EVE z gry Stellar Blade z zielonymi włosami i złotymi okularami, ubrana w żółtą bluzę z kapturem, patrzy na ptaka w dżunglowym otoczeniu.
LINKI AFILIACYJNE

Recenzja gry Stellar Blade. Dawno nie mieliśmy tak seksownego debiutu

15 minut czytania
Komentarze

Stellar Blade koreańskiego studia Shift Up jest pierwszą grą AAA zespołu wypuszczoną wyłącznie na PlayStation 5. Jednakże w związku z tą ekskluzywnością (tytuł nie ukaże się chwilowo nawet na komputerach PC) wiąże się też ogromna przewaga nad innymi niezależnymi ekipami.

Sony Interactive Entertainment oraz XDEV (jedno ze studiów PlayStation) zaoferowały pełną pomoc przy produkcji gry i widać to na każdym kroku. Seksowny jest bowiem cały Stellar Blade, a nie tylko jego główna bohaterka – EVE.  To naprawdę porządny kawał produkcji, która godna jest obecnej generacji sprzętu i warta nawet proponowanych 339 złotych w dniu premiery.

Zalety

  • kapitalny system walki à la soulslite, który nagradza cierpliwość i stanowi wyzwanie na każdym etapie gry, niezależnie od postępów gracza
  • oprawa wizualna gry, szczególnie modele głównych postaci oraz napotykanych potworów (Naytiba)
  • fenomenalna ścieżka dźwiękowa, od techno po gitary, wszystko pasuje idealnie
  • polska wersja językowa (napisy)
  • rozsądne wykorzystanie haptycznych wibracji w DualSense
  • szerokie możliwości dostosowania umiejętności i wyglądu EVE pod gracza
  • różnorodność minigierek, pokaźna obecność sekwencji platformowych
  • główny wątek fabularny wciąga i zawiera ciekawe zwroty akcji
  • zadania poboczne świetnie budują świat przedstawiony, ale…

Wady

  • …spora część z nich jest mało interesująca nie tylko w kontekście rozgrywki, ale też dialogów
  • brak możliwości dokończenia zadań pobocznych po skończonej grze
  • dział marketingowy lepiej wykorzystał seksapil głównej bohaterki, niż sama gra

Recenzja Stellar Blade – Podsumowanie

Stellar Blade to tytuł, który bierze mnóstwo od najlepszych gier na PS4 i PS5, a następnie opakowuje to w swój azjatycko–seksowny sos. Mamy wspaniałą oprawę muzyczną, świetną optymalizację i boskie wręcz sylwetki bohaterów. W porównaniu do innych produkcji z tego rejonu tytuł nie jest przeciągnięty do granic możliwości i to wyłącznie od gracza zależy, czy będzie chciał z nim spędzić 20 lub 40 godzin. Pośpiech nie jest jednak zalecany, ponieważ efekciarski system walki stawia gracza zawsze na baczność, a zadania poboczne choć monotonne, kapitalnie budują świat przedstawiony i zwiększają siłę dopieszczonego wątku głównego. Niezależnie od obranej drogi, na koniec i tak będziecie żałować, że przygoda już się kończy.

9/10
Ocena

Stellar Blade [PS5]

  • Grywalność 9
  • Oprawa A/V 9
  • Klimat 9
  • Warstwa techniczna 9

Stellar Blade, czyli dystopijna walka ras

Jeden z najnowszych zwiastunów gry Stellar Blade

Ludzkość w Stellar Blade nie ma wielkich szans, bo jest już na skraju wyginięcia. Utrzymujące się na powierzchni miasto Xion przetrwało tylko dzięki woli walki EVE, ostatniej ocalałej wojowniczki z kosmicznego oddziału Matki Sfery, mającej w opiece wszystkich mieszkańców Ziemi. Każde wyjście poza miasto to starcie z brutalną prawdą i masa zgniłych trupów. Potworna rasa Naytiba żyje jak zwierzęta i podobnie się rozmnaża, działając na podstawowych instynktach i zabijając każdego, kto tylko się napatoczy.

Główną misją EVE jest wyeliminowanie Starszego Naytiba, a co za tym idzie przywrócenie ludzkości szans na rozwój gatunku. Pomaga jej w tym dwójka towarzyszy. Wybawiciel głównej bohaterki i ekspert w rekonesansie, Adam, a także malutka specjalistka od technicznych spraw, czyli Lily. To w ich towarzystwie spędzimy od ok. 30 do 40 godzin, w zależności od tego, jak bardzo będziecie chcieli pomagać mieszkańcom Xionu, eksplorując Wielką Pustynie i Pustkowia, tereny otaczające miasto i otwarte sekcje gry, stanowiące wyraźne przerwy w liniowym wątku głównym.

Slasher, soulslike, strzelanka – wszystko, czego dziś chcę

Kobieca postać z Stellar Blade w czerwonej zbroi strzela z broni w przemysłowym otoczeniu w grze wideo.
EVE korzysta z drona nawigacyjnego, który po wciśnięciu lewego triggera zamienia się w wielofunkcyjny karabin. I tak, haptyka kontrolera DualSense to również mocna strona dzieła Shift Up. Fot. Stellar Blade / własny zrzut ekranu

Po ograniu wersji demonstracyjnej Stellar Blade, pełna wersja potrafiła nadal zaskoczyć mnie w aspekcie walki. Jedno się nie zmieniło, to dalej system, który stawia gracza w ciągłej defensywie. Najpierw walczymy wyłącznie mieczem, ale później Lily udoskonala też naszego drona, dzięki czemu zyskujemy dystansową alternatywę do mordowania Naytiba.

Warto tu podkreślić jednak, że dron jest wyłącznie mocnym dodatkiem, a nie bronią, o którą można oprzeć całą taktykę, przynajmniej w moim odczuciu. Pierwsze skrzypce gra tutaj cybernetyczny miecz, służący nie tylko do ataku, ale też obrony. Tytuł mocno nagradza perfekcyjne opanowanie parowania ofensywy przeciwników, ale też i szybkość reakcji na ataki, które można skontrować mignięciem (niebieskie światełko), odbiciem (fioletowe światełko) lub unikiem (żółte światełko).

Walka jest jednym z najmocniejszych aspektów Stellar Blade, ponieważ nawet jeśli rozsądnie ulepszymy umiejętności EVE, dalej nie możemy pozwolić sobie na lekkomyślne starcia. Nie tylko w kontekście licznych i zróżnicowanych tempem bossów, ale też i pojedynczych przeciwników.

Grupa małych pająków, dezorientujących nas w przestrzeni, może być groźniejsza od jednego człekokształtnego demogorgona, którego odruchów nauczyliśmy się już na pamięć. Rytmiczny aspekt uników i parowania sprawił, że szybko odnalazłem się w realiach walki Stellar Blade, nawet jeśli wcześniej grywałem w bardziej klasyczne slashery.

W każdej lokacji mogłem spotkać nowe potwory, co cieszy jak na skłonność azjatyckich gier do powtarzalności. Tutaj widzicie jedno z przepięknie zanimowanych wykończeń, które odpala się po przełamaniu postawy kilkoma perfekcyjnymi parowaniami. Fot. Stellar Blade / własne zrzuty ekranu

Soulslike’owe zapędy twórców hamowane są przez galerię dodatkowych umiejętności, które mocno ułatwiają starcia z bossami. Piszę tu o granatach ogłuszających, ale też specjalnych ciosach BETA, ładowanych za prawidłowo wyprowadzone uniki, ataki lub perfekcyjne parowanie, w zależności od tego, jak mocno ulepszyliśmy każdy z aspektów w drzewku umiejętności. W późniejszej fazie gry dostajemy też mocniejsze ciosy szału oraz osobny tryb ostateczny, trwający kilkanaście sekund.

Choć pod koniec gry spamowałem wręcz w bossów umiejętnościami w idealnie obliczonych sekwencjach, dalej musiałem pozostać w pełnym skupieniu, bo chwila nieuwagi i przeciwnik mógł łatwo wyczyścić mi pasek zdrowia, zmuszając mnie do wycofania i leczenia.

A to z kolei daje mu zawsze niebezpieczną możliwość ataku dystansowego, który trudniej odeprzeć perfekcyjnym parowaniem niż zwykłe uderzenie lub cios reakcyjny (mignięcie lub odparcie). To właśnie odróżnia Stellar Blade od takiego God of War Ragnarok czy Horizon Forbidden West, gdzie taktykę dostosowuje się bardziej pod wrażliwość przeciwnika na żywioły.

Tytuł studia Shift Up proponuje też w swoim sosie lekką roguelike’ową nutę, bo nie bez powodu nazwałem Stellar Blade grą typu soulslite. Magiczny trick polega na tym, że niezależnie ile razy zginiesz, i tak każdy zabity przeciwnik pozwala ci zbierać punkty umiejętności. Oznacza to, że nawet jeśli zginiesz w jednej sekcji 20 razy, zawsze wrócisz do niej odrobinę silniejszy, bo już będziesz mógł rozdać 1 lub 2 cenne punkty umiejętności.

Jest to szczególnie przydatne na trudnym poziomie rozgrywki, odblokowywanym po podstawowym przejściu gry. Tam już trzeba uczyć się ruchów przeciwników i bossów na pamięć, a także wykorzystywać elementy otoczenia (wybuchające beczki). No i wygląda na to, że spróbuję przejść tytuł ponownie, bo nawet pokonanie pierwszego bossa dało mi na trudnym poziomie ogromną satysfakcję.

Na spokojnie lub na ostro, każdy bawi się jak chce

W Stellar Blade nie mogło zabraknąć klasycznych sekwencji wspinaczkowych, typowych dla gier PlayStation Studios. EVE skalą operacji może imponować nawet Tomowi Cruise’owi. Fot. Stellar Blade / własny zrzut ekranu

Odchodząc już od tematu walki, sporą siłą Stellar Blade jest różnorodność rozgrywki, którą początkowo trudno jest uchwycić. To tytuł mocno oparty na pojedynkach z mniejszymi i większymi przeciwnikami. Jednakże to zaledwie część zabawy. W pewnym momencie trafimy na dwie otwarte krainy, Wielką Pustynię i Pustkowia, które przepełnione są zadaniami pobocznymi, tymi do znalezienia na miejscu, ale i zleconymi od mieszkańców Xionu.

Pełnią one dwie naczelne role. Po pierwsze, budowanie świata przedstawionego. Choć jakość misji pobocznych mocno przypomina to, co w zeszłym roku widziałem w Final Fantasy XVI (gorsze modele NPC, zadania w stylu zabij, przynieś, pozamiataj), to świetnie one tworzą klimat produkcji, opowiadają nieco więcej o tragicznym losie ludzkości, której przyszło żyć w tak nieprzyjaznym świecie, że każde wyjście po zasoby może zakończyć się śmiercią.

Jedno z moich ulubionych wyzwań platformowych w grze. Niczym jak w Squid Game, należało wchodzić na przyciski PlayStation zgodnie z ustaloną kolejnością. W przeciwnym wypadku, EVE leciała w przepaść. Fot. Stellar Blade / własny zrzut ekranu

Po drugie, zadania poboczne pozwalają graczowi szybko zdobyć dodatkową walutę i punkty umiejętności, znacząco zwiększając szanse EVE w pojedynkach z bossami. Możemy łatwo sprawić, że perfekcyjne parowanie będzie zaliczane łatwiej, zwiększyć liczbę noszonych mikstur życia i siłę podstawowego ataku miecza, czy też odnaleźć sprzęt i egzokręgosłupy, skupiające się na konkretnych statystykach EVE.

Nie czułem się też zmuszany do grindowania, po prostu z każdym starciem widziałem, jak inwestycja w EVE szybko się zwraca. No i świetnie było czasem odpocząć od ostrego tempa głównego wątku, który jednak zamyka się w ok. 20 godzinach.

Muszę przyznać, że gra jest jednak dość liniowa. Choć pojawiają się wspomniane sekcje otwarte, wiele lokacji z Alfa Naytiba do wybicia to korytarzowe labirynty, w których napotkamy intensywne wyzwania platformowe. Przemykanie między zabójczymi laserami to klasyk, ale zaskoczyła mnie sekwencja z unikaniem plazmowych wieżyczek, gdzie sojusznikami okazały się stare ciężarówki, chroniące bohaterkę przed automatycznym celownikiem. Co się nakląłem to moje, ale twórcy wiedzą, jak zapewnić emocje także poza walką.

Czym byłaby porządna gra bez mechaniki wędkowania? Niczym. Fot. Stellar Blade / własny zrzut ekranu

Warto raz jeszcze zatrzymać się przy dronie, bo są przynajmniej dwa etapy, w których miecz zostaje wyłączony „magią fabuły” i musimy korzystać głównie z broni palnej. Jako strzelanka TPP, Stellar Blade również radzi sobie świetnie, głównie przez kilka trybów pocisków (8 pocisków naprowadzających jednocześnie, potężna laserowa wiązka, klasyczny karabin, strzelba, rakiety), ale też i rozsądne rozmieszczenie upgrade’ów dla drona jak na długość gry.

A gdyby różnorodności było nam mało – pojawia się też kilka ciekawych minigierek. Wędkowanie zdradziłem wam powyższą grafiką (bardzo dobrze opracowane), ale mamy również kilka logicznych zabaw w przestawianie źródeł energii w świecie gry, ale też i parę wirtualnych łamigłówek (pomyślcie o naukowych zadaniach w Marvel’s Spider-Man 2 lub szybkim wciskaniu kombinacji strzałek w Helldivers 2).

Spokojnie żołnierze Super Ziemi, EVE wysyła już posiłki. Fot. Stellar Blade / własny zrzut ekranu

Bardzo często odnosiłem wrażenie, że twórcy z Shift Up podpatrzyli najlepsze gry z PS4 i PS5 i dodali do swojego tytułu wiele podobnych mechanik po to, by jak najbardziej urozmaicić rozgrywkę w Stellar Blade. Misja zaliczona, bo nawet jeśli ograniczymy się do wątku głównego, produkcja ma znacznie więcej do zaoferowania niż walki bronią białą i seksowną protagonistkę.

„Nic nie jest bardziej sexy niż ubrana dziewczyna”

Portret cyfrowo stworzonej postaci o cechach azjatyckich, z ciemnymi włosami z grzywką, okularami w stylu futurystycznym i żółtym bluźnie. To EVE, postać z gry Stellar Blade
W grze znajduje się ok. 30 różnych kostiumów dla EVE, ale to ten inspirowany Kill Billem stał się moim ulubionym. Fot. Stellar Blade / własny zrzut ekranu

Tym oto sposobem przechodzimy do głównej gwiazdy, czyli EVE. Nie bójmy się tego powiedzieć, Stellar Blade chce być seksowne. Kamera w trakcie przerywników filmowych nieraz najeżdża na biust i krągłości bohaterki, bo i twórcy postanowili pójść w tym aspekcie na całość. Choć sama gra nie jest przeseksualizowana w kontekście fabularnym (a i tu można szukać powodów dla takiego wyglądu EVE), to Shift Up jest dumne ze swojej bohaterki, bo to w końcu ona sprzedaje grę swoim wizerunkiem.

Nadmierna seksualizacja byłaby oczywiście totalnym strzałem w stopę, jeśli produkcja okazałaby się wątpliwej jakości. Stellar Blade jest jednak po prostu świetną grą. W tym przypadku trudniej mi jest obwiniać Koreańczyków, że klasycznym argumentem seksapilu chcą sprzedać lata swojej ciężkiej pracy. W końcu każdego roku na rynku pojawia się kilkanaście tysięcy tytułów z całego świata, więc trzeba się wyróżnić.

Do Shift Up można mieć żal za to, że studio nie bawi się bardziej tą koncepcją w warstwie fabularnej. Nazywanie EVE „aniołem” przez każdego NPC to za mało. Gdyby chociaż pojawił się jeden powtarzający się na długość gry żart z budowy ciała EVE, seksapil bohaterki wybrzmiałby nieco lepiej. Nie jest to jednak całkowicie drętwe i pozbawione komentarza, dzięki obecnym w tytule znajdźkom. Gracze mogą zebrać mnóstwo alternatywnych, często samoświadomych, grających na walorach protagonistki kostiumów dla EVE.

Czy Stellar Blade będzie więc wodą na młyn dla wszystkich uważających, że kultura tworzy nierealistyczny kanon piękna? Z pewnością tak, ale nie można też pójść z tym argumentem w drugą skrajność i stwierdzić, że na świecie nie ma „pięknych dziewczyn z sąsiedztwa”. Z pewnością dałoby się to odnieść też do męskich postaci w grach (Kratos z God of War, Deacon z Days Gone, Clive z Final Fantasy XVI), ale nagonka na EVE wynika z dwóch faktów. Po pierwsze, to azjatycka gra i wiemy, jakie zachodni świat ma tu skojarzenia. Po drugie, zwiastunom nie udało się tak dobrze pokazać kryzysu, jaki EVE przeżywa w grze (ze względu na spoilery), przez co w oczach publiki jest traktowana jako „lalka”, a nie pełnoprawna postać z gry.

Stellar Blade można wziąć za grę od PlayStation Studios, i bardzo dobrze!

Postać w złotym stroju z Stellar Blade ucieka od eksplozji w przemysłowym korytarzu.
Wspominałem, że pojawiają się też ucieczkowe sekwencje rodem z Uncharted? Fot. Stellar Blade / własny zrzut ekranu

Stellar Blade oczarowało mnie przede wszystkim uzależniającą walką w defensywie czy zróżnicowaniem rozgrywki w wątku głównym (sekwencje strzelankowe, platformowe). Mocno przyciągnęła mnie też ciekawa fabuła o podłożu ekologiczno–egzystencjalnym (Horizon: Zero Dawn spotyka filmowe Blade Runner). Tym, co jednak przypieczętowało sukces dzieła ekipy z Shift Up, była fantastyczna ścieżka dźwiękowa.

W połączeniu z dystopijną atmosferą i azjatyckim stylem animacji mam to dziwne wrażenie, jakbym grał w „ten zapomniany, ale legendarny japoński tytuł z przełomu epoki PS2 i PS3”, tylko teraz jest on niesamowicie dopracowany i dostosowany do obecnej generacji. Trudno to opisać słowami, ale może zrozumiecie, gdy zagracie chociażby w darmowe demo produkcji.

Bardzo polecam zabawę w wersji kinowej (polskie napisy + koreański dźwięk), ale sugeruję granie w słuchawkach i wsłuchanie się w motywy muzyczne. W trakcie pojedynków zdarza się energiczne techno rodem z najlepszych odsłon serii Tekken, ale przy swobodnym przemierzaniu Pustkowia słuchałem rockowych riffów, które przypominały mi o takich zespołach jak Muse, The Cranberries czy też The Cure. Gdy znajdowałem obóz z miejscem zapisu, to było zastępowane przez lekkie, jazzowe propozycje, sugerujące spokój i chwilę na oddech.

Muzyczna różnorodność to jedno, ale wszystko zgrywa się idealnie z atmosferą w wątku głównym, przez co dzieło nieustannie i dobrze manipuluje swoim napięciem.

Jak każda inna gra, Stellar Blade także odbywa się w kosmosie. Fot. Stellar Blade / własny zrzut ekranu

Warto wspomnieć też o sprawach technicznych, bo jest co chwalić. Ostry jak brzytwa obraz przy 60 FPS sprawił, że nawet nie spojrzałem na pozostałe opcje wydajności. Kapitalnie działa też haptyka kontrolera DualSense. Świetnie wzmacniane są efekty miecza podczas walki (parowanie!), ale też i wrażenia związane z powierzchnią i pojazdami pod krokami i ślizgami EVE. W przypadku strzelania z drona zastosowano zaś blokowanie adaptacyjnych triggerów.

Podsumowując, Stellar Blade jest kolejną grą udowadniającą, że PlayStation 5 Pro jest niepotrzebne. Ba, twórcy z Shift Up dowieźli produkt, który dokonał niemożliwego i w wielu aspektach dorósł do najmocniejszych hitów PlayStation Studios.

Jak wspomniałem na początku, tytuł miał jednak tę sporą przewagę w postaci pomocy Sony oraz marketingu opartego o seksowną EVE. Przewaga ta została jednak wykorzystana perfekcyjnie, bo dostaliśmy znacznie więcej, niż wysokobudżetową wydmuszkę. Jeżeli tak wyglądałyby wszystkie gry second–party, patrzyłbym na naszą branżę ze znacznie większą nadzieją.

Zdjęcie otwierające: Stellar Blade / własny zrzut ekranu

Grę otrzymaliśmy od PlayStation Polska. Część odnośników to linki afiliacyjne lub linki do ofert naszych partnerów. Po kliknięciu możesz zapoznać się z ceną i dostępnością wybranego przez nas produktu – nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz niezależność zespołu redakcyjnego.

Motyw