Google strona główna

Google straci prawa do własnej marki? Wszystko w rękach sądu!

3 minuty czytania
Komentarze

Google ma za sobą naprawdę wiele spraw w sądach. Co ciekawe, prawie zawsze to gigant z Mountain View jest oskarżany, nie na odwrót. Tym razem stawka jest wysoka, w grę wchodzą prawa do znaku towarowego marki Google.

O co poszło?

Cała historia zaczęła się w 2012 roku, kiedy to Chris Gillespie założył 763 domeny ze słowem „google”. Było to domeny takie, jak np. googledonaldtrump.com. Do sądu trafiła skarga, wskazująca na naruszenie znaku towarowego. Takie sprawy to czysta formalność, korporacja przejęła wszystkie domeny. Na potwierdzenie tych słów odsyłam do narzędzia odczytującego dane WHOIS, gdzie widać datę rejestracji wspomnianej wcześniej przykładowej domeny oraz obecnego właściciela.

Kolejny pozew

Po tej porażce nasz antyfan Google złożył do sądu wniosek o unieważnienie znaku towarowego, którym jest nazwa wyszukiwarki. Jako powód podał upowszechnienie się tego wyrazu w języku angielskim. Według niego nie ma innego czasownika, który oznaczałby wyszukiwanie informacji w internecie. Podobnie było np. z aspiryną – początkowo nazwa była zarejestrowanym znakiem towarowym, jednak z powodu coraz powszechniejszego używania tego słowa został on odebrany. Jak ta sprawa się skończyła? W zeszłym rok sąd apelacyjny odrzucił wniosek. Powody są dwa. Po pierwsze Google to nie jedynie wyszukiwarka, marka ozdabia wiele innych usług. Odebranie znaku towarowego mogło by zaszkodzić nie tylko wyszukiwarce, ale całej firmie. Po drugie znak towarowy można odebrać tylko w przypadku, gdy wyraz jest naprawdę jedynym określeniem dla danego przedmiotu lub funkcji. Dobrym przykładem jest słowo „termos”, które faktycznie nie ma żadnego zamiennika.

To nie koniec

Chris Gillespie nie zamierza się poddać, sprawa trafiła do amerykańskiego sądu najwyższego. W ciągu kilku miesięcy sędziowie podejmą decyzję, czy wogóle zajmą się tą sprawą. Jaki może być finał? Trudno to przewidzieć, sądy niejednokrotnie zaskakiwały swoimi decyzjami.

Czy to ma sens?

Cóż, da się zauważyć, że pozywający z jakiś powodów nie lubi wyszukiwarkowego giganta. Rejestracja hurtowej ilości domen zawierających zastrzeżony znak towarowy nie jest mądrym posunięciem, skutek był prosty do przewidzenia. Oczywiście możliwe jest zarejestrowanie tego typu domeny, funkcjonują nawet duże portale zawierające w swojej nazwie słowo „Google”. Ciężko mi zrozumieć sens w próbie odebrania praw do znaku towarowego wielkiej korporacji. Nazwa „Google” została utworzona na potrzeby firmy (w zasadzie to powstała przez przypadek) i jest wykorzystywana tylko w jej produktach. Analogicznie na rynku istnieją również marki Yahoo i Bing. Już to sprawia, że odebranie marki jednej firmie nie ma żadnego sensu, a nawet byłoby oznaką niesprawiedliwości. Istnieją przecież takie marki, jak np. Windows, Apple, Facebook czy Office. Są to jednocześnie powszechnie używane wyrazy, powstały na długo przed ich rejestracją i nikt nie walczy o jej cofnięcie.

Źródło: Arstechnica

Motyw