Pierwszeństwo pieszych

Polski YouTuber podważał pierwszeństwo pieszych na pasach. Teraz stanie przed sądem

6 minut czytania
Komentarze

Przepisy w Polsce są dość jasne: pierwszeństwo pieszych na przejściu jest niepodważalne, chyba że sygnalizacja świetlna wskazuje inaczej. A przynajmniej tak mogłoby się wydawać, ponieważ pewien polski YouTuber częściowo podważa ten zapis. Otóż według niego warunkiem uzyskania przez pieszego pierwszeństwa jest… targnięcie się na własne życie. No cóż, może przesadzam, ale są przejścia, gdzie takie określenie byłoby jak najbardziej adekwatne.

Pierwszeństwo pieszych na pasach i jego bezmyślna interpretacja

Pierwszeństwo pieszych
Fot: PrzyPrzyPL

Twórca z kanału PrzPrzPL uznał, że pieszy zyskuje pierwszeństwo dopiero wtedy, kiedy wchodzi na przejście: to znaczy w momencie, kiedy stoi jedną nogą na chodniku, a druga już znajduje się nad jezdnią. Tym samym według niego pieszy, który podchodzi pod przejście, pierwszeństwa wciąż nie ma. Co więcej, według jego retoryki pieszy, który robi jedyną możliwą rozsądną rzecz na przejściu, czyli zatrzymuje się na nim i się rozgląda, czy może przejść… automatycznie zrzeka się pierwszeństwa. Takie podejście jest oczywiście szkodliwe i skrajnie niebezpieczne.

Pamiętajcie drodzy czytelnicy: przystanięcie i spojrzenie w lewo i prawo – ze swojego doświadczenia powiem, że nawet na jednokierunkowej jest to konieczne – to podstawa Waszego bezpieczeństwa. Widok z samochodu bywa czasami dość ograniczony, zwłaszcza jeśli pieszy na przejście wychodzi zza krzaków, lub jakiegoś ogrodzenia. Co więcej, wariatów za kierownicą też nie brakuje, a pierwszeństwo nie czyni nieśmiertelnym, ani odpornym na obrażenia zadane przez rozpędzone auto. Dlatego należy się zatrzymać, rozejrzeć i dopiero wtedy, kiedy uznacie to za bezpieczne iść. Natomiast wbrew temu, co twierdzi PrzPrzPL nadjeżdżające samochody powinny się wtedy zatrzymać i poczekać grzecznie, aż przejdziecie. 

Naruszał pierwszeństwo pieszych na pasach i chwalił się tym w sieci

No dobrze, ale wróćmy do PrzPrzPL: w końcu za samo opowiadanie bzdur nie można go skazać, prawda? No cóż, nasz internetowy bohater, to także zawodowy kierowca, który nagrał dwa filmiki:

W których pokazuje, jak nie ustępuje pieszym pierwszeństwa. Tak, wiadomo, że to on jechał, bo się do tego przyznał. Co więcej, pod filmikami zachęcał swoich widzów do tego, żeby donieśli na niego na Policję, a on im udowodni, że miał pełne prawo. Oczywiście, zgodnie z życzeniem zgłoszenie na Policję poszło, a on dostał wezwanie w formie świadka. Tam przyznał się, że to on, a następnie wręczył policjantom 240… nie, nie chodzi tu o złotych łapówki. Wręczył im 240 stron swojej autorskiej, amatorskiej analizy prawnej, w której udowadniał, że pieszy wchodzący na jezdnię, to pieszy w rozkroku. Na Policjantach to jednak wrażenia nie zrobiło.

W efekcie czego dostałby dwa mandaty za pięknie udokumentowane wykroczenie po 1500 złotych i 15 punktów karnych – co dla zawodowego kierowcy oznacza konieczność zmiany branży na taką mniej zmotoryzowaną. Odmówił jednak ich przyjęcia, więc sprawa trafi przed sąd. PrzPrzPL uruchomił więc zbiórkę na walkę przed sądem o swoje prawa — oczywiście kwoty tej nie może przeznaczyć na spłatę mandatu, ponieważ to byłoby już nie tyle wykroczenie, ile wręcz przestępstwo. 

Naruszył pierwszeństwo pieszych – trafi przed sąd

I tu pojawia się pytanie: jakie ma szanse przed sądem? Odpowiedź jest prosta: nikłe. Serwis brd24 zadał pytania u licznych specjalistów w tej kwestii, oraz przeanalizował wyroki w podobnych sprawach. Jak stwierdził insp. Leszek Jankowski, naczelnik Wydziału Opiniodawczo-Analitycznego Biura Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji:

Nie można zgodzić się z poglądami, że skoro pieszy zatrzymał się (ustał czynnik ruchu) na chodniku (A więc w strefie dla niego bezpiecznej), to kierujący pojazdem staje się bezwzględnie zwolniony z obowiązku udzielenia mu pierwszeństwa.

Wyrok sądu w podobnej sprawie również wskazuje na pierwszeństwo pieszych w sprawie, kiedy to zostało wymuszone na pewnej kobiecie:

Absurdem jest w takiej sytuacji uznawanie, że skoro piesza czekała, choć chciała wejść na przejście, to nie miała pierwszeństwa, a takie pierwszeństwo miałaby gdyby postawiła nogę na przejściu, ryzykując potrącenie przez obwinioną; stanowiłoby to karanie pieszej za rozwagę i rozsądek, co nie było celem ustawodawcy. Przyjmując takie rozumowanie obwinionej i zaprezentowane przez nią zachowanie (bezrefleksyjny przejazd przez przejście dla pieszych) piesza, nigdy nie weszłaby na jezdnię i nie uzyskała pierwszeństwa, gdyż uniemożliwiałyby jej to jadące pojazdy, których kierujący staliby na stanowisku, iż skoro pieszy nie wszedł na przejście, to nie muszą się zatrzymać i ustąpić mu pierwszeństwa. Taka interpretacja przepisów jest pozbawiona racji (…)

Ostatnim gwoździem do tej trumny jest analiza prawna, jaką wykonał dr Mikołaj Małecki, wykładowca prawa karnego na Uniwersytecie Jagiellońskim:

Określenia >>wchodzący<< nie można rozumieć zbyt wąsko, zarówno w aspekcie czasowym, jak i przestrzennym. Wchodzenie na przejście nie ogranicza się do wykonania jednego kroku, decydującego o tym, że z przestrzeni chodnika przenosimy się jedną nogą na obszar jezdni. Czynność ta nie ogranicza się do jednego ruchu ciała, który trwa sekundę. Obrazowo nie wygląda to więc tak, że ktoś stojący obiema stopami na chodniku odrywa i unosi jedną nogę tak, że w kolejnym kroku jest w stanie postawić ją już na jezdni, i dopiero wówczas, od momentu uniesienia nogi pieszy przez momencik „wchodzi” na jezdnię, bo w kolejnym kroku już przez nią „przechodzi”. Gdyby to rozumieć w ten sposób, byłby to kompletnie niefunkcjonalny absurd.

Słusznie w piśmiennictwie zauważa się, że wchodzenie na przejście nie ogranicza się w praktyce do wykonania jednego kroku, decydującego o tym, że z przestrzeni chodnika pieszy przenosi się jedną nogą w przestrzeń nad obszarem jezdni. Takie rozumienie tego pojęcia powodowałoby, że zwrot „pieszy wchodzący” byłby zbędny, co naruszałoby zakaz interpretowania przepisów prawnych tak, by pewne ich fragmenty okazały się zbędne (zakaz wykładni per non est). Byłoby to także sprzeczne z ratio legis art. 13 ust.1a p.r.d., którego celem jest zapewnienie daleko idącej ochrony pieszemu. Ponadto dla kierującego pojazdem zbliżającego się do przejścia dla pieszych, dostrzeżenie momentu oderwania od podłoża nogi pieszego, biorąc pod uwagę dynamikę sytuacji, byłoby często trudne lub wręcz niemożliwe, a nie można wymagać od kierującego, by dostosował się do normy, której nie jest w stanie spełnić.

Jak więc widać samodzielna interpretacja prawna na tak zwany chłopski rozum może okazać się tragiczna w skutkach. Mimo to PrzPrzyPL wciąż twardo stoi przy swoim:

Źródło: YouTube(1), YouTube(2), brd24 Fot: PrzPrzPL

Część odnośników to linki afiliacyjne lub linki do ofert naszych partnerów. Po kliknięciu możesz zapoznać się z ceną i dostępnością wybranego przez nas produktu – nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz niezależność zespołu redakcyjnego.

Motyw