furiosa recenzja filmu 2024 mad max

Recenzja Furiosa: Saga Mad Max. Szalony George jedzie na oparach

8 minut czytania
Komentarze

Dla wszystkich tych, którzy mogą sądzić, że to sequel albo amerykański (tudzież australijski) remake filmu z Mateuszem Damięckim śpieszę z wyjaśnieniem – otóż nie. Furiosa jest za to prequelem filmu Mad Max: Na drodze gniewu. Czy reżyser George Miller zasługuje na miano wizjonera i także i tym razem przygotował dla nas wysokooktanowe i wciskające w fotel widowisko?

Furiosa: Saga Mad Max – opis fabuły filmu

furiosa mad max recenzja film 2024
Fot. Warner Bros. / materiały prasowe

Furiosa, jak sam tytuł wskazuje, przedstawia nam historię losów tytułowej bohaterki, którą w Fury Road grała Charlize Theron. Po raz pierwszy widzimy ją jako młodą dziewczynkę (gra ją Alyla Browne) mieszkającą w niemal rajskiej oazie, jednym z niewielu miejsc na postapokaliptycznym pustkowiu Australii, gdzie drzewa wciąż rosną i dają owoce. Jednak wszystko się zmienia, gdy Furiosa zostaje porwana przez brutalnego, choć głupkowatego, przywódcę nomadycznego gangu motocyklowego, Dr. Dementusa, granego przez Chrisa Hemswortha (tutaj z dużą brodą, sztucznym nosem i sztucznymi zębami). Udaje się jej jednak uciec, lecz Dementus podąża jej śladami, bierze do niewoli jej matkę i zabija ją na jej oczach. Przez kolejne lata Furiosa będzie robiła wszystko, by móc zemścić się na nim za jej śmierć.

Furiosa, czyli Burning Man hollywoodzkich blockbusterów

furiosa mad max recenzja filmu 2024
Fot. Warner Bros. / materiały prasowe

Zacznijmy może od tego, że, jak pisałem swego czasu na łamach tego portalu, Mad Max to jedna z najbardziej przecenianych serii filmowych w historii kina. Tak samo przeceniana, jak sam George Miller, którego filmografia jest tyleż samo szalona, co przypadkowa i chaotyczna. I w 70 procentach składająca się filmów kiepskiej jakości. Jasne, doceniam fakt, że Mad Max zrodził modę na postapokalipsę w popkulturze, ale to praktycznie jedyna zasługa tej serii. Nie lubię się powtarzać, także zapraszam do mojego tekstu, w którym w pełni argumentuję tę opinię.

Najciekawsze w sadze Mad Max było to, że każda kolejna część różniła się od poprzednika. Część druga to na dobrą sprawę remake jedynki, o niebo lepszy od półamatorskiego i słabego oryginału. Część trzecia zaś to przedziwna i marna próba nie tylko komercjalizacji tej wcześniej dzikiej i punkowej serii, ale też zrobienia z niej… kina familijnego.

Część czwarta wydaje się tym, co od początku chciał zrobić George Miller, ale nie miał ku temu środków, technologii i umiejętności na starcie kariery, czyli szaloną jazdą bez trzymanki, fenomenalnie sfilmowaną (po raz pierwszy w historii serii) i zapierającą dech w piersi nowatorską akcją. A Furiosa? Cóż, Furiosa kończy z tą tradycją ciągłego rozwoju, bo nie znajdziecie w tym filmie niczego, czego nie widzieliście we Fury Road.

Trailer filmu Furiosa.

Jest wtórnie, nudno, przewidywalnie. Ogląda się to względnie nieźle, bo po raz kolejny warstwa wizualno–dźwiękowa jest na wysokim poziomie, ale skłamałbym, gdybym stwierdził, że Furiosa wygląda lepiej od Fury Road. Nie wygląda. Rzekłbym nawet, że wygląda trochę gorzej, bardziej sterylnie, kolory są jakby mniej realistyczne, co karze mi przypuszczać, że film ten, na większą skalę niż poprzednik, tworzony był z użyciem CGI i być może wielkich ekranów LED-owych, ostatnio modnych w Hollywood.

Nawet jeśli się mylę, to nie zmienia to faktu, że wizualnie fajerwerków tym razem zabrakło. W najlepszym wypadku Furiosa wygląda niemal tak samo, jak Na drodze gniewu. I to tylko pod względem czysto formalnym, bo jeśli spodziewacie się, że zobaczycie tu równie genialnie zainscenizowane sceny akcji oraz fenomenalne sekwencje pościgów przez pustynię, w które można wpatrywać się po pół godziny, to możecie się srogo rozczarować.

Furiosa rzeczywiście wydaje się prequelem w tym zakresie, że wręcz wygląda jak film, który Miller nakręcił przed Fury Road i dopiero ćwiczył nam nim wszystkie pomysły, które wspaniale wykiełkują w późniejszym (dla nas wcześniejszym) dziele. Fury Road było powiewem świeżości w kinie akcji, ten film był niczym niepohamowana siła natury, nieoczekiwany wizualny cios między oczy, a Furiosa zdaje się jego uboższą, spokojniejszą i nudniejszą kuzynką.

Niczego nowego tu nie zobaczymy

Postać w futurystycznym stroju z mechaniczną ręką w pozycji obronnej na rozmytym tle w odcieniach pomarańczy. Kadr z filmu Furiosa Saga Mad Max
Fot. Warner Bros. / materiały prasowe

Jeśli oglądaliście Na drodze gniewu to, nowe dokonanie Millera nie będzie dla was niczym nadmiernie interesującym. Jak sam reżyser przyznaje, dla niego liczy się akcja, dialogów mogłoby być jak najmniej, także ciężko doszukiwać się w tej serii jakichkolwiek ambicji poza tymi natury wizualnej, a pod tym względem Furiosa jest dziełem wtórnym i wręcz dziwię się, czemu Miller czekał aż 9 lat, by zrobić ten film. Szczególnie że tego upływu czasu kompletnie nie widać.

Przy okazji cała saga Mad Max w pigułce pokazuje nam rozwój, głównie technologiczny, jaki przeszło kino przez ostatnie niemal 40 lat. Właściwie każda odsłona Mad Maxa wyglądała tylko lepiej od poprzednika, bez względu na to, czy między filmami mijało kilka, czy kilkadziesiąt lat. Obecnie pomiędzy Fury Road a Furiosą minęła prawie dekada i filmy te wyglądają identycznie, a wręcz, jeśli miałbym wskazać jeden, to bym stwierdził bez zastanowienia, że Fury Road z 2015 roku wyglądał pod każdym względem lepiej.

Przeczytaj także: Czarnoskóry samuraj w Assassin’s Creed. Zapytałem eksperta o prawdziwą historię.

Gdzieś tak w połowie seansu, walcząc ze znużeniem (przy okazji, film ten jest stanowczo za długi, jak większość hollywoodzkich produkcji obecnie, z jakiegoś powodu trwa prawie 2,5 godziny, na rany Chrystusa!) zacząłem się zastanawiać, po co on w ogóle powstał? Na drodze gniewu był na dobrą sprawę jednym długim pościgiem samochodowym z kilkoma krótkimi postojami, natomiast Furiosa jest podzielonym na epizody klocem, który rozciąga się na kilka miejsc i różnych punktów w czasie.

Minęła godzina, zanim na ekranie pojawiła się Anya Taylor-Joy (co też wyjaśnia, czemu niedawno chwaliła się, że miała tak mało kwestii mówionych w tym filmie). Przez połowę filmu pierwsze skrzypce gra postać kreowana przez Chrisa Hemswortha (który ewidentnie dobrze się bawił na planie i jest on najjaśniejszym punktem obsady, aczkolwiek nie jest to kreacja, która zapisze się w annałach popkultury). Nagle, mniej więcej w połowie seansu, znika na jakieś pół godziny i potem wraca bliżej finału.

Furiosa Saga Mad Max chris hemsworth
Fot. Warner Bros. / materiały prasowe

Większość drugiej połowy filmu to w ogóle średnio interesujące negocjacje polityczne między rywalizującymi watażkami; a cała wojna między nimi została w dużej mierze sprowadzona do jednej niedługiej sceny montażowej. Jaki jest więc sens tego wszystkiego? Chyba tylko taki by w finale postać Dr. Dementusa, grana przez Hemswortha, mogła łopatologicznie i do bólu banalnie wyłożyć podstawy psychologiczne wszystkich postaci ze świata Mad Maxa, jakbyśmy tego nie wiedzieli od początku. Gdyby nie to, że film ten jest względnie brutalny, to stwierdziłbym, że Miller ponownie zrobił familijną i komercyjną wersję Mad Maxa, tak jak to było z Pod kopułą gromu.

Furiosa: Saga Mad Max – ocena filmu

Kadr z filmu Furiosa. Osoba z długimi włosami, w skórzanym stroju, wychodząca z metalowego samochodu z dwururką w ręku.
Fot. Warner Bros. / materiały prasowe

Szczerze mówiąc, nie wiem, dlaczego ktokolwiek, kto nie ma obsesji na punkcie Mad Maxa, miałby interesować się postaciami z Furiosy, które są raczej zbieraniną fabularnych klisz i pustych archetypów, a nie trójwymiarowymi ludźmi. Czy widzowie naprawdę wyszli z kina po Fury Road z palącą chęcią poznania wczesnych lat Furiosy? I czemu w ogóle mieliby interesować się tą postacią poboczną, chcąc obejrzeć film z serii Mad Max? Tym bardziej że przy całej mojej sympatii do Anyi Taylor-Joy, kompletnie nie pasuje mi ona do młodszej wersji Charlize Theron z Fury Road.

Kilka dni temu trafiłem na pierwsze recenzje Furiosy i widziałem, że padały tam oceny 10/10, określenia typu arcydzieło i najbardziej szalony film w dziejach. Szczerze się zastanawiam czy te osoby były po prostu PR–owcami producenta pod przykrywką czy to była ich uczciwa opinia? Bo jeśli to drugie, to oznacza, że na bank nie widzieli Fury Road. Nikt mnie nie przekona, że Furiosa to film bardziej dynamiczny, ciekawszy, bardziej szalony i bardziej widowiskowy. Oceny typu 10/10 dla Furiosy każą mi się głośno spytać: za co?

Wiadomo, z gustami się nie dyskutuje, ale trudno mi podejść na poważnie do kogoś, kto stawia znak co najmniej równości między Furiosą a Fury Road. Być może wam ten film bardziej się spodoba, jest szansa, że wbije was w fotel, ale tylko jeśli nie widzieliście poprzednika.

W sumie jest to nawet dobry film na rozpoczęcie przygody z serią i jako wstęp, tudzież prolog do Fury Road. Jednak nic poza tym. Wielkiego rozczarowania nie czuję, gdyż jak wspominałem wyżej, nie mam wielkich oczekiwań względem George’a Millera. Mad Max: Na drodze gniewu był wspaniałym pozytywnym zaskoczeniem, ale to by było na tyle, jeśli chodzi o wykrzesanie z Millera jakichkolwiek oparów kreatywności.

Ogólna ocena

5/10

Zdjęcie otwierające: Warner Bros. / materiały prasowe

Część odnośników to linki afiliacyjne lub linki do ofert naszych partnerów. Po kliknięciu możesz zapoznać się z ceną i dostępnością wybranego przez nas produktu – nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz niezależność zespołu redakcyjnego.

Motyw