elektryczna ciężarówka
LINKI AFILIACYJNE

Elektryczna ciężarówka w trasie. Jazda do celu trwała prawie dwa razy dłużej

3 minuty czytania
Komentarze

Samochody na prąd są dość uciążliwym środkiem transportu, jeśli chcecie pokonać dłuższą trasę. Przekonałem się o tym samodzielnie pod koniec ubiegłego roku, dlatego nie jestem w stanie sobie wyobrazić zmian w transporcie. Elektryczna ciężarówka to o wiele większa inwestycja niż elektryczny samochód.

Pewna szwajcarska firma Krummen Kerzers sprawdziła, jak wygląda trasa takim pojazdem na 3000-kilometrowej trasie do Hiszpanii i z powrotem. Czas mógłby być podobny do czasu przejazdu ciężarówki spalinowej. Ostatecznie jednak nie był, a powód jest prosty.

Elektryczna ciężarówka to jeszcze zły wybór. Powód: ten sam, co w przypadku samochodów

Elektryfikacja w motoryzacji to nie jest nic złego. Nowy sposób napędzania samochodów może być nie tylko zdrowszy dla lokalnego środowiska, ale też podobnie fascynujący, jak w przypadku konwencjonalnych metod spalinowych. Wszystkie pojazdy, nawet SUV-y, dociążone akumulatorem prowadzą się świetnie. Do tego dodajmy sporo mocy (wszak producenci nie są ograniczeni emisjami), moment dostępny od samego początku i mamy przepis na świetne auta. Jest jeden problem.

I tym problemem jest infrastruktura. Nawet samochody spalinowe daleko nie zajadą, jeśli nie będzie odpowiedniej ilości stacji paliw. Auta elektryczne wymagają modernizacji sieci elektrycznej, sporej rozbudowy stanowisk do ładowania (bo ładują się po prostu dłużej) i po prostu większej liczby stacji po drodze. Prędkość odgrywa tutaj ważną rolę, ale nie bardzo ważną, jeśli obok stanowisk znajdują się jakiekolwiek atrakcje dla kierowców do zabicia czasu.

W połączeniu z tym wszystkim elektryczna ciężarówka brzmi absurdalnie. W Polsce taka jednostka nie ma na razie szans powodzenia (chyba że na terenie miasta), a na trasach europejskich firma Krummen Kerzers sprawdziła, czy już jest to realny sposób na modernizacje transportu.

Trasa 3000 km ciągnikiem elektrycznym Volvo ze Szwajcarii do Hiszpanii i z powrotem trwała aż 7 dni zamiast standardowych 4, co obnażyło ogromne problemy elektryków, jak niewystarczająca infrastruktura ładowarek, oraz stosunkowo niski zasięg.

Praktyka jest bolesna

elektryczna ciężarówka

Elektryczna ciężarówka Volvo musiała pokonać około 1500 kilometrów z pełnym załadunkiem, a później wrócić dokładnie taką samą odległość. Standardowo taka trasa zajmuje kierowcy około 4 dni. Szwajcarska firma pokonała ją niemal dwa razy dłużej, bo w siedem.

Problem leży właśnie w infrastrukturze. Zgodnie z prawem, kierowca musi wykonać postoje na przerwę w odpowiednich odstępach czasowych. Plan był prosty — każdy postój połączyć z ładowaniem pojazdu. Rzeczywistość wyszła inna, bo specjalnych ładowarek dla ciągników jeszcze nie zaplanowano, więc kierowca musiał korzystać ze standardowej instalacji dla samochodów osobowych. Każdy inny użytkownik EV, który próbował podłączyć się do tej samej stacji ładowania, tylko wydłużał czas procesu. Ostatecznie konieczne było aż 20 postojów, które raz po raz wydłużały trasę do Hiszpanii i z powrotem.

To jednak nie zatrzymuje szwajcarskiej firmy. Krummen Kerzers zamówiło jeszcze 18 egzemplarzy elektrycznych ciężarówek, jednak po tej praktyce zaczęło również myśleć o rozszerzeniu własnej infrastruktury ładowania.

Volvo mogłoby popracować nad ciężarówkami pod kątem aerodynamiki. Tutaj zdecydowanie Tesla Semi wygrywa, a sam Elon Musk na swoim Twitterze poinformował, że na pełnym załadunku jego ciężarówka pokona 800 kilometrów. To by znacznie skróciło czas trwania podróży.

Nie mniej, jakiekolwiek zasięgi by nie były, musimy inwestować w infrastrukturę. Bez niej, dosłownie i w przenośni, daleko nie zajedziemy.

Motyw