glen powell top gun
LINKI AFILIACYJNE

Aktor z Top Gun: Maverick może uratować Hollywood. Glen Powell wniesie sporo dobrego [OPINIA]

7 minut czytania
Komentarze

Wielu z was zapewne widzi, że Hollywood nie jest obecnie w najlepszej sytuacji. Zapewne to w dużej mierze znak czasu i amerykańska branża filmowa już raczej nigdy nie powróci do swojej dawnej świetności. Jednak jest jeden aktor, który postanowił wybrać się na niezwykłą wyprawę i rozpocząć walkę z wiatrakami. Jego celem jest przywrócenie do kin „starych, dobrych”, nieskomplikowanych filmów rozrywkowych. Jego imię to: Glen Powell.

Glen Powell: Origin story

glen powell w filmie hit man netflix
Fot. Materiały prasowe/ Netflix

Glen Powell urodził się niecałe 36 lat temu w Teksasie. Swoją przygodę z filmem rozpoczął względnie wcześnie, bo mając zaledwie 15 lat, zadebiutował niewielką rolą w filmie Mali Agenci 3-D. Na poważniejsze i większe role przyjdzie mu poczekać jeszcze około dekady. Przeważnie obsadzany był w rolach przystojnych narzeczonych, członków bractw studenckich, czasem żołnierzy. Do pewnego momentu filmy z nim raczej nie należały do szeroko znanych. Choć już na początku kariery celował w przyjemne kino środka, to nie udawało mu się natrafić na materiały, które odbijały się szerokim echem.

Pierwszy przełom nastąpił w roku 2015 wraz z serialem Scream Queens, który, choć może nie był ogromnym hitem, to w pewnych kręgach cieszył się popularnością i zebrał przed ekranami kilkumilionową widownię. Powell grał w nim jedną z głównych ról. Drugim przełomem okazał się rok następny, czyli 2016. Wtedy to zagrał w filmie Każdy by chciał w reżyserii Richarda Linklatera, który okazał się początkiem ich profesjonalnej relacji (Glen Powell zagra jeszcze w kilku kolejnych produkcjach Linklatera, w tym ostatnio w popularnym filmie Hit Man).

Trailer filmu Hit Man.

W tym samym roku zagrał też, wprawdzie niedużą rolę, w filmie Ukryte działania. To film całkiem istotny, bo i zarobił niemałe pieniądze (ponad 230 mln dol. przy budżecie ok. 20 mln dol.) i został zauważony przez branżę, gdyż otrzymał aż trzy nominacje do Oscara. A w ramach ciekawostki dodam, że jest to film, którego jednym z producentów był… Pharell Williams.

Jednak pierwszym filmem, który zwrócił na Powella światową uwagę, był dopiero Top Gun: Maverick. Powell zagrał w nim drugoplanową rolę, jednak na tyle wyrazistą, że, choć nie przyćmił Toma Cruise’a, to nie pozostał też w jego cieniu. Wykazał się wystarczającą ilością charyzmy oraz uroku, że zaznaczył wyraźnie swoje miejsce i dał się zapamiętać, szczególnie damskiej części publiczności. I trudno się dziwić, urodę ma wręcz klasycznie hollywoodzką. Jest niczym mieszanka Brada Pitta z Clintem Eastwoodem. W ostatnich latach Hollywood promowało raczej chucherkowatych chłopaczków w stylu Timothee Chalameta czy Toma Hollanda, tymczasem Glen Powell to właściwie staroszkolny archetyp męskiej urody.

Zwiastun filmu Top Gun: Maverick.

Top Gun: Maverick okazał się ogromnym hitem i tym samym szał na Glena Powella zaczął się na dobre. Aczkolwiek należy mieć na uwadze, że zdjęcia do tego filmu rozpoczęły się jeszcze w 2018 roku, potem liczne dokrętki oraz przede wszystkim pandemia Covid–19 spowodowała znaczne przesunięcia premiery, która pierwotnie była zaplanowana na 2019 rok. Jednak do cierpliwych i odważnych świat należy.

Glen Powell i potęga dobrze wykorzystanej nostalgii

Top Gun: Maveric rozpoczęło dobrą passę aktora. Fot. materiały prasowe dystrybutora

Od premiery Mavericka nie minęło wprawdzie dużo czasu, ale Glen Powell stara się jak najlepiej wykorzystać 5 minut sławy, na jakie sobie do tej pory zapracował. Rok po premierze nowego Top Guna mogliśmy go oglądać w komedii romantycznej Tylko nie ty. Skłamałbym, gdybym stwierdził, że to dobry film. Co najwyżej mogę się zgodzić na określenie „przeciętny”.

Jednakże trochę nie o to tu chodzi. Bardziej za to chodzi o to, że Tylko nie ty, w którym Powell zagrał u boku Sydney Sweeney, to film, którego od jakiegoś czasu w Hollywood nie było. Mowa tu nie o jakimś egzotycznym czy niszowym gatunku, tylko o komedii romantycznej. A konkretniej o komedii romantycznej, która przywodzi na myśl okres największego rozkwitu komercyjnego tego gatunku, czyli przełom lat 90. i 2000.

Przeczytaj także: Sydney Sweeney. Fenomen urody czy jednak aktorski talent i coś więcej?

Oczywiście Tylko nie ty porusza wątki współczesne, ale w dużej mierze oglądając ten film, można odnieść wrażenie, że jest to relikt z minionej epoki, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Nie znajdziemy w nim nadmiernej ilości poprawności politycznej. Opowieść jest przyjemnie niewinna i tym samym, dla widza, który jest tagretem, stanowi komfortowy kocyk emocjonalny, czyli coś, po co została powołana do życia sztuka rozrywkowa.

Zwiastun filmu Tylko nie ty.

Tego typu opowieść zadziałała pozytywnie na widownię, gdyż Tylko nie ty stał się kinowym hitem. Jasne, nie zarobił miliarda dolarów, nie zarobił nawet połowy miliarda, ale na jego koncie pojawiło się ponad 200 mln dol. (i to przy budżecie około 10 razy mniejszym) co jest wystarczającym wynikiem, by nazwać film hitem. Szczególnie w dzisiejszych czasach, kiedy to większość ludzi niechętnie chodzi do kin na film, który nie jest reklamowany jako wielkie widowisko należące do znanej marki, bo woli zaczekać aż pojawi się w streamingu.

Zapowiedź filmu Twisters.

Obecnie czekamy na film Twisters. Będzie to pierwszy pełnowymiarowy blockbuster z Glenem Powellem w roli głównej. Z budżetem sięgającym aż 200 mln dol. I znowu, Powell świadomie sięga po motyw, a tym razem konkretniej markę, z czasów, gdy Hollywood było u szczytu swoich możliwości oddziaływania na wyobraźnię widowni. Po raz kolejny nie sięga może po arcydzieło, bo pierwszy Twister żadnym wielkim filmem przecież nie był, ale chodzi bardziej o przywrócenie widowiskowego kina rozrywkowego na właściwe tory.

W ostatnich latach Hollywood się wyraźnie wykoleiło. Całą branże zdominowały filmy o superbohaterach, głównie z jednego studia. Amerykańskie kino rozrywkowe stało się homogeniczne, sterylne, pozbawione różnorodności. Do tego przesiąknięte polityką oraz przeżarte wojnami kulturowymi i poprawnością polityczną.

Glen Powell, bazując na tym, co dotychczas pokazał, nie jest złym aktorem, aczkolwiek na tym etapie mam wrażenie, że bardziej zależy mu na tym, by naprawić Hollywood i naszą percepcję Fabryki Snów, dawać ludziom przyjemną, bezpretensjonalną rozrywkę, niż celować w ambitne aktorsko role, które mogłyby mu przynieść liczne pochwały i nagrody.

Przeczytaj także: Gliniarz z Beverly Hills: Axel F recenzja. Eddie Murphy i nostalgii czar.

Jego postawa, o ile jest oczywiście szczera i o ile dobrze ją odczytuję, jest dla mnie takim aktorstwem w stanie czystym. Nie kierowanym egoizmem, bez górnolotnego podejścia do tego zawodu jak do jakiejś wielkiej misji czy poczucia, że to gwarantuje wysoką pozycję społeczną.

Aktorstwo to rzemiosło, które potrafi czasem być wielką sztuką i nieść wielkie emocje, ale jego głównym celem jest dostarczanie ludziom rozrywki. Droga Glena Powella na dobrą sprawę dopiero się rozpoczęła. Z czasem okaże się, jak dalece jego ścieżka kariery jest stała i rzeczywiście przemyślana, a na ile przyjdzie mu z niej zboczyć. Na ten moment jednak wydaje się, że ma on jasny cel i realizuje go całkiem dobrze.

Źródło: opracowanie własne. Zdjęcie otwierające: materiały prasowe dystrybutora

Część odnośników to linki afiliacyjne lub linki do ofert naszych partnerów. Po kliknięciu możesz zapoznać się z ceną i dostępnością wybranego przez nas produktu – nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz niezależność zespołu redakcyjnego.

Motyw