pokazywałem, że nie jest to żadna przeszkoda. O dziwo jednak mi gry nie udało się uruchomić, ale wiele osób nie miało z tym problemu.

Na Series S gra trzyma się stabilnych 60 klatek balansując pomiędzy rozdzielczością 1080p a 1440p. Można więc uznać, że jest naprawdę dobrze i cieszę się, że gra robi wszystko, aby utrzymać stały klatkarz. W grach wyścigowych jest to niezwykle istotne.

Na PC również nie miałem żadnych trudności. Testowałem grę na konfiguracji:

  • Intel Core i7 11700F
  • 4x 8 GB RAM DDR4 3733 MHz CL17
  • Radeon RX 6600 XT 8 GB GDDR6
  • Nvidia RTX 2080 Ti 11 GB GDDR6

Nieważne, czy z kartą od czerwonych, czy od zielonych gra chodziła płynnie. Grałem w rozdzielczości 1440p na detalach Ultra i na obu kartach graficznych miałem spory zapas klatek. Po jakimś czasie ograniczyłem klatki do 75, ponieważ takie mam odświeżanie monitora i gra bardzo rzadko spadała poniżej tych wartości. Można zatem powiedzieć, że jest naprawdę nieźle. Need for Speed Unbound nie rezygnuje jednak z wysokiego zapotrzebowania na moc procesora, co zostało zapoczątkowane w poprzedniej odsłonie. Moja i7-ka, która do dziś jest naprawdę niezłym procesorem, była przez NFS-a porządnie żyłowana.

Teraz jednak wracamy do narzekania. Grafika w Need for Speed Unbound jest całkiem okej, ale ciężko nazywać ją tytułem nowogeneracyjnym. Jestem również pewny, że bez przeszkód można by ją było wydać na konsole starej generacji. Zapewne byłoby to obarczone koniecznością zablokowanych klatek do marnych 30., ale dałoby się grać. Nie ma bowiem dużego przeskoku względem poprzedniej odsłony i obie gry wyglądają stosunkowo podobnie pod względem graficznym. Heat po zaimplementowaniu kilku modyfikacji graficznych jest bardzo zbliżony do najnowszej odsłony i kiepsko to świadczy o Need for Speed Unbound. Na szczęście został poprawiony pop-up, który wcześniej był strasznie uciążliwy. Często gra rysowała ruch uliczny dosłownie kilkadziesiąt metrów przed maską naszego samochodu, teraz problem ten został wyeliminowany, choć nadal czasem można go zaobserwować.

Muzyka najlepszym punktem tej gry, choć nie każdemu będzie odpowiadać

Need for Speed Unbound ASAP Rocky

Może to ryzykowne stwierdzenie, ale chyba nie słyszałem lepszej ścieżki dźwiękowej w grze wyścigowej od czasów legendarnego Most Wanted z 2005 roku. To właśnie muzyka buduje w większości klimat tej produkcji, a rapowe kawałki, które usłyszałem podczas wyścigów, zagościły na mojej playliście i jeszcze przez długi czas się z nimi nie rozstanę. Soundtrack jest bowiem po prostu wspaniały i idealnie pasuje do nielegalnych wyścigów.

Twarzą Need for Speed Unbound został raper ASAP Rocky, którego kawałki bardzo często usłyszymy przemierzając miasto Lakeshore, ale nie zabrakło również utworów w trochę innym stylu. Muzyka nie jest bardzo różnorodna i nie każdy znajdzie tam coś dla siebie, ale odkrywa inne odsłony rapu. Wiele piosenek łączy ten styl z innymi gatunkami muzyki, a odpalając grę w rodzimej wersji językowej, w menu przygra nam również kawałek w naszym, ojczystym języku.

Widać, że EA dołożyło wszelkich starań, aby muzyka zapadła nam w pamięć i bardzo odpowiadała temu, jaką grą jest najnowszy NFS. Można ten styl lubić bądź nie, ale z pewnością duży plus za konsekwencję w tworzeniu klimatu produkcji. Cieszę się, że nie zaoferowano nam mnóstwa stacji radiowych, gdzie każdy znajdzie coś dla siebie. Gdyby tak było, gra byłaby przystępniejsza dla wszystkich pod kątem muzycznym, ale soundtrack nie zapadłby graczom tak bardzo w pamięć.

Multiplayer jest pusty i bardzo frustrujący

Prawie na koniec trzeba powiedzieć coś o trybie multiplayer, który jest oddzielnym trybem tej produkcji. Wielka szkoda, że fabuła oraz multiplayer nie zostały w żaden sposób połączone, ponieważ była tutaj możliwość jakiegoś sprawnego połączenia tych dwóch trybów.

Need for Speed Unbound

Decydując się na grę z innymi graczami, zbieramy gotówkę zupełnie niezależnie od naszych postępów w trybie fabularnym, ale również jesteśmy w stanie tam pojeździć znacznie szybszymi samochodami wcześniej niż w trybie kariery. To również tutaj będziecie mieli najszybszą możliwość zwiedzenia dużej części świata i porobienia aktywności pobocznych. Podczas fabuły na taką możliwość poczekamy przynajmniej kilka godzin. Niestety świat jest bardzo przy tym wszystkim pusty, a co najgorsze zabrakło policyjnych pościgów. Dlaczego w tym trybie pozbyto się jednego z najlepszych elementów tej odsłony? Absolutnie nie mam pojęcia.

Niestety wchodząc do gry z innymi, wiedziałem, że nie będzie fajnie i ani trochę się nie pomyliłem. To trzeba po prostu lubić i akceptować wybryki innych graczy. Mnie niestety brakuje cierpliwości. Nagminnie bowiem zdarza się, że ktoś uderza w nasz samochód bądź spycha nas na ścianę, aby wyeliminować nas z dalszego wyścigu i zabrać szansę na ukończenie na sensownej pozycji.

Need for Speed Unbound

Bardzo często grając w tryb multiplayer w Need for Speed Unbound miałem flashbacki z serii Burnout, gdzie eliminacja przeciwników była istotnym elementem rozgrywki. Mało w tym sprawiedliwości, a takie sytuacje zdarzały się nadzwyczaj często. Nie zagrzałem miejsca w tym trybie na zbyt długo, ponieważ nie chciałem kupować nowego kontrolera. Już i tak w serii Dark Souls zniszczyłem ich zdecydowanie zbyt wiele…

Recenzja Need for Speed Unbound – podsumowanie

Unbound na Steam obecnie ma opinie w większości pozytywne, ale trudno jest nie trafić również na te mniej pochlebne opinie. To czy najnowsza odsłona NFS-a będzie wam się podobać, zależy zatem tylko od was i waszych preferencji. Ja niestety należę do tej drugiej grupy i w mojej opinii, niestety niezła warstwa techniczna, znośna fabuła, czy absolutnie świetnie muzyka nie czynią tej gry rewelacyjną, ani nawet dobrą.

Dla mnie jest to kolejny średniak, który kontynuuje nie najlepszą passę gier z tej serii. I tutaj pojawia się duży problem. EA w końcu jest znane z ubijania swoich marek i pojawia się obawa, czy Unbound sprosta oczekiwaniom sprzedażowym wydawcy i seria będzie kontynuowana. Osobiście podtrzymuje to, o czym pisałem już jakiś czas temu. NFS nie jest w stanie nadążyć za konkurencją i ewidentnie widać, że EA nie ma pojęcia, za czym gracze tęsknią i za co kochali kiedyś te gry. Jasne, ta formuła już się wyczerpała, ale było to ponad 15 lat temu i wszyscy fani zdążyli się stęsknić za starymi, dobrymi NFS-ami.

Pomimo kolejnej wtopy, mam nadzieję, że Need for Speed wróci kiedyś na właściwe tory, a zespół odpowiadający za tę legendarną markę zacznie liczyć się ze zdaniem graczy. Nie tego oczekiwałem i Unbound to dla mnie zmarnowany czas, choć oczywiście możecie być innego zdania. Zanim kupicie, polecam wam wypróbować grę w ramach abonamentu EA Play, gdzie możecie zagrać do 10 godzin w pełną wersję gry. Ten czas pozwoli wam zapoznać się z Need for Speed Unbound w takim stopniu, że nie będziecie mieć wątpliwości, czy warto ją zakupić. W ciemno nie dokonywałbym zakupu, może się okazać, że odbijecie się od tej odsłony i tak jak ja, będziecie mieć poczucie zmarnowanych pieniędzy.

Motyw