Życie jest niesamowite. Znajduje się w miejscach, które sami moglibyśmy uznać za niezdatne do jego podtrzymania. Nic sobie nie robi z teoretycznie zbyt wysokich temperatur, ciśnienia, które powinno je zmiażdżyć, braku światła, czy toksyn. Mimo to odkrywanie złożonych organizmów w miejscach, gdzie teoretycznie powinno być trudno nawet o jednokomórkowce, wciąż budzi olbrzymie zaskoczenie. Właśnie takie emocje towarzyszyły Brytyjskim Służbom Antarktycznym, gdy dowierciły się na 900 metrów w głąb lodu.
Życie głęboko pod Antarktydą
Ogólny konsensus jest taki, że w miarę schodzenia coraz niżej, spadku temperatury i wzrostu ciśnienia, szansa na życie zwierzęce spada. W przypadku szelfu lodowego Filchner-Ronne znajdującego się na południowo-wschodnim brzegu Morza Weddella, zwierząt wręcz się nie spodziewano. Warto tu podkreślić, że mowa tu o odległości pond 250 kilometrów od otwartego morza. Trudno więc oczekiwać, że to jakaś zabłąkana istota, tym bardziej że mowa tu o niezbyt mobilnych zwierzętach, czyli gąbkach. Sami badacze podkreślają, że przeczy to wszelkim wcześniejszym hipotezom dotyczących tego, jakie formy życia mogłyby przetrwać w tych warunkach.
Zobacz też: Smartfon z QWERTY od XDA opóźniony z powodu zmiany procesora – starego flagowca zastąpi średniak
Zacznijmy od tego, że aby w ogóle móc je wykarmić, to w ich łańcuchu pokarmowym musi funkcjonować fitoplankton. Czyli organizmy jednokomórkowe przeprowadzające fotosyntezę. Ta jednak na takiej głębokości pod lodem nie jest możliwa z powodu braku światła. Z powodu grubej na niemal kilometr warstwy lodu można natomiast odrzucić jego opadanie na dno. To by oznaczało, że łańcuch pokarmowy tych konkretnych musi być złożony z zupełnie innych form życia. Obecność tak dużych organizmów wskazuje bowiem na bardzo bogaty ekosystem, który jest w stanie dostarczyć im niezbędnej biomasy.
Źródło: SlashGear