Plakat promujący grę "Suicide Squad: Kill the Justice League", przedstawiający postaci z gry, w tym Harley Quinn, w dynamicznych pozach na tle dużych liter tworzących tytuł.
LINKI AFILIACYJNE

Suicide Squad nie jest tragiczne, ale po dwóch godzinach wylądowało w koszu. Zasnąłem z padem w ręku [OPINIA]

6 minut czytania
Komentarze

Suicide Squad: Kill the Justice League od kilku lat było produktem podejrzanym. To antybohaterska gra akcji z czterema postaciami i elementami gry-usługi od studia, które zasłynęło z serii rozpoczętej od Batman: Arkham Asylum (2009), typowych przygód dla pojedynczego gracza z otwartym światem. To oczywiście nie mogło się udać, choć efekt końcowy jest jeszcze bardziej rozczarowujący, niż się spodziewałem. Studio miało 9 lat na przygotowanie tej produkcji, a prawda jest taka, że dawno nie miałem do czynienia z tak nudną grą.

Chciałem polubić Suicide Squad, bo i są dobre rzeczy w tej grze

Postać przypominająca Harley Quinn z gry wideo Suicide Squad: Kill the Justice League, trzymająca kij bejsbolowy, z tekstem "Myślałam o czymś nowocześniejszym." na dole obrazu.
Fot. Suicide Squad: Kill the Justice League / własny zrzut ekranu

Jeżeli jest coś, za co mogę pochwalić Suicide Squad: Kill the Justice League, to z pewnością za taką ogólną jakość techniczną. Modele czwórki głównych bohaterów prezentują się świetnie niezależnie od ubranej skórki i widać też, że włożono sporo budżetu w przygotowanie przerywników filmowych. Szczególne wrażenie zrobił na mnie moment, gdy Green Lantern przemieszczał Task Force X (naszą czwórkę bohaterów) po zdziczałym Metropolis, eksponując szybkość działania dysku SSD konsoli PlayStation 5.

Muszę też uczciwie dodać, że tytuł działa na konsolach naprawdę sprawnie. Po felernym Gotham Knights w 30 FPS wyciągnięto wnioski i tym razem, Suicide Squad: Kill the Justice League możemy podziwiać w stabilnych 60 FPS. To jest, gdyby było co podziwiać, bo Metropolis, opanowane przez członków Ligi Sprawiedliwości opętanych przez Brainiaca, jest jedynie opustoszałą makietą przypominającą miasto, a gracz i tak głównie porusza się po dachach budynków. Oczywiście, zadaniem Suicide Squad, pod groźbą rozsadzenia głów, jest pokonanie Ligi Sprawiedliwości.

Dlaczego Suicide Squad jest tak nudną grą?

Widok z góry na miejską scenę z gry wideo Suicide Squad: Kill the Justice League, gdzie postać w niebieskim kostiumie superbohatera przelatuje nad budynkiem, a na ekranie pojawiają się elementy interfejsu użytkownika, w tym zdrowie, amunicja i punktacja.
Fot. Suicide Squad: Kill the Justice League / własny zrzut ekranu

Na papierze wszystko brzmi wspaniale. Cztery postacie do wyboru, a co za tym idzie, czteroosobowa rozgrywka kooperacyjna w sieci. Kogo tu wybrać, w końcu mamy do czynienia z czterema bardzo różnymi postaciami: King Shark, Deadshot, Harley Quinn oraz Kapitanem Boomerangiem. Niestety, wprowadzenie rozwiewa wszelkie wątpliwości, ponieważ każdą postacią gra się niemalże dokładnie tak samo.

Różnice to wyłącznie kosmetyka. King Shark pokona tę samą odległość gigantycznymi skokami, a Deadshot przeleci na plecaku rakietowym. Poza tym każda z postaci może używać większości zebranych broni i uderzać wręcz. Nawet jeśli są drobne ograniczenia, ogólne „czucie” postaci jest bardzo podobne. Dobrze, że grałem na PS5, bo przynajmniej wykorzystano potencjał kontrolera DualSense i strzelanie z ciężkiego karabinu maszynowego jest dość przyjemne, dzięki adaptacyjnym spustom i haptycznym wibracjom.

Zrzut ekranu z gry wideo Suicide Squad: Kill the Justice League przedstawiający postać wiszącą na linie przywiązanej do latającego drona nad miejskim krajobrazem w nocy, z elementami interfejsu użytkownika, w tym paskiem zdrowia, amunicją, radarem i tekstowymi wskazówkami sterowania, oraz dialogiem postaci "Będę obserwować rozwój sytuacji" na dole ekranu.
Tam gdzie twórcy Marvel’s Spider-Man zbudowali całe miasto tak, by fizyka pajęczyny była realistyczna dla uniwersum, Rocksteady idzie na łatwiznę i zaczepia linkę Harley Quinn o drona. Można się bujać? Można! Fot. Suicide Squad: Kill the Justice League / własny zrzut ekranu

Rocksteady miało 9 lat na zrobienie dobrej gry, a dostaliśmy mierną podróbę Borderlands, w której strzelamy się po dachach z mało interesującymi fioletowymi stworami. Niemalże każda misja rozegrana przeze mnie w te 2-3 godziny na tym polegała i prawie zasnąłem z nudów przed konsolą. Nie musiałem się nawet starać, żeby nie zginąć. W przypadku śmierci mogłem poprosić bota o reanimację i dalej wypluwać kilogramy ołowiu z karabinu maszynowego.

Gdyby tego było mało, fabuła na każdym kroku przypomina, że bohaterowie Ligi Sprawiedliwości (nawet jeśli opętani) wyglądają fantastycznie i wolałbym ich kontrolować w grze. Design Wonder Woman, Flasha czy też Batmana jest tak świetny, że nie rozumiem, dlaczego muszę kontrolować bandę pomylonych złoczyńców z tymi samymi umiejętnościami. Naprawdę Warner Bros. Montreal ma aż tak duże ciśnienie na markę Suicide Squad?

No i ten nieszczęsny element gry-usługi…

Najgorsze jest to, że widzę w Suicide Squad: Kill the Justice League zalążki dobrej gry. Prosty przykład — spotykamy Riddlera i ten po całej mapie Metropolis rozsiewa proste gry zręcznościowe i zagadki, w których musimy wypatrzeć interesujący przestępcę obiekt. Wcześniej udało mi się też wpaść w zasadzkę Batmana, który zamknął nas w opuszczonym muzeum i było dość klimatycznie.

Tylko właśnie, obserwując wszystkich, opętanych i zdrowych członków Ligi Sprawiedliwości, zaczynasz się zastanawiać, dlaczego właściwie nie gramy Flashem czy Wonder Woman? Dlaczego to kolejna gra Warner Bros. Montreal z wirtualną walutą do zakupienia alternatywnych skórek, skoro tytuł kosztuje już 349 złotych na start? Dlaczego rozgrywka każdą z postaci opiera się dokładnie na tym samym schemacie, jeśli Harley Quinn różni się wszystkim od Kinga Sharka? Im dłużej myślę o Suicide Squad, tym bardziej nie rozumiem sensu istnienia tej gry. To niezwykle nudna rozgrywka w uniwersum, które już pokazywało się ze znacznie lepszej strony w branży gier.

Interfejs sklepu w grze komputerowej pokazujący różne pakiety wirtualnej waluty z cenami w złotówkach, z możliwością zakupu przez PlayStation Store.
Nie mogę się doczekać, żeby wydać kolejne 229 złotych po zakupie gry za 349 złotych. Fot. Suicide Squad: Kill the Justice League / własny zrzut ekranu

Są jednak pozytywne aspekty tej krótkiej przygody. Teraz mam ochotę rzeczywiście zagrać w Batman: Arkham Asylum. Gdybyście również wpadli na taki pomysł, grajcie na PC w Batmana. Niestety, konsolowa wersja z kolekcji Batman: Return to Arkham (2016) nie dostała łatki na 60 FPS, więc jest dziś znacznie mniej grywalna. A Suicide Squad: Kill the Justice League nie polecam kupować nawet po mocnej przecenie. Jestem przekonany, że za maksymalnie rok tytuł będzie rozdawany w subskrypcjach, abonamentach, a może i nawet za darmo.

Zdjęcie otwierające: Warner Bros. Montreal / materiały prasowe

Grę otrzymaliśmy od CENEGA. Część odnośników to linki afiliacyjne lub linki do ofert naszych partnerów. Po kliknięciu możesz zapoznać się z ceną i dostępnością wybranego przez nas produktu – nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz niezależność zespołu redakcyjnego. Dostawca nie miał wpływu na treść materiału — prezentowana opinia jest niezależnym i subiektywnym poglądem autora tekstu.

Motyw