Trzech wojowników z gry diablo 4 walczących z demonami; jeden z ogromnym młotem, drugi z łukiem, a trzeci z ręcznym ostrzem otoczonym płomieniami.

Było źle, ale do Diablo 4 warto teraz wrócić [OPINIA]

5 minut czytania
Komentarze

Długo wyczekiwana rewolucja w Diablo 4 nareszcie nadeszła. Aktualizacja Loot Reborn, wprowadzona do gry wraz z sezonem czwartym, oznaczała dla tytułu Blizzarda prawdziwe trzęsienie ziemi. I bardzo dobrze, że w końcu nadeszło.

Blizzard nie ma ostatnio zbyt dobrej passy. Overwatch 2 i zmiana kierunku rozwoju marki okazały się prawdziwą katastrofą. Warcraft Rumble — stoi w miejscu. Diablo Immortal, choć dobrze zarabia, również przez większość jest głośno krytykowane. W World of Warcraft wprawdzie nie dzieje się źle, ale jak na giganta — Blizzard „radzący sobie” na zaledwie jednym froncie, to niekoniecznie scenariusz, który nazwać można „spełnieniem oczekiwań”.

Nowa era Diablo 4

Potężna przebudowa kluczowych systemów w Diablo 4 ma być niejako początkiem nowej ery i powrotu Zamieci do łask. Czy długofalowo się to uda — tego oczywiście nie wiem, ale zrobiony krok postawiono niewątpliwie we właściwą stronę. Bo po kilku miesiącach przerwy, powrót do Sanktuarium okazał się szaleniem przyjemną przygodą.

Zrzut ekranu z gry komputerowej Diablo 4 z postacią walczącą z wrogami, interfejs gry pokazuje informacje o zdrowiu i zadaniach.
Fot. Łukasz Gołąbiowski / screenshot z gry Diablo 4 (Blizzard)

Gra pod kątem kampanii wypadała bardzo dobrze i powszechnie zbierała za nią pochwały — ale tak jak zaznaczałem w recenzji Diablo 4, pewien problem stanowił (kluczowy dla tego gatunku) endgame. I ten, im więcej osób do niego docierało i im dłużej w tytuł graliśmy, okazywał się jeszcze bardziej problematyczny, niż niektórzy zakładali.

Głosy niezadowolenia musiały przekładać się także i na wyniki finansowe, bo choć Diablo 4 sprzedało się bardzo dobrze, to jednak wydawca zakładał, że będzie godnie zarabiał także i na mikrotransakcjach oraz battle passach. A skoro graczy ubywało — nie było ich komu sprzedawać. Loot Reborn, aktualizacja powiązana z sezonem czwartym, miała ten poziom zainteresowania ze strony fanów hack’n’slashy nieco „podkręcić”. I podkręciła bardzo skutecznie, bo choć z tytułem w nowej wersji spędziłem dopiero kilkanaście godzin, to już widać, że wiele największych bolączek i problemów wygładzono. A odbiór reszty społeczności, chociażby na Reddicie, pokazuje, że gracze są BARDZO zadowoleni.

Piekielne Przypływy i piekielnie dobra zabawa

Po pierwsze — progresja przebiega znacznie sprawniej i jest zwyczajnie bardziej satysfakcjonująca. Zmian doczekało się tempo zdobywania poziomów, ale to nie tak, że podkręcono jedynie licznik. W dużej mierze odpowiedzialne są za to całkowicie przeprojektowane Piekielny Przypływy. Teraz to trwający niemal nieustannie festiwal sieczki, podczas którego ani przez chwilę nie przestajemy wymachiwać toporem oraz różdżkami. Potworów jest mnóstwo, nieustannie trafiamy na nowe wydarzenia oraz eventy, elitarnych monstrów jest na pęczki, a wszystko to polane gęstym sosem pysznego, potężnego lootu.

Przedmiotów legendarnych i unikalnych oczywiście zawsze było sporo, ale teraz dostajemy do nich dostęp znacznie wcześniej. Dzięki temu buildy naszych postaci szybciej nabierają konkretnego kształtu, ich potęga jest bardziej odczuwalna nie tylko w okolicach 60-70 poziomu, a i zwyczajnie milej się gra, gdy wiemy, że ta miła, potężna niespodzianka może wypaść z przeciwników w każdej chwili.

Dużą zmianą, jednocześnie bardzo pozytywnie postrzeganą niemal przez całą społeczność, jest także wprowadzenie tzw. Dołów Rzemieślnika — specjalnej, endgame’owej aktywności… do złudzenia przypominającej Głębokie Szczeliny z Diablo 3. Nazwa jest inna, wizualia nieco inne, ale mechanika działania — praktycznie taka sama. Ot, po osiągnięciu odpowiedniego poziomu progresji w Podziemiach Koszmarów, odblokowujemy owe Doły. Po wejściu, mamy ograniczony czas na zabicie odpowiedniej liczby przeciwników. Gdy się nam to uda — mierzymy się z bossem i możemy następnie przejść na niższy, trudniejszy poziom w poszukiwaniu coraz potężniejszych nagród.

A na tym nie koniec zmian…

Blizzard zafundował nam także i kilka innych pomniejszych zmian związanych np. z dodatkowym systemem progresji w postaci reputacji (na razie tylko jednej frakcji — Żelaznych Wilków), sortowaniem przedmiotów, uproszczeniem niektórych statystyk… Ale także i całkowicie przebudował ulepszanie przedmiotów. Dodając nowe mechaniki — hartowanie oraz udoskonalanie — możemy dodatkowo modyfikować naszą broń oraz pancerze, w poszukiwaniu coraz to lepszych kombinacji. Zmodyfikowano także system aspektów, dzięki którym możemy zmieniać charakter dodatkowych umiejętności poszczególnych przedmiotów.

Diablo 4 oczywiście nadal boryka się z paroma bolączkami – ot, nadal nudnymi Podziemiami Koszmarów, zapychającym się śmieciami ekwipunkiem, kulawą nawigacją, powtarzalnymi lokacjami i jeszcze kilkoma innymi elementami. Mimo to, dzięki szeregowi zmian z najnowszej aktualizacji, w końcu gra się w to przyjemnie — także w dłuższych sesjach. Czy to samo będę w stanie powiedzieć i po 50 czy 100 godzinach w sezonie czwartym? Tego oczywiście nie wiem, ale wszystkie znaki na niebie (piekle?) i ziemi wskazują na to, że Blizzardowi udało się przynajmniej przebudować fundamenty gry na takie, na których stawiać można dobrego i długo angażującego hack’n’slasha. A to dobry znak.

Skoro powiedzieli A, teraz pora powiedzieć B i zacząć prace nad dalszymi zmianami… No a pod koniec tego roku, otrzymamy pierwsze rozszerzenie — Vessel of Hatred. Więc — miejmy nadzieje, że udane — kolejne rewolucje mamy praktycznie jak w banku.

Część odnośników to linki afiliacyjne lub linki do ofert naszych partnerów. Po kliknięciu możesz zapoznać się z ceną i dostępnością wybranego przez nas produktu – nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz niezależność zespołu redakcyjnego.

Motyw