Chromebook do montowania filmów

Spróbowałem zmontować film na Chromebooku. Zatęskniłem za Movie Maker z Windows XP

6 minut czytania
Komentarze

Lista rzeczy, do których Chromebook się nie nadaje, jest naprawdę długa. Jednak coś się ostatnio ruszyło w jednej z tych kwestii, a dokładniej w kwestii związanej z montażem filmów. Po pierwsze, samo Google dodało w aplikacji galerii opcję, która pozwala na montaż klipów filmowych. Po drugie, na Chrome OS jest dostępna Lumafusion, czyli półprofesjonalny program do montażu filmów znany z iOS i iPadOS. Czy więc Chromebook można nazwać maszynką do montażu?

Chromebook do montażu filmów to porażka

Chromebook do montażu filmów
fot. InspiredImages/Pixabay

Nie, zdecydowanie nie. I nie chodzi tutaj wcale o najbardziej oczywistą z kwestii, czyli wydajność. W końcu większość Chromebooków to budżetowe laptopy o mocy, z którą Windows miałby duży problem. Nie można więc oczekiwać, że urządzenia tej klasy zmontują film w jakimś sensownym czasie, czy pozwolą na gładkie i szybkie przewijanie timeline w aplikacji. Tym bardziej że mój prywatny Chromebook to maszynka z naprawdę słabym układem MediaTek. Używanie kwestii wydajności jako argumentu miałoby tyle samo sensu, co twierdzenie, że Windows nie nadaje się do gier, bo Cyberpunk 2077 nie chciał nawet się odpalić na 10-letnim tablecie z Windowsem 8, który w specyfikacji ma 2 GB RAM, oraz Atoma z serii X5. 

Problemy Chromebooków z montażem filmów nie tkwią w samym sprzęcie, a w aplikacjach. A te są… no cóż, po prostu do niczego. I to nie tylko w kontekście montażu zawodowego montowania filmów, czy tworzenia kanału na YouTube. Aplikacje dostępne na Chrome OS zawodzą nawet w przypadku próby zmontowania prostego filmiku z wakacji, który ma być jedynie pamiątką dla nas samych. 

Lumafusion na Chromebooki to porażka

Chromebook do montażu filmów

Zacznijmy od zewnętrznego program, po którym spodziewałem się najwięcej, czyli od Lumafusion. Ten program do montowania filmów jest bardzo chwalony przez użytkowników urządzeń z logo nadgryzionego jabłuszka i nie bez powodu, co sam sprawdziłem w przypadku smartfona z Androidem. Jednak w przypadku Chromebooka nie sprawdza się ani trochę, chociaż pozornie jest idealny.

Ma pełną obsługę myszki i skrótów klawiszowych i ani trochę nie przypomina programu ze smartfona uruchomionego na niedostosowanym pod niego urządzeniu. Cały ten piękny obraz psuje tylko jedna wada… nie działa podgląd. Co z tego, że można swobodnie przycinać obraz, a nawet kadrować, skoro nie widzimy, co przycinamy, ani co kadrujemy? Tutaj nie pomogło nic: restarty aplikacji, restarty Chromebooka, ani nawet reinstalacja Lumy: ta nie wyświetla obrazu i już.

Chromebook do montażu filmów

I oczywiście: nie brakuje w sieci filmów, gdzie Lumafusion na Chrome OS pięknie działa. Sęk w tym, że wydanie ponad 100 złotych na aplikację, która być może będzie działała poprawnie, a być może nie zadziała w niej kluczowa funkcja, jest czymś, co nie powinno mieć miejsca. Tym bardziej że producent może ograniczyć jej dostępność do tylko konkretnych modeli, na których ta została sprawdzona. Oceny w Google Play nie bez powodu są tak niskie, mimo że aplikacja jeśli działa bez problemów, to „jest genialna”.

Chromebook
Fot: Google Play

Montaż filmów na Chromebookach to porażka także w narzędziu Google

No dobrze, ale gdzie firmy trzecie nie dowiozą, tam przecież narzędzia od samego Google nie zawodzą, prawda? No cóż… nie. Zacznijmy od tego, że aplikacja Zdjęcia, która ma zaszyty edytor filmów, nie obsługuje formatu webm. Czemu uważam to jednak za tak duży problem? Otóż to właśnie w tym formacie Chrome OS zapisuje pliki wideo z przechwycenia ekranu. Mamy więc sytuację, w której autorskie narzędzie Google do montowania filmów na Chromebooku nie obsługuje formatu, który wybrało Google do zapisywania nagrań ekranu na Chromebooku. Widać tutaj pewną niekonsekwencję, prawda?

Jednak większość osób chce montować nagrania z kamery, a nie z pulpitu. Dlatego sprawdźmy, jak aplikacja radzi sobie z plikiem MP4, pobranym z darmowej bazy Pixabay… a raczej sobie nie radzi. Zacznijmy od tego, że potrafi się ona wysypać w trakcie działania, co jest raczej mało zachęcające podczas pracy nad projektem.

Na całe szczęście zbyt wiele tej pracy nie stracimy, ponieważ o ile aplikacja umożliwia kadrowanie, zmianę proporcji, czy nakładanie różnych filtrów, to zabrakło tak oczywistej opcji wycinania. 

I teoretycznie można dodawać ten sam klip wiele razy, skracać go i w ten sposób montować, ale to nie powinno wyglądać w ten sposób. Jedna, prosta opcja będąca podstawą montażu powinna być dziecinnie prosta w obsłudze, a nie wymagać kombinowania. Problem ten nie występuje w przypadku dźwięku: ten można dodać, ale nie można w żaden sposób go edytować.

Nie mówię nawet o przycinaniu, ale brakuje tak oczywistej opcji, jak zmiana jego głośności. Nie ma nawet ścieżki dźwiękowej – wbrew nazwie w aplikacji. Zamiast tego możemy dodać jeden plik i to by było na tyle.

Montaż filmów na Chromebooku – czy to wszystko?

Oczywiście, że nie. W końcu na Androida jest cała masa programów do montażu, które poradzą sobie znacznie lepiej. Sęk w tym, że są to już aplikacje stworzone pod smartfony i tablety. Ich obsługa na urządzeniu z myszką i klawiaturą, za to bez dotykowego ekranu, jest zwyczajnie mniej wygodna, niż na smartfonie. Tym samym montaż filmów na Chromebooku obecnie nie ma najmniejszego sensu. Już stareńki PC z Windowsem XP dzięki Windows Movie Maker był przy nim prawdziwym, zaawansowanym kombajnem do obróbki nagrań. Wielka szkoda, że Google, nawet ze swoim programem, jest dalekie od tego poziomu.

Nie zmienia to jednak faktu, że jeśli ktoś nie potrzebuje komputera do gier, czy montażu filmów, a głównie działa z aplikacjami webowymi, lub po prostu przegląda sieć, to Chromebook może być najlepszym możliwym wyborem.

Źródło: Pixabay/adege

Część odnośników to linki afiliacyjne lub linki do ofert naszych partnerów. Po kliknięciu możesz zapoznać się z ceną i dostępnością wybranego przez nas produktu – nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz niezależność zespołu redakcyjnego.

Motyw