Ostatnie dni w polskiej branży gier to fala ekscytacji, wywołana przez fenomenalny marketing ludzi z CD Projekt RED. Geralt powrócił, radujmy się! Wiedźmin 3 lepszy od tegorocznych gier! Dosłownie, średnia ocen kompletnej edycji na Metacritic to dalej 96/100 punktów, wyżej niż God of War Ragnarok i Horizon Forbidden West. Przy takich stwierdzeniach coś zwyczajnie się we mnie podpala, mimo iż naprawdę próbowałem się polubić z dziełem Polaków i doceniam je na wielu frontach.
„3 Wiedźmin 3 najlepszy”
Od początku roku mówiło się o dużej aktualizacji dla Wiedźmin 3: Dziki Gon, która miała być przede wszystkim dedykowana konsolom nowej generacji. Jest to zrozumiałe, bo wydanie na PlayStation 4 i Xbox One działało zaledwie w 30 kl./s. Wystarczyło więc podbić liczbę ramek w aktualizacji do 60 kl./s, wypuścić łatkę po wcześniejszej certyfikacji i fajrant, prawda?
Otóż nie, bo CD Projekt RED musiał stworzyć atmosferę wielkiej premiery wokół siedmioletniej gry. Przedpremierowe dostępy dla dziennikarzy, odliczanie z uwzględnieniem wszystkich stref czasowych oraz wszędobylskie reklamy, które sprawiały, iż miałem dość gry Wiedźmin 3: Dziki Gon, zanim uruchomiłem ją na swojej konsoli.
A i tutaj nadzieje były dość spore. Liczyłem, że tryb 60 kl./s będzie na tyle stabilny, iż z łatwością będę mógł się skupić na odkrywaniu historii Geralta, pochłanianiu niezliczonych zadań pobocznych i kąpaniu się we wspaniałej jakości polskiego dubbingu oraz fenomenalnej ścieżki dźwiękowej. Niestety, Wiedźmin 3: Dziki Gon na każdym kroku przypominał mi, jak bardzo nie jest grą z obecnej epoki.
Jeden na ludzi, drugi na potwory
Odnoszę wrażenie, że remedium na moje problemy byłby YouTube, a konkretnie obejrzenie wszystkich scenek z gry po kolei. Mówię tak, ponieważ Wiedźmin 3: Dziki Gon najlepiej działa, gdy nie musimy w niego grać. Wtedy jednak, nie mógłbym doświadczyć świetnego systemu decyzji, angażującego gracza w każde z fabularnych zadań. To jak autentycznie dialogi są rozpisane między postaciami, to jak polski dubbing fantastycznie oddaje klimat średniowiecznej fantazji, łącznie z wszystkimi językowymi naleciałościami, było jedynym powodem, dla którego próbowałem dalej grać.
Podobnie jak w Cyberpunk 2077, to historia i jakość przygotowanych przez twórców zadań stanowią największą siłę polskiej produkcji. Tylko właśnie, gdy tylko zacznę się cieszyć, przestarzałe mechaniki rozgrywki atakują mnie z każdej strony. Weźmy na przykład tępiące się miecze, które trzeba naprawiać u kowala, lub za pośrednictwem specjalnych, limitowanych zestawów narzędzi. Strasznie upierdliwe, jeśli wpadamy w trans odhaczania kolejnych pytajników z mapy.
Co było dla mnie też alarmujące, to system zapisu rozgrywki. Normalna gra zapisuje postęp po każdej głupotce, jaka ulegnie zmianie. Wiedźmin 3: Dziki Gon odnotowuje stan gry jedynie po zadaniach głównych i pobocznych, niepowiązanych ze znaleziskami typu obozy bandytów, miejsca mocy lub gniazda potworów. Przekonałem się o tym w najgorszy możliwy sposób, po tym, jak musiałem powtarzać kilka aktywności na nowo. Bardzo mnie zirytował fakt, że po każdym takim zadaniu musiałem zapauzować grę i zapisać jej stan.
To również niesamowite, jak wielu mechanik dzisiaj brakuje mi w walce, żeby cieszyć się w pełni dziełem CD Projekt RED. Zacznijmy od pozytywów. Bardzo mi się podoba nowy system rzucania znaków, w którym przytrzymujemy prawy trigger kontrolera, by następnie wcisnąć przycisk odpowiadający jednemu z czarów. Oprócz kuszy i petard Wiedźmin 3: Dziki Gon nie zmusza już gracza do częstego sięgania do koła broni.
Jednocześnie, skupienie się na walce w zwarciu sprawia, że starcia są niesamowicie chaotyczne. Nawet z nową kamerą, która próbuje imitować tą z nordyckich odsłon sagi God of War To dziwny taniec, w którym turlam się by uniknąć ciosów grupek i skupić się na eliminowaniu wrogów jeden po drugim. Kamera jednak rzadko nadąża za prędkością moich ruchów, przez co na każdy pojedynek reagowałem głębokim westchnięciem.
Tutaj lubię pomyśleć o Horizon Forbidden West, głównie ze względu na pewne odwrócenie schematu. Tam często dialogi były nudne jak flaki z olejem, ale sprawność poruszania się Aloy oraz epickie, mocno oparte na żywiołach i szukaniu słabych punktów walki z mechazaurami sprawiały, że nie miałem tej pozycji dość. Sterowanie Geraltem także przypomina mękę. Rzeźnik z Blaviken ma problem z łapaniem się najprostszych krawędzi, a każde wezwanie Płotki musi zostać powtórzone, zanim koń rzeczywiście nas odnajdzie.
Trudno przez to nie odnieść wrażenia, że w każdej chwili zaraz coś może się zepsuć. Mało tego, Wiedźmin 3: Dziki Gon robił naprawdę wszystko, żeby znudzić mnie swoją rozgrywką. Nawet głupotki jak ograniczenia w drzewku umiejętności ze względu na poziom doświadczenia powodowały wzruszanie ramionami. Gra powinna mnie nagrodzić za to, że chciało mi się poszukać dodatkowej miejscówki, a nie jeszcze dać linijką po łapach, że szlajam się za daleko od głównego wątku fabularnego.
Next-gen? Raczej nie…
Nie będzie niespodzianką, jeśli powiem, że tryb śledzenia promieni na konsolach nadaje się na śmietnik. Niestabilne 30 kl./s oraz niewielka różnica w stosunku do gry działającej w 60 kl./s sprawia, że w żadnym uniwersum nie ma sensu męczyć się i grać w tym trybie. Potraktujcie go jako dodatek do trybu fotograficznego, aniżeli rzeczywistą opcję rozgrywki.
Osobiście grałem na PlayStation 5 i przechadzając się po połaciach Velen, nie spotkałem się ze spadkami płynności. Raporty kolegów z branży wyraźnie jednak wskazują, że na komputerach PC jest tragicznie z wydajnością. Mówi się wprost o odwróconym Cyberpunku, czyli sytuacji, w której tym razem pecetowcy otrzymali gorszy produkt od CD Projekt RED.
W obecnej chwili Wiedźmin 3: Dziki Gon zacina się na bardzo mocnych konfiguracjach sprzętowych. Może to wynikać z dwóch czynników. Po pierwsze, REDengine. Coraz mniej pracowników w firmie potrafi go obsługiwać, więc zaczyna się szukanie rozwiązań na około, mocno ograniczających wydajność gry (takich jak przenoszenie gry z bibliotek DirectX 11 na DirectX 12).
Dlaczego więc ta aktualizacja pojawiła się na komputerach PC? Można przecież było wypuścić łatkę dla konsol na 60 kl./s i wszyscy byliby zadowoleni. Tylko właśnie, wtedy nie powstałaby okazja, żeby promować wszystkie produkty firmy NVIDIA. A dokładniej różnice między kartami serii 30XX i 40XX oraz ich trybami wydajnościowymi, DLSS 2.0 i 3.0.
Bo właśnie, w tej atmosferze premiery, problemów gry na komputerach PC oraz mojego narzekania, łatwo zapomnieć, że przecież ta łatka jest darmowa. O ile posiadacie podstawowego Wiedźmin 3: Dziki Gon na dowolnej z platform, nawet bez dodatków.
Jak to mówią, darowanemu koniu w pysk się nie zagląda. Dlatego też spróbuję kiedyś jeszcze dać szansę Geraltowi, chociażby dla tej fenomenalnej opowieści i wszystkich aktorów głosowych, którzy podarowali tej grze swoją duszę. Zanim jednak to zrobię, będę musiał się pogodzić z tym, jak bardzo przestarzały jest Wiedźmin 3: Dziki Gon.
A jeżeli jesteście fanami gry, to trudno było znaleźć lepszy pretekst do jej ponownego przejścia, niż ta aktualizacja. Szczególnie na konsolach nowej generacji, którym głównie dedykowano ten zestaw łatek. Osobiście w tej chwili podziękuję, mając na uwadze pozostałe, bardziej dopracowane zaległości z tego i poprzedniego roku.