Hogwarts Legacy - recenzja

Recenzja Hogwarts Legacy. Na taką grę czekali fani Harry’ego Pottera

12 minut czytania
Komentarze

Po niezliczonych kontrowersjach i kilku opóźnieniach Hogwarts Legacy nareszcie doczekało się debiutu. To premiera na swój sposób magiczna… nie tylko z uwagi na motyw przewodni produkcji, ale i to, co ostatecznie udało się stworzyć Avalanche Software. Accio recenzja Hogwarts Legacy!

Zalety

  • Absolutnie magiczny klimat, wiernie oddający to, co pokochaliśmy w książkach i filmach
  • FE-NO-ME-NAL-NY system walki z użyciem czarów
  • Absurdalnie duża liczba naprawdę zróżnicowanych aktywności – każdy znajdzie coś dla siebie
  • Cudownie odwzorowany Hogwart oraz jego okolica
  • Ciekawie rozwiązany system customizacji oraz rozwijania postaci
  • Udanie poszerza magiczne uniwersum, wnosząc jednocześnie sporo nowego
  • Miła dla ucha ścieżka dźwiękowa i gra aktorska
  • Widoki potrafią zaprzeć dech w piersiach
  • Zarówno główny wątek jak i poboczne misje potrafią miło zaskoczyć
  • Sporo smaczków dla tych, którzy dobrze znają historię Hogwartu i najważniejszych postaci z sagi

Wady

  • Zauważalne niekiedy błędy w zakresie wyświetlanej grafiki, dźwięku oraz płynności w trybie „jakości”
  • Tragikomiczna nawigacja po mapie
  • Nie najlepsze operowanie kamerą podczas lotu
  • Jak na RPG – dość niewiele mających znaczenie wyborów

Hogwarts Legacy w skrócie

Hogwarts Legacy to najlepsza gra w uniwersum Harry’ego Pottera, jaka do tej pory powstała. Ogromny świat wypełniony po brzegi zróżnicowanymi aktywnościami pochłonie was bez reszty i sprawi, że czas mijać będzie w istnie magicznym tempie. Gra nie ustrzegła się pomniejszych błędów, ale nie przeszkadzają one w cieszeniu się fenomenalną rozgrywką.

9/10
Ocena

Hogwarts Legacy

  • Grafika 9
  • Muzyka i udźwiękowienie 9
  • Fabuła 8
  • Przyjemność z rozgrywki 10

Kontekst bywa magiczny – co było przed Hogwarts Legacy?

Wizarding World – marka oparta o uniwersum wykreowane przez J.K. Rowling – nie miała w ostatnich latach łatwego życia. Po wydaniu wszystkich książek i całej filmowej sagi kręcącej się wokół „chłopca, który przeżył”, właściciele z Warner Bros. nie mogli znaleźć sposobu na oderwanie się od twórczości kontrowersyjnej dziś autorki… i samodzielnego stworzenia czegoś, co znów porwałoby miliony. Sztuka teatralna nie zachwyciła, seria „Fantastyczne zwierzęta” z każdą częścią zawodzi coraz bardziej, podobnie jak programy telewizyjne (poza Powrotem do Hogwartu). Przy grach także zbyt różowo nie jest.

Wielu ciepło wspomina gry LEGO Harry Potter oraz wydawane przez EA produkcje z początku XXI wieku, ale prawda jest taka, że w tej kategorii niewiele godnego uwagi od tej pory się pojawiło. Przez chwilę szansę upatrywano w Wizards Unite (klonie Pokemon GO), ale po niecałych trzech latach zamknięto serwery. A, no i jest jeszcze całkiem udane Harry Potter: Zagadki i Magia na smartfony, ale trudno traktować je jako tytuł zasługujący na miano „tego flagowego”. Tym miało być za to Hogwarts Legacy, w naszym polskim tłumaczeniu występujące jako Dziedzictwo Hogwartu. I choć gra powstawała w bólach i momentami wydawało się, że „to nie może się udać”… okazało się, że przy odrobinie magii – wszystko jest możliwe.

Chaos na dzień dobry

Hogwarts Legacy rozgrywa się na długo przed wydarzeniami, które znamy z kart książek – w okolicach końcówki XIX wieku. To wystarczająco długi czas, aby „odciąć” się od fabularnej pępowiny, ale i na tyle „bliski”, aby elementy, które pokochali potteromaniacy były tu wciąż obecne i rozpoznawalne. Choć przed premierą wielokrotnie zastanawiałem się, czy takie a nie inne osadzenie czasowe gry faktycznie dobrze się sprawdzi – praktyka pokazała, że twórcy podjęli słuszną decyzję.

Nasz bohater lub bohaterka wyrusza na swoją przygodę z Hogwartem w dość nietypowy sposób. I to z kilku powodów. Po pierwsze – magiczną edukację rozpoczynamy nie jak na porządnego czarodzieja/kę przystało od klasy pierwszej… a od roku piątego. Ot, taki odpowiednik tego, co działo się w Harry Potter i Zakon Feniksa. Ma to oczywiście swoje konkretne konsekwencje, ale i od razu pozwala nam rzucić się w wir „poważniejszych spraw”, których ogrywanie nie bardzo miałoby sens w momencie gdybyśmy kierowali 11 czy 12-latkiem. Niemniej, sam zabieg z początku wywołał u mnie drobne wątpliwości – podobnie jak to, jak zaczyna się nasza historia. Bez wdawania się w większe spoilery – nasz bohater z jakiegoś powodu posiada niezwykle rzadką umiejętność nie tylko widzenia, ale i posługiwania się starożytną, bardzo potężną magią. Zmierzając w eskorcie profesora oraz członka Ministerstwa Magii zostaje zaatakowany… przez smoka i cudem teleportuje się poprzez świstoklik do środka banku Gringotta.

fot. Łukasz Gołąbiowski

Cóż, tak naprawdę pojawiamy się znikąd, władamy wielką mocą, wszystko wychodzi nam za pierwszym razem i od razu zostajemy rzuceni w wir „epickich wydarzeń”. Nie ukrywam, że byłem do takiego „początku” nastawiony dość sceptycznie (nie lubię postaci typu „Mary Sue” i narracji na zasadzie „bo tak”)… ale szczęśliwie z biegiem czasu, całość nabiera coraz większego sensu. A poznawanie kolejnych tajemnic oraz źródła starożytnej magii (i naszych umiejętności), po kilku godzinach zaczyna realnie intrygować. Dość powiedzieć, że nie jesteśmy jedynymi na przestrzeni wieków, którzy tę „przypadłość” posiedli. Oczywiście dążenie do wiedzy to nie jedyny z naszych celów – w tle przewija się także niejaki Ranrok, goblin stojący na czele rebelii, która ma zapewnić jego rasie „wyższość” nad rasą ludzką.

Hogwarts Legacy jest jak Pokój Życzeń

Główny wątek fabularny to zabawa na około 15-20 godzin, ale czas ten zdecydowanie się wydłuża, gdy zaczynamy interesować się aktywnościami pobocznymi. Te teoretycznie obowiązkowe nie są, ale dają nam dostęp m.in. do całkowicie nowych czarów (tych w grze jest kilkadziesiąt), a już samo to powinno być dla fanów Harry’ego Pottera wystarczającą motywacją do tego, aby dodatkowe zadania realizować. Co więc w grze można robić? Cóż, tu lepszym pytaniem byłoby to czego robić NIE można… W ten sposób lista byłaby bowiem znacznie krótsza. W dużym uproszczeniu, w Hogwarts Legacy znajdziecie wszystko, o czym marzyliście. A nawet więcej.

Chcielibyście wcielić się rolę Newta Skamandera i założyć własny rezerwat dla magicznych stworzeń? Nie ma problemu. Jarają was zagadki logiczne? Czeka nas masa wyzwań Merlina. Wolicie walką oraz pojedynki? Na mapie aż roi się od punktów, które oczywiście trzeba nie tylko z agresywnych bestii czy goblinów, ale także kłusowników, animagów czy trolli. Najciekawsze wydaje się wam latanie na miotle lub hipogryfie? Hogwarts Legacy także ma coś dla was. Zielarstwo? Eliksiry? Meblowanie Pokoju Życzeń? Znajdźki? Magiczny odpowiednik curlingu? Astronomia? Każda z tych rzeczy, a także dużo więcej, w grze została umieszczona i to nie tylko jako bezsensowny wypełniacz. Choć w teorii można je całkowicie zignorować, odblokowywane w ten sposób bonusy dają nam dostęp nie tylko do nowych przedmiotów czy zdolności, ale także ulepszeń, które wpływają na rozgrywkę.

Czar nie chce prysnąć

A ta… cóż, wypada naprawdę przegenialnie. Choć tu i ówdzie są pewne bolączki – np. operowanie kamerą podczas latania to jakiś koślawy koszmar, a z nawigacją po mapie nie poradziłby sobie nawet Dumbledore – to całościowo Hogwarts Legacy prezentuje poziom, który zarezerwowany jest jedynie dla ścisłej growej czołówki. Absolutnie najjaśniejszy punkt to system walki. Jasne, już na papierze możliwość rzucania zaklęć (także tych niewybaczalnych!) wygląda atrakcyjnie, ale gdy uwzględnicie, że w praktyce działa to niemal jak system od Rocksteady (znany z Batmanów) tyle, że w świecie fantasy, bez problemu zrozumiecie moje zachwyty. Jeżeli jesteśmy odpowiednio zręczni, możemy w bardzo wygodny sposób podczas walki korzystać nawet z kilkunastu różnych zaklęć ofensywnych, a odpowiednie tworzenie kombosów, przy jednoczesnym parowaniu, robieniu uników i kontrowaniu daje wybuchową mieszankę. Wybuchową i szalenie efektowną, przy jednoczesnym utrzymaniu dobrej przejrzystości całej akcji. Wbrew pozorom to nie jest łatwa sztuka, ale twórcom Hogwarts Legacy udało się to zrealizować praktycznie bez zarzutu.

fot. Łukasz Gołąbiowski

Ręce same do oklasków składają się także wtedy, gdy od miotania zaklęć przechodzimy do eksploracji. To, w jaki sposób odwzorowano Hogwart oraz pobliskie mu tereny to małe mistrzostwo świata i bez względu na to, czy wchodziłem do Wielkiej Sali, Zakazanego Losu czy do Trzech Mioteł, zwyczajnie było czuć magię. Ogromne przywiązanie do detali i wierność wizji, którą znamy z książek i filmów sprawia, że chce się zajrzeć w każdy zakątek świata… odkrywając przy tym często masę niespodzianek, nadających dodatkowego kontekstu wydarzeniom, których świadkami byliśmy czytając lub oglądając przygody Harry’ego Pottera. Dość powiedzieć, że Hogwarts Legacy to jedna z nielicznych gier, w których chciało mi się nie tylko „lizać ściany”, ale także i czytać znalezione notki i pamiętniki. Jedna z moich ulubionych to ta… spisana przez Salazara Slytherina, która nadaje wydarzeniom z Komnaty Tajemnic dodatkowej pikanterii.

Magiczny sposób na…

Twórcy w bardzo zgrabny sposób zaadaptowali też liczne znane z innych gier mechaniki do magicznego świata. „Wiedźmiński zmysł” zastępuje nam tu czar Revelio, szybka podróż odbywa się dzięki proszkowi Fiuu, chodzenie z Lumos to wypisz wymaluj latarka lub pochodnia, czyszczenie „ubisoftowych wież i obozowisk” także udało się tu naturalnie wpleść. Ba, nawet znane z Assassin’s Creed polowanie na piórka się tu znalazło, tyle że w ich roli występują latające księgi. Wszystko to działa zaskakująco dobrze, przy jednoczesnym zachowaniu wierności logice panującej w magicznym świecie. To była jedna z moich większych obaw przed premierą – twórcom szczęśliwie udało się połączyć magiczny klimat świata z angażującymi gracza mechanikami, które sprawiają, że zarówno w Hogwarcie, jak i poza nim, trudno się nudzić.

Jest słodko niczym w Miodowym Królestwie, ale pora jeszcze na kilka linijek narzekania. W całej swojej recenzenckiej karierze (a ta trwa już dobrze ponad 10 lat), tylko raz w życiu wystawiłem grze 10/10… i za punkt honoru przyjąłem sobie już dawno temu wytykanie każdej produkcji błędów, nawet jeśli ta w ogólnym rozrachunku bardzo mi się podoba. I choć o Hogwarts Legacy mogę to niewątpliwie powiedzieć, to nie ma co się – nomen omen – czarować. To nie jest gra idealna i to nie tylko z uwagi na nawigacyjno-kamerowe problemy, o których wspominałem wcześniej. Po pierwsze – musicie być świadomi, że po stronie audio-wizualnej (ta jako taka prezentuje się naprawdę nieźle), czeka na was kilka niekoniecznie miłych niespodzianek.

Ta najbardziej irytująca w moim przypadku dotyczyła… głosu mojej postaci. Z jakiegoś powodu przez większość dialogów mówiła jakby „z puszki” – wypowiadane słowa były bardzo metaliczne, miały dziwne echo i choć z czasem nauczyłem się to ignorować, to mam szczerą nadzieję, że po premierze twórcy to „wygładzą”. Często widywałem także pomniejsze babole pokroju przenikania się obiektów, wariujące źródła światła, popping bardziej odległych obiektów, a także całkowite zacinanie się niektórych postaci, które zmuszało mnie nie raz i nie dwa do wczytywania poprzedniego zapisu. Rozczarował mnie także kompletnie tryb jakości na konsoli (ogrywałem grę na Xbox Series X, być może na PlayStation 5 działa to inaczej), który był w moim przypadku praktycznie niegrywalny. A już tryb „jakość + raytracing” przypominał po prostu pokaz slajdów. Szczęśliwie nawet w trybie wydajnościowym Hogwarts Legacy wyglądał na tyle dobrze, że całość podobać będzie się nawet największym malkontentom.

fot. Łukasz Gołąbiowski

Iluzja wyboru

Nie jestem także fanem tego… że w grze, która bądź co bądź jest RPG, poważniejsze wybory dotyczące naszej postaci, jak i innych, policzyć można praktycznie na palcach jednej ręki. Większość opcji podczas rozmów sprowadza się do „tak” lub „nie”, które nie niosą większych konsekwencji… bądź „Zrobię to za darmo” lub „Zrobię to za opłatą”. Trochę bida i jeżeli marzyliście o wykreowaniu całkowicie unikalnej kariery swojego młodego czarodzieja bądź czarodziejki… to będziecie musieli obejść się smakiem.

To nie tak, że nie ma tu customizacji – ta zarówno w kwestii wyglądu naszej postaci, jej umiejętności jak i obszarów magii, na których chcemy się skupić, jest spora. Po prostu historia oraz towarzyszące jej wątki poboczne w zdecydowanej większości przypadków mają jedną, sztywno wyznaczoną ścieżkę. Jedyny wybór, jaki mamy, to w jakiej kolejności się za misje weźmiemy oraz które przyjmiemy, a które nie.

Reszta – poza paroma wyjątkami – jest niejako narzucona z góry. W ogólnym rozrachunku przy natłoku ekscytujących aktywności i przygód nie ma to większego znaczenia, ale musicie być świadomi tego, czego po grze się spodziewać. Nie tworzycie tu własnej historii, a co najwyżej odtwarzacie napisany scenariusz, od czasu do czasu mają możliwość zmienienia w nim przecinka.

Recenzja Hogwarts Legacy — podsumowanie

Niemniej, nie ulega najmniejszej wątpliwości, że Hogwarts Legacy stanęło na wysokości zadania. A oczekiwania względem tej produkcji były przecież ogromne! Twórcy ciężar odpowiedzialności na szczęście nie tylko unieśli, ale jeszcze go podrzucili, zrobili przy okazji salto i razem z nim wylądowali telemarkiem. Jest naprawdę dobrze i jeżeli od zawsze czekacie na list z Hogwartu (dlaczego nadal nie przychodzi?!), lepszej okazji do stania się częścią magicznego świata zwyczajnie do tej pory nie było. I nie spodziewam się, aby w najbliższych latach miała się pojawić.

Werdykt? Kupować. Nawet w pełnej cenie, bez czekania na promocje i obniżki, nie będziecie żałować.

Motyw