21-latek zalogował się do aplikacji i zobaczył 2 miliony długu. Reakcja banku? „Na infolinii pomogą”

4 minuty czytania
Komentarze

Oczywiście długu, który nie należał do niego, a – jak twierdzi mężczyzna opisujący tę sprawę – do Urzędu Skarbowego. Czy banki w Polsce mogą obciążać zadłużeniem prywatnych klientów, a następnie rozkładać ręce, kiedy prosi się o szczegółowe informacje na temat ewidentnej pomyłki leżącej po stronie instytucji? Cóż, najwyraźniej tak – mimo zapewnień, że pracownicy banku na infolinii pomogą, pechowy 21-latek z Polski długo zmagał się z absurdalną sytuacją.

Na koncie nagle pojawiły się 2 miliony długu

Wyobraźcie sobie tę kuriozalną sytuację – jak co kilka dni logujecie się na konto swojego banku, a waszym oczom ukazuje się niespodziewanie kwota rodem z filmu Kariera Nikodema Dyzmy, tylko że… na minusie. Od razu analizujecie, w jaki sposób mogliście doprowadzić do sytuacji, w której na koncie w banku znajduje się prawie dwa miliony długu.

https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=pfbid02sHZTV9tRah9DZrxiwuU2csDCh2YShoyb7wU9pyvNwx2eojhNN5h2azzLQXC4xijml&id=100071289737969

Jak czytamy w poście na Facebooku, taki moment zwątpienia przeżył 21-letni Karol Pacześny, któremu mBank zapewnił niemałe „wrażenia” przypominające polski komedio-dramat. W całej sytuacji przeraża nie tylko sam fakt przypadkowego zadłużenia na ogromną kwotę, ale raczej „spychologia” problemu w wykonaniu polskich instytucji, ponieważ ani urząd, ani bank, ani nawet policja, nie czuli się zobowiązani, aby sprawę wyjaśnić, a przynajmniej pomóc poszkodowanemu mężczyźnie w uzyskaniu rzetelnych informacji.

Instytucje państwowe i finansowe umywają ręce

Kiedy mężczyzna zobaczył prawie 2-milionowy dług na swoim koncie, niezwłocznie sprawdził sygnaturę egzekucyjną i skontaktował się z Urzędem Skarbowym, który poinformował go, że dług nie należy do niego, a właśnie… do Urzędu Skarbowego. I to w dodatku placówki zlokalizowanej 500 km od miejsca zamieszkania Pana Karola.

Urząd, po przeanalizowaniu sygnatury transakcji oraz rejestru stwierdził, że błąd ewidentnie leży po stronie banku. Kiedy Pan Karol próbował wyjaśnić pomyłkę w placówce mBanku, dowiedział się, że przecież nie można ściągnąć z niego długu, który… nie jest jego. Mimo zapewnień w komentarzu na Facebooku, że „konsultant pomoże” (patrz – obrazek poniżej). Wszystko dlatego, że pracownik prawdopodobnie zajął konto Pana Karola, a nie osoby, do której dług faktycznie należał. Pomocy odmówiła także policja, sugerując zgłoszenie sprawy do prokuratury.

Tym sposobem zadłużony na prawie dwa miliony Polak został pozbawiony możliwości podejmowania kolejnych kroków w batalii z instytucjami. Urząd Skarbowy odmówił wystawienia oficjalnego poświadczenia, potwierdzającego, że zaległość na koncie nie należy do niego, dopóki nie otrzyma od petenta pisma z prośbą o wystawienie takiego dokumentu (nie, nie pomyliłam się, to tylko groteska polskiego systemu). Oczywiście możemy się tylko zastanawiać, ile czasu zająłby taki proceder. A dług na koncie nadal widniał.

Co jest z Tobą nie tak Polsko? Jak to jest, że z dnia na dzień z powodu braku kompetencji i profesjonalizmu urzędników i pracowników banku (osób, do których społeczeństwo powinno mieć zaufanie), budzisz się i nagle stajesz się dłużnikiem państwa na prawie 2 MILIONY złotych!?

– pyta Pan Karol Pacześny w poście na Facebooku

Kafkowska sytuacja

Prawdopodobnie dopiero po nagłośnieniu sprawy w internecie (post Pana Karola ma ponad 5 tys. udostępnień, a mBank został w nim oznaczony), bank poczuł się do odpowiedzialności, aby sytuację rozwiązać niezwłocznie. Przy kolejnej wizycie w placówce mBanku okazało się, że przypuszczenia poszkodowanego były słuszne – pracownik pomylił numer rachunku bankowego, zadłużając nie tego klienta. Chociaż sprawa zakończyła się pomyślnie, ponieważ zaległość została zdjęta z konta Pana Karola, nie da się przewidzieć, co by się stało, gdyby nie zdecydował się skorzystać z siły internetu i mediów społecznościowych. Nie dowiemy się także, czy reakcja ze strony banku podyktowana była chęcią pomocy mężczyźnie czy obawą przed ostracyzmem społecznym w sieci. Osobiście postawiłabym jednak na posunięcie marketingowe. I wiem, że na pewno wielu z was podzieli moje zdanie.

Pomyłki w obszarze bankowości internetowej, takie jak ta opisana w powyższym poście, stawiają pod znakiem zapytania bezpieczeństwo i rzetelność systemów państwowych oraz odpowiedzialność instytucji finansowych za SWOJE błędy.

Pamiętacie Józefa K. z Procesu? Klient z pewnością czuł się jak „kafkowski bohater” uwikłany w instytucjonalną sieć sprawującą nad nim kontrolę za pomocą bliżej nieokreślonej siły lub władzy.

Źródło: Facebook, oprac. własne

Motyw