Zawieszka z logo Google i napisem "review us on Google" na drzwiach sklepu z rozmytym tłem przedstawiającym miejsce publiczne.

Oceniła restauracją w Google Maps na 2/5. Teraz dostała pozew

5 minut czytania
Komentarze

Wystawianie opinii w sieci wydaje się świętym prawem każdego konsumenta. W końcu po to Google Maps dały taką możliwość, żeby napisać to, co się o jakimś miejscu myśli, prawda? Zaledwie wczoraj Borys pisał o pozornie podobnej sprawie. Sęk w tym, że wiele osób zapomina, że to tylko usługa wielkiej korporacji i nijak ma się to do naszego prawa. I o ile recenzje i opinie go nie łamią, tak podawanie fałszywych informacji już jak najbardziej. 

Kobieta pozwana za słabą recenzję daną restauracji

Kobieta pozwana za opinię

Zacznijmy od treści samej opinii:

Obiekt na zewnątrz dość ładny, w środku już trąci starością. Brałam udział w zorganizowanej imprezie ze śladową ilością jedzenia, którym na dodatek zatrułam się. Żurek sprzed tygodnia lub nieświeża kiełbasa na ognisku. Nie było też najciekawszych atrakcji, za które zapłaciliśmy. Zamiana zjazdu na tyrolce i quadach na konkurs hula hop to lekka przesada. Koszt 100 zł od osoby, nie uważam za aż tak niski. Te dwie gwiazdki tylko za obiekt zewnątrz reszta do kitu więc jak ktoś nie ma opłaty zatruć się jedzeniem, nie polecam!

Początkowo właściciel restauracji poprosił o sunięcie tej opinii, podkreślając, że nie jest ona prawdziwa. Po czym kobieta wystawiła kolejną w odpowiedzi:

Moja opinia jest oparta na doświadczeniach w państwa lokalu. Posiadam zdjęcia i filmy z imprezy, w której brałam udział. Jakość usług świadczonych przez lokal to totalne dno. Brałam udział w zorganizowanej imprezie ze śladową ilością jedzenia, którym na dodatek zatrułam się. Oferta dotycząca jedzenia i atrakcji dla całej grupy była zupełnie inna. Podano małą miseczkę żurku z resztkami wędliny, kiełbasę wątpliwej jakości i świeżości na ognisku, kilka malutkich porcji sałatek, troszkę wędliny i kilka plasterków sera dla ponad 40 osób. Pstrąga z przedstawionej oferty nikt nawet nie zobaczył. Tak samo jak grzybowej z łazankami. Nie było też najciekawszych atrakcji, za które zapłaciliśmy. Zamiana przez organizatora oferty zjazdu na tyrolce i quadach na konkurs hula hop to żenada. Koszt 100 zł od osoby, a było nas ponad 40 osób uważam za mocno wygórowany. Przestrzegam przed tą firmą. Nie dajcie się oszukać, ponieważ oferta niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Istnieje też ryzyko zatrucia tak jak w moim przypadku i zemsty za negatywną chociaż zasłużoną opinię. Nie polecam.

Kobieta pozwana za opinię – impreza (nie)zorganizowana

Tu warto wyjaśnić, że kobieta ta należy do pewnej grupy, która organizuje sobie czas według prostego schematu: wszyscy proponują jakieś rozrywki, po czym wybierają jedną z opcji, robią zrzutkę, a osoba, która zaproponowała daną rozrywkę, organizuje całą imprezę. Całkiem przyjemny system, który pozwala spędzać czas w gronie znajomych i tylko od czasu do czasu przejmować się organizacją rozrywek. 

Kobieta pozwana za opinię w Google Maps – co na to restaurator?

I – jak przyznaje sam restaurator – tyrolki ani quadów rzeczywiście nie było, a jedzenia było rzeczywiście bardzo mało. Tyle że jak podkreśla w akcie oskarżenia – nie z jego winy:

W trakcie uzgadniania zlecenia zwracał uwagę organizatorki na fakt, że kwota, jaką zamierza przeznaczyć na posiłki, jest zbyt niska i nie spełnia minimalnych standardów ilościowych bowiem liczba większości dań była wyraźnie mniejsza od liczby uczestników imprezy. Przykładowo dla 48 uczestników zamówiono 18 koreczków bankietowych, 18 porcji wędlin, 38 porcji sałatek. Pominięto całkowicie, pomimo powszechnie obowiązującego standardu, napoje gorące typu kawa, herbata, na co goście zaraz po przybyciu zwracali uwagę, wyrażając swoje oburzenie. W tym miejscu należy podkreślić, że oskarżona miała pełną świadomość, że oskarżyciel prywatny realizuje jedynie zamówienie złożone przez organizatorkę oraz że to organizatorka w porozumieniu z uczestnikami podjęła decyzję co do ilości i rodzaju zamówionego jedzenia.

Oskarżona miała więc pełną wiedzę w zakresie zleconych oskarżycielowi prywatnemu usług, a mimo to świadomie zarzuciła mu niewywiązanie się z nich. Tymczasem oskarżona nie tylko nie zaniechała pomawiania, ale dodatkowo eskalowała swoje działania, zamieszczając coraz bardziej obraźliwe i agresywne wpisy noszące znamiona hejtu. Reasumując, należy stwierdzić, że oskarżona uporczywie i celowo zniesławia oskarżyciela, świadomie narażając jego reputację. Twierdzenia oskarżonej o totalnej śmieszności serwowanego jedzenia wykraczają poza granice opinii czy dopuszczalnej krytyki.

Sam restaurator zwraca także uwagę, że po wizycie kobiety miał inspekcję z sanepidu, jednak ten nie stwierdził żadnych nieprawidłowości, natomiast ani tyrolka, ani przejażdżka quadami nie zostały opłacone, więc konkurs hula-hop był jedyną dostępną rozrywką w trakcie imprezy. 

Kobieta pozwana za opinię – to mogła być zasłona dymna

Które z nich ma rację? No cóż, ustaleniem tego zajmie się sąd. Jeśli jednak na chwilę założymy, że to restaurator mówi prawdę, to wychodzi nam dość przerażający obraz kobiety, która wystawiła negatywną opinię tylko po to, żeby ukryć przed znajomymi fakt, że to nie ona ponosi winę za zaistniałą sytuację

Opinię, która przez wzgląd na swoją widoczność okazała się niezwykle szkodliwa dla samego restauratora i jego biznesu. W końcu kto z nas chciałby organizować imprezę w miejscu przedstawionym przez tę konkretną klientkę? W takiej sytuacji naprawdę trudno się dziwić, że doszło do pozwu. Pamiętajmy jednak, że wciąż mamy tutaj słowo przeciwko słowu

Źródło: DziennikWschodni, fot. materiały prasowe/Google Maps

Motyw