karty zdrapki

Karty zdrapki – dawniej prosta forma doładowania konta, dziś gratka dla kolekcjonerów

4 minuty czytania
Komentarze

Jeszcze kilkanaście lat temu były w każdym kiosku, markecie i saloniku GSM, ale dziś mało kto o nich pamięta. Plastikowe karty zdrapki służące do doładowania telefonu nabywali praktycznie wszyscy posiadacze ofert prepaid. Teraz ma je jedynie garstka hobbystów oraz ci, którym zawieruszyły się one gdzieś na dnie szuflady.

Tak wyglądały karty zdrapki

Karty zdrapki kilkanaście lat temu były dostępne na każdym kroku. W kioskach, sklepach i punktach z telefonami wystawiano je obok starterów. Zdrapki musiał mieć w ofercie każdy operator dający klientom możliwość korzystania z oferty prepaid. Po zakupie karty o określonym nominale należało zdrapać warstwę zakrywającą 14-cyfrowy kod, a następnie wpisać go na klawiaturze swojego telefonu, poprzedzając go innym, krótszym kodem charakterystycznym dla danego operatora (np. w Orange było to *125*kod-ze-zdrapki#).

Zdrapki doładowujące były wielkości karty z banku, co pozwalało operatorom starać się przyciągnąć uwagę klientów atrakcyjną jak na tamte czasy warstwą wizualną. Na logotypach poszczególnych telekomów oraz grafikach w barwach danej sieci się jednak nie kończyło. Ciekawymi produktami były kolekcjonerskie serie zdrapek wypuszczane na rynek np. przy okazji imprez sportowych.

fot. Allegro Lokalnie

Przykładowo w 2006 roku pojawiły się karty doładowujące Orange z motywami piłkarskiej Ekstraklasy przewidziane dla osób z taryfami POP, Orange Go i Orange Twój Mix. Było to czasie, gdy pomarańczowy operator sponsorował najważniejszą polską ligę piłki nożnej. W salonach Orange dało się kupić karty z wizerunkami 16 drużyn występujących w Ekstraklasie. Szczęśliwcy mogli też trafić na specjalną, siedemnastą kartę, która pozwalała wysłać 1500 SMS-ów w cenie 1 grosza. Z serią kart powiązana była loteria dla kibiców. Główną nagrodą był wyjazd na mecz reprezentacji do Portugalii.

Plus z kolei w 2010 roku zaproponował siatkarską kolekcję kart, co wiązało się z tym, że operator był sponsorem polskiej siatkówki. Seria zawierała 16 kart z wizerunkami polskich siatkarzy, trenera oraz całej drużyny. Tę ostatnią można było zdobyć tylko w ramach konkursów i promocji organizowanych przez Plusa. Każda karta doładowywała konto o 30 złotych i przedłużała jego ważność o 30 dni. Kod doładowujący mogły wykorzystać osoby z ofertami 36.6, Simplus, iPlus na kartę oraz Mix Plus.

Koniec tej formy doładowań był kwestią czasu

fot. OLX

Karty zdrapki miały dwie wady, które nie pozostawały bez wpływu na sens stosowania takiego rozwiązania. Pierwszą była łatwość uszkodzenia 14-cyfrowego kodu. Usuwając warstwę ścieralną, wielu osobom zdarzało się przy okazji zdrapać cyfry konieczne do doładowania konta. Wtedy pozostawało zgadywanie (jeśli nieczytelne były tylko pojedyncze cyfry) lub dzwonienie na infolinię bądź wycieczka do salonu operatora i liczenie na to, że uda się wyjaśnić sprawę i doładować konto. Drugim potencjalnym problemem była dostępność doładowań za określoną kwotę w danym punkcie sprzedaży. Karty zdrapki musiały fizycznie dotrzeć do każdego kiosku i sklepu. Mogło się zdarzyć, że akurat interesujący nas wariant doładowania nie był dostępny.

Karty zdrapki stopniowo zaczęły być wypierane przez papierowe wydruki z terminala. Sprzedawca, łącząc się z systemem, mógł w prosty sposób wygenerować doładowanie na dowolną kwotę do dowolnej sieci. Czasami wystarczyło podać sprzedawcy swój numer telefonu i zapłacić, by środki trafiły na nasze konto. Te metody są zresztą nadal dostępne, tyle że mało kto już z nich korzysta, przynajmniej wśród osób biegle posługujących się smartfonami. Konto można w końcu doładować bez wychodzenia z domu, z poziomu aplikacji banku lub w aplikacji operatora, płacąc np. Blikiem.

Czytaj także: Idea, Tak Tak, 36.6 i nie tylko, czyli zapomniane marki polskich operatorów

Dziś karty zdrapki budzą zainteresowanie przede wszystkim kolekcjonerów. Co jakiś czas na platformach aukcyjnych można znaleźć oferty z kolekcjami zdrapek z wykorzystanymi kodami – ceny zaczynają się od kilkunastu-kilkudziesięciu złotych, choć nie brakuje też znacznie droższych propozycji. W masowym użyciu karty doładowujące, mimo pewnego uroku – podobnie jak wiele innych rzeczy w technologiach i telekomunikacji – zostały zastąpione przez szybsze i wygodniejsze rozwiązania.

zdjęcie główne: Allegro Lokalnie

Motyw