Recenzja Mount & Blade: Bannerlord. Udany miks strategii i RPG w średniowiecznym klimacie

10 minut czytania
Komentarze

Co się wydarzy, gdy połączymy grę strategiczną z klasycznym RPG-iem? Odpowiedź jest oczywista — Mount & Blade. We wtorek 25 października swoją premierę zaliczyła druga część świetnej produkcji z 2010 roku. W związku z tym, że jeden egzemplarz sequelu zatytułowanego Bannerlord wpadł w moje ręce, nie omieszkam podzielić się z Wami moimi wrażeniami płynącymi z rozgrywki oraz jej średniowiecznej otoczki.

Zalety

  • Dobry średniowieczny klimat
  • Świetny tryb „piaskownicy”
  • Szeroki wachlarz możliwości w dowodzenia jednostkami w trakcie bitwy
  • Przy tej grze można spędzić setki godzin
  • Swoboda rozgrywki

Wady

  • Grafika pozostawia sporo do życzenia
  • Uboga fabuła
  • Brak „historycznych” nacji i frakcji

Podsumowanie

Mount & Blade: Bannerlord to gra, w której zakochają się wszyscy wierni fani gatunku. Niedzielni gracze mogą mieć natomiast kilka zastrzeżeń, które mimo wszystko nie są aż tak palące.

7/10
Ocena

Mount & Blade: Bannerlord

  • Fabuła 5
  • Klimat 7
  • Grafika 6
  • Elementy RPG 8
  • Elementy strategii 9

Mount & Blade — rys historyczny

Mount & Blade — rys historyczny

Cofnijmy się do roku 2008. Wówczas swoją światową premierę zaliczyła gra nosząca enigmatyczny tytuł Mount & Blade. Za produkcją tego niepozornego RPG-a stało kompletnie nieznane tureckie studio TaleWorlds Entertainment. Okazuje się, że nie musieliśmy długo czekać, aby dojść do wniosku, iż mała lub praktycznie żadna sława dewelopera zupełnie nie wpłynęła na jakość serwowanego produktu. Omawiana właśnie gra zebrał mnóstwo bardzo dobrych recenzji, a twórcy na fali pozytywnych komentarzy zdecydowali się wypuścić na rynek samodzielny dodatek Warband.

Co ciekawe w międzyczasie pojawiło się także takie cudo jak Mount & Blade: Ogniem i Mieczem, czyli jeszcze inne DLC, które jak sama nazwa wskazuje, odnosi się do Rzeczpospolitej oraz twórczości Henryka Sienkiewicza. 14 lat od debiutu pierwszego Mount & Blade na rynku zagościła druga oficjalna część serii, która bierze to co najlepsze z „jedynki” i opakowuje to w dzisiejsze standardy rozgrywki.

Bannerlord, bo taki podtytuł nosi druga odsłona cyklu jest w zasadzie prequelem oryginalnego Mount & Blade. TaleWorlds Entertainment zabiera nas bowiem dwieście lat wstecz względem wydarzeń, które mogliśmy śledzić w 2008 roku. Oczywiście najbardziej zagorzali fani serii doskonale wiedzą, że tytuł, który jest dziś główną gwiazdą recenzji, funkcjonował we wczesnym dostępie już od 2020 roku. Niemniej oficjalna premiera oraz pełnoprawna zawartość gry została ujawniona dopiero w zeszłym tygodniu. W związku z tym jest to najwyższa pora, aby przyjrzeć się temu, co takiego fanom średniowiecza może zaproponować Bannerlord.

Co oferuje nam Mount & Blade: Bannerlord?

Co oferuje nam Mount & Blade: Bannerlord?

Okej, skoro nakreśliliśmy już sobie rys historyczny serii pora przejść do właściwej części tej recenzji. W związku z tym, że Mount & Blade: Bannerlord jest niezwykle szerokim tytułem, najpierw warto byłoby go odpowiednio sklasyfikować. Tak więc produkcja TaleWorlds Entertainment jest mieszanką kilku różnych gatunków. Na pierwszy plan wychodzi tu RPG, jednak twórcy absolutnie nie mogliby się na nas obrazić, jeśli Bannerlord tytułowalibyśmy mianem strategii. W zależności od momentu rozgrywki gra płynnie przechodzi pomiędzy tymi dwoma gatunkami.

Mniej obficie jest jednak w trybach gry, gdzie spotkamy się z główną kampanią oraz swego rodzaju „piaskownicą”, o której opowiem wam później. W tym przypadku całość wynagradza nam jednak klimat fikcyjnego średniowiecznego królestwa oraz różnej maści frakcji, które są gotowe przelewać krew pod byle pretekstem. W związku z tym Mount & Blade: Bannerlord śmiało możemy uznać za tytuł skierowany w pierwszej kolejności do fanów klasycznych RPG-ów oraz strategii czasu rzeczywistego. Jeśli interesujecie się tematyką wojen, polityki oraz handlu w średniowieczu – Bannerlord jest zdecydowanie produkcją stworzoną do was.

Kampania dla jednego gracza nie porywa

Oczywiście głównym motorem napędowym omawianej dziś gry jest kampania fabularna. W ramach tego trybu możemy stworzyć swoją własną postać, którą następnie będziemy przemierzać cały świat wykreowany przez TaleWorlds Entertainment. W tym miejscu warto poświęcić dwa słowa samemu procesowi edytowania bohatera. Tureckie studio wyraźnie się postarało, ponieważ możemy modyfikować niemalże każdy element aparycji oraz kwestie takie jak barwa głosu, wzrost czy waga. Zdecydowanie jest to bardzo pozytywna wiadomość dla wszystkich graczy, którzy uwielbiają „dopieszczać” swoją postać, z którą następnie się utożsamiają. Przy okazji tworzenia bohatera wybieramy także kulturę, z której się wywodzi.

Niestety Mount & Blade nie czerpie z faktycznych nacji takich jak Germanie, Francuzi czy Brytyjczycy, a oddaje w nasze ręce sześć fikcyjnych ludów: Wlandyjczyków, Sturgijczyków, Cesarsków, Aserajczyków, Huzajczyków oraz Batów. Oczywiście każde z tych państw nawiązuje do prawdziwych królestw, jednak nie możemy tu mówić o jakimkolwiek realnym świecie. Osobiście uważam to za całkiem spory minus, ponieważ przeniesienie historii do prawdziwej Europy, Azji czy Afryki na pewno mogłoby wiązać się z dużo większą immersją płynącą z rozgrywki. Ostatecznie jednak musimy przełknąć motyw „fikcji”.

Gdy przebrniemy już przez kreator postaci i samouczek, który swoją drogą jest bardzo przystępny i dobrze skomponowany, możemy przejść do głównej kampanii. Cóż, w moim przypadku sama fabuła okazała się niezbyt porywająca, a wykonywanie kolejnych zdań wydawało mi się dosyć nużące. Najbardziej irytował mnie jednak kompas, który w teorii ma wskazywać drogę do celu misji (np. zarządcy wioski, z którym trzeba porozmawiać). W praktyce jednak strzałka była tak nieintuicyjna i „szalona”, że często aż przeklinałem pod nosem, trudząc się, aby znaleźć punkt docelowy.

Pomimo tego, że kampania Mount & Blade: Bannerlord niezbyt wstrzeliła się w moje gusta, wiem, że cała rzesza większych ode mnie fanów średniowiecznych RPG-ów pochłonie ją w ciągu kilku tygodni. Niemniej w moim przypadku najwięcej zabawy czerpałem z crème de la crème całej produkcji, czyli zabawy na polu bitwy. W tym miejscu musimy przenieść się więc do „piaskownicy”, która zagwarantowała mi najwięcej frajdy.

Rozplanuj, walcz i wygrywaj

Jeśli chodzi o średniowieczne strategie moim niedoścignionym ideałem pozostaje Medieval II: Total War. Doskonale pamiętam, jaką radochę sprawiał mi tam tryb swobodnej rozgrywki. Dla osób niezaznajomionych z tematem wystarczy wspomnieć, że dzięki tej opcji jako gracz mogliśmy stworzyć dowolną bitwę. To od nas zależało, które frakcje się ze sobą zmierzą, gdzie to się stanie oraz w jakich proporcjach jednostek. Naturalnie identyczny tryb pojawia się także w Mount & Blade: Bannerlord.

„Piaskownica” pozwoliła mi na chwilę cofnąć się o kilkanaście lat i ponownie poczuć radość płynącą z dobierania jednostek, rozdysponowania ich po polu walki oraz śledzeniu bitwy jednocześnie korygując strategię w zależności od rezultatów. Oczywiście w trakcie takich zabaw nie zabrakło różnych niecodziennych wariacji typu 300 moich jednostek vs 1000 jednostek wroga czy konnica vs łucznicy. Niemniej największym plusem „piaskownicy” jest to, że po wybraniu opcji bitwy bez problemu możemy przenieść się w jej centrum, kontrolując postać generała danej jednostki. Nie da się ukryć, że jest to niezwykle ciekawe przeżycie, które w połączeniu z odpowiednim anturażem może spowodować opad szczęki.

Dla przykładu – wybieramy górzystą mapę, deszczową pogodę oraz całkowity mrok. Nasza jednostka składa się z kilkudziesięciu żołnierzy podczas gdy wrogowie mają sporą liczebną przewagę. W tym momencie przenosimy się na mapę, gdzie widzimy, jak nasi oponenci w coraz szybszym tempie zbliżają się do naszej formacji. Kilka sekund i trach! Jesteśmy w centrum prawdziwej średniowiecznej bitwy, machając mieczem i zabijając kolejnych przeciwników. Wszystko to z perspektywy trzeciej lub pierwszej osoby oraz w niepodrabialnym klimacie.

Dzięki „piaskownicy” oraz kreatywności połączonej z dobrą wyobraźnią możemy wynieść naprawdę świetne wrażenia z rozgrywki. W niektórych momentach walki na placu boju czułem się, jakbym uczestniczył w prawdziwym starciu dwóch średniowiecznych nacji. Cóż, w moim przekonaniu jest to zdecydowanie najlepszy motyw całej gry, który bije na głowę kampanię, gdzie, aby przenieść się przygotowanych bitew, musimy najpierw wypełnić konkretne misje.

Walka i elementy RPG

Skoro już przy rozgrywce jesteśmy – ważną jego częścią jest walka. Niemniej w tej kwestii TaleWorlds Entertainment raczej nie może pochwalić się przełomowymi wynalazkami. Do swojej dyspozycji dostajemy kilka typów broni, a w przypadku mieczy pojedynki sprowadzają się do blokowania i zadawania ciosów. Dodatkowo jak na RPG-a przystało, po każdym uderzeniu w rogu ekranu pojawiają się informacje dotyczące obrażeń, których doznał nasz oponent.

Osobiście dużo bardziej do gustu przypadła mi walka za pomocą łuków. Rozszerzający i zwężający się celownik przynajmniej w jakimś stopniu wpływał na zręcznościowy aspekt rozgrywki. Podobnie sprawa ma się w przypadku włóczni, którymi ciskamy z niesamowitą mocą, gdy zatrzymamy pulsujący punkt w odpowiednim miejscu.

Naturalnie Mount & Blade: Bannerlord oferuje także mnóstwo typowych dla gatunku elementów rozgrywki. Mowa tu między innymi o ulepszaniu ekwipunku, komponowaniu zbroi oraz broni, handlowaniu z kupcami, rozwijaniu drzewka umiejętności czy zarządzaniu naszą świtą. Niemniej ponownie pozostanę przy zdaniu, że produkcja TaleWorlds Entertainment raczej nie rewolucjonizuje świata RPG, a raczej wykorzystuje znane nam schematy.

Grafika pozostawia sporo do życzenia, ale ma swoje momenty

Nareszcie docieramy do punktu recenzji, który zawsze wywołuje najwięcej kontrowersji. Cóż, w kontekście Bannerlord w żadnym wypadku nie możemy mówić o cudownej grafice, która sprawia, że spędzając kolejne godziny wewnątrz rozgrywki, zapominamy o otaczającym nas świecie. Turecka produkcja stawia raczej na inne aspekty niż oprawa wizualna. Nie zrozumcie mnie jednak źledrugi Mount & Blade posługuje się całkiem przyzwoitą grafiką, która miewa swoje lepsze i gorsze momenty.

Słabe skojarzenia budzą między innymi twarze NPC, które wyglądają na powykręcane lub po prostu zrobione pobieżnie. Podobnie można skomentować widok mapy w kampanii dla jednego gracza. Siatka 3D z miniaturowymi modelami zamków i osad, nad którymi widnieje herb danej nacji… coś bardzo podobnego widziałem już we wspomnianym wcześniej Medieval II: Total War. W tym miejscu warto jednak zaznaczyć, że produkcja SEGI światło dzienne ujrzała w 2006 roku, więc wcale nie jest to komplement.

Jednakże, aby nie było tak siarczyście warto zwrócić uwagę także na kilka pozytywnych aspektów grafiki w Bannerlord. Przede wszystkim należy tu wyróżnić to co widzimy na ekranie podczas potężnych bitew. W stu procentach jestem w stanie zrozumieć to, że gdy na polu bitwy nagle tłucze się ze sobą sto, dwieście czy nawet trzysta modeli postaci możemy spotkać się z chaosem. Niemniej w przypadku omawianej dziś gry ów „chaos” prezentuje się bardzo ładnie. Latające strzały, lśniące w blasku słońca miecze czy też szarżujące konie sprawiają, że przez długie chwile naprawdę możemy czuć przypływ satysfakcji z oglądanej właśnie potyczki.

Recenzja Mount & Blade: Bannerlord — podsumowanie

Cóż, po spędzeniu dłuższego czasu z Mount & Blade: Bannerlord przekonałem się w twierdzeniu, iż jest to gra skierowana do najbardziej zapalonych fanów gatunku. Niedzielnego gracza liczba opcji oraz możliwości, które daje nam rozgrywka może po prostu przytłoczyć. Niemniej w takim przypadku twórcy pozwalają uciec do trybu „piaskownicy”, gdzie śmiało możemy spędzić kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt godzin świetnie się bawiąc.

Tymczasem weterani, którzy podejmą się gry w kampanię dla jednego gracza, nie powinni narzekać na nudę. Być może z czasem tytuł staje się nieco monotonny, jednak żeby się o tym przekonać, potrzebujemy spędzić w nim dziesiątek długich godzin. Podsumowując — Mount & Blade: Bannerlord to tytuł, w którym zakocha się konkretna grupa docelowa, w którą od lat mierzy TaleWorlds Entertainment. Tymczasem cała reszta odbiorców może nazwać turecką produkcję po prostu grą ciekawą, dobrą i z całkiem dużym potencjałem.

Motyw