Nie otwieraj oczu Barcelona horror recenzja netflix 2023

Nie otwieraj oczu: Barcelona – recenzja. Czy spin-off wielkiego hitu od Netflix jest równie zły?

5 minut czytania
Komentarze

Oto jest! Spin-off, na który nikt nie czekał. „Nie otwieraj oczu: Barcelona” przedstawia nam wydarzenia dziejące się równolegle z akcją przeboju z Sandrą Bullock. Czy warto poświęcić mu cenny czas?

Nie otwieraj oczu: Barcelona – opis fabuły filmu

Gwoli przypomnienia, w pierwszym „Nie otwieraj oczu” Sandra Bullock przemierzała spustoszony świat z zasłoniętymi oczami z dwójką małych dzieci. Wszystko dlatego, że otwarcie oczu powodowało, że większość ludzi natychmiast odbierała sobie życie. Ten impuls wyzwalały tajemnicze istoty, których widz nigdy nie widział, a ich fenomen nigdy nie został wyjaśniony. Teraz to samo zjawisko nawiedza Barcelonę, gdzie inżynier Sebastián (Mario Casas) przemierza miasto ze swoją 11-letnią córką Anną (Alejandra Howard). Skojarzenia z „The Last of Us” będą trudne do uniknięcia.

Początkowo wydaje się, że fabuła będzie identyczna, jak w części pierwszej, ale twórcy tym razem wprowadzają na plan szalonych kapłanów przypominających inkwizytorów oraz ich akolitów próbujących zmusić ocalałych do spojrzenia na niszczące dusze istoty. Widzą oni w tym bowiem zbawienie dla duszy.

Nie otwieraj oczu: Barcelona. Podczas seansu rzeczywiście lepiej zamknąć oczy

Nie otwieraj oczu Barcelona netflix recenzja horror 2023

W pewnym sensie „Nie otwieraj oczu: Barcelona” nakłania nas do zamykania oczu. Nie dlatego, że jest tak przerażający, ale dlatego, że jest tak… nudny i wtórny. Główny motyw, w punkcie wyjścia, jest intrygujący, no ale to jest powtórka z tego, co widzieliśmy w pierwszym „Nie otwieraj oczu”. Twórcy wprowadzili do historii nawet interesujący twist, ale nie potrafili go umiejętnie poprowadzić. Poza zmianą scenerii i języka mówionego kolejna produkcja serwisu Netflix kompletnie nie angażuje widza emocjonalnie; autorzy nie mają rozwiniętych umiejętności filmowych na tyle, by utrzymać go w napięciu, a szkoda, gdyż o ile pierwszy „Nie otwieraj oczu” był bardziej thrillerem, tak tutaj celowano bardziej w pełnoprawny horror. Aczkolwiek przyznać muszę, że od strony realizacyjnej jest całkiem nieźle. Bez szału pod tym względem, ale oczy nie bolą podczas seansu. Znajdzie się tu parę sekwencji czy ujęć, które robią odpowiednie wrażenie.

Przeczytaj także: Netflix może w końcu przestanie polecać chłam. Właśnie grzebią w systemie mierzenia oglądalności.

Tym niemniej „Nie otwieraj oczu: Barcelona” siłą rzeczy wpada do szufladki kolejnego średniaka produkowanego taśmowo przez Netfliksa, gdyż całość nie wyróżnia się niczym szczególnym. Z jakiegoś powodu twórcy postanowili nie skorzystać z okazji, by poszerzyć „mitologię” świata przedstawionego, przez co poza obserwowaniem ludzi starających się przeżyć podczas ataku tajemniczych niewidzialnych istot, tyle że w Barcelonie, całość niewiele się różni od poprzednika. Jest tu wprawdzie w miarę ciekawy wątek głównego bohatera, który wprowadza pewne novum do fabuły całości, ale szybko się on rozjeżdża, prowadzony ciężką ręką twórców, którzy chcieli przy tym poruszyć wątek fanatyzmu religijnego. Więcej nie zdradzę, gdyż w sumie na tym opiera się fabuła „Nie otwieraj oczu: Barcelona”, a że wiąże się ona z jedynym ciekawym zwrotem akcji na starcie filmu, to wolę nie psuć wrażenia. Główny problem jest taki, że autorzy za mało czasu poświęcili na pogłębienie motywów fabularnych oraz czystego horroru, a za dużo uwagi skupili na błądzeniu po ulicach Barcelony oraz nieciekawych postaciach. W tym na głównym bohaterze, którego nie tylko nie da się lubić, ale też nie bardzo mamy szansę jakkolwiek się z nim utożsamiać. W „Nie otwieraj oczu: Barcelona” tlą się gdzieś w miarę ciekawe pomysły, które lepsi filmowcy mogliby poskładać w angażującą i trzymającą w napięciu fabułę, ale w obecnym rozrachunku pozostały one w sferze zmarnowanych szans.

Nie otwieraj oczu: Barcelona – opinia o filmie

Nie otwieraj oczu Barcelona recenzja film netflix 2023

Koniec końców „Nie otwieraj oczu: Barcelona” jawi się jako jeden z najbardziej niepotrzebnych spin-offów ostatnich lat. Film ten nie przedstawia nam ani specjalnie zajmującej historii, nie wyjaśnia żadnej tajemnicy związanej z obecnością oraz naturą niewidzialnych bytów atakujących ludzkość, nie wprowadza też nic, co by w jakkolwiek istotny sposób poszerzało uniwersum świata przedstawionego. Poza tym, że tytuł ten żeruje na popularności poprzednika, przez co Netflix liczy na przyciągnięcie po raz kolejny sporej ilości oczu przed ekrany, „Nie otwieraj oczu: Barcelona” nie bardzo uzasadnia swoje istnienie.

Przeczytaj także: Współdzielenie konta na Netflix w Polsce – będą zmiany? Sprawą zajął się UOKiK.

Przy tym wszystkim jest też typowym netfliksowym produkcyjniakiem. Chwilami solidnym od strony wizualnej, ale znowu z kiepskim scenariuszem, pozbawionym interesujących postaci, z którymi można by było się zżyć. Kiepsko jest też jeśli chodzi o trzymanie w napięciu. Najlepiej będą się bawić na tym filmie ci, którzy nie widzieli pierwszego „Nie otwieraj oczu”. Aczkolwiek i dla nich będzie to dość średnie przeżycie w kategorii thrillera. Szczególnie, że w kinach mieliśmy podobne, ale lepsze „Ciche miejsce”, a w telewizji „The Last of Us”.

Ogólna ocena

4/10

Część odnośników to linki afiliacyjne lub linki do ofert naszych partnerów. Po kliknięciu możesz zapoznać się z ceną i dostępnością wybranego przez nas produktu – nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz niezależność zespołu redakcyjnego.

Motyw