Laptopy Razer Blade na 2024 rok poznaliśmy dopiero niedawno, ale z miejsca zrobiło się o nich głośno. Sławna firma produkująca sprzęt dla graczy pewna swego wkroczyła do hal Las Vegas podczas Consumer Electronic Show (CES). Ale czy najświeższe laptopy gamingowe prezentują się równie dobrze na żywo, co w starannie przygotowanych materiałach producenta?
Spis treści
Razer zatrząsł na CES – i to dosłownie
Samo ogłoszenie najnowszych sprzętów z rodziny Razer Blade odbyło się wprawdzie tuż przed samymi targami CES, ale dopiero teraz uczestnicy wydarzenia mają możliwość zapoznania się z nowym sprzętem na własną rękę. Stoisko Razera położone tuż przy wejściu do centralnej hali Las Vegas Convention Center szybko stało się obowiązkowym punktem na agendzie znakomitej większości dziennikarzy.
Niemałą popularnością cieszyły się już frontalnie postawiony sprzęty znacznych rozmiarów. Spocząć można było na „gamingowym tronie”, jak firma nazywa najnowszy fotel Razer Iskur V2. Ten wyposażony był dodatkowo w Project Esther, czyli gamingową… poduszkę, a tak właściwie matę, którą nakłada się na fotel dla graczy lub biurowy.
Esther wykorzystuje 16 silników haptycznych, których zadaniem jest odpowiednio „zatrząść” graczem, w zależności od tego, co właśnie dzieje się na ekranie. Choć Razer wcześniej eksperymentował już z tą ideą, to najnowszy produkt został jeszcze udoskonalony i korzysta teraz z technologii ochrzczonej Razer Sensa HD Haptics. Ta pozwala twórcom gier na jeszcze większą precyzję w kontrolowaniu reakcji haptycznych, co z kolej przeradza się w głęboką immersję użytkownika.
Laptopy Razer Blade na CES 2024
Najbardziej obleganą częścią stoiska był jednak piedestał ze wspomnianymi już laptopami Razer Blade 2024. Nic dziwnego, bo producent pochwalił się przełamaniem granic, czyli wyposażeniem Blade 16 w ekran OLED z superpłynnym odświeżaniem na poziomie 240 Hz i czasem reakcji liczącym zaledwie 0,2 ms. To pierwszy taki sprzęt na świecie.
To, co najważniejsze, ciężko jest oddać na zdjęciach. W krótkim czasie, jaki spędziłem z laptopem, na obrazie rzeczywiście można było zawiesić oko. Ba, już sama rożnokolorowa tapeta prezentowała się znakomicie. Jej dobór to oczywiście nie przypadek. Razer podkreśla bowiem, że każdy z najnowszej generacji Blade’ów ma znakomicie oddane kolory oraz potwierdzający to certyfikat Calman Verified.
Oznacza on, że taki laptop sprawdzi się nie tylko w grach, ale też podczas precyzyjnej obróbki wideo czy zdjęć. Nie dane mi jednak było na nim pograć, by dokładniej przyjrzeć się odświeżaniu czy opóźnieniom.
Dużo łatwiej ocenić jednak można dość obiektywne parametry – rozmiary i wagę. Zwykle laptop gamingowy kojarzy się z tęgim sprzętem, który nie do każdego plecaka się zmieści, a jego noszenie może wymęczyć. Byłem pod wrażeniem smukłości Blade’ów, a nawet ich ciężar nie wydawał mi się problematyczny.
Przykładowo Blade 16 waży 2,45 kg, a najmniejszy Razer Blade 14 to już 1,84 kg. Producent nie podał dokładnych danych dla Blade 18, ale i tu ciężar „w ręku” nie był dla mnie nadmierny, biorąc pod uwagę przekątną sprzętu i gamingowe podzespoły.
Największy Blade 18 mimo jego prezentacji nadal pozostaje owiany tajemnicą. Jego dwaj mniejsi bracia debiutują na rynku już w styczniu, a on sam – „później w 2024 roku”. Sporo wiemy o jego ekranie (18-calowy wyświetlacz w 4K i z odświeżaniem 165Hz), ale Razer jak na razie zachowuje dla siebie większość pozostałych szczegółów.
Jednym ostatnich punktów zaczepienia jest obecny w Blade 18 port Thunderbolt 5, a technologia ta została ogłoszona przez Intela zaledwie we wrześniu 2023 roku. Przepustowość nawet do 120 Gbps (w trybie Bandwidth Boost) pozwala na niezłe wyczyny, co Razer także wykorzystał przygotowując swoje stoisko. Widok gamingowego laptopa podłączonego do trzech ogromnych monitorów 4K zdecydowanie wywołuje efekt wow.
Źródło: oprac. własne, Razer. Zdjęcie otwierające: Krzysztof Sobiepan / Android.com.pl
Część odnośników to linki afiliacyjne lub linki do ofert naszych partnerów. Po kliknięciu możesz zapoznać się z ceną i dostępnością wybranego przez nas produktu – nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz niezależność zespołu redakcyjnego.