LINKI AFILIACYJNE

Recenzja Gran Turismo – to takie The Last of Us, ale o samochodach i na faktach

5 minut czytania
Komentarze

Film Gran Turismo, który jest poniekąd adaptacją gry na PlayStation pod tym samym tytułem, miał wszelkie prawo się… nie udać. Mówimy w końcu o produkcji, która opowiada o wyścigach samochodowych, ale też o symulatorze prowadzenia samochodu wyścigowego. Połączenie tych dwóch tematów było dla scenarzystów prawdziwym wyzwaniem. I przyznaję, że wyszli z niego obronną ręką, choć nie obyło się bez potknięć.

Recenzja Gran Turismo – film inny, niż można się było spodziewać

Kiedy po raz pierwszy dowiedziałem się, że planowana jest adaptacja filmowa gry Gran Turismo, trochę w to nie dowierzałem. Adaptacje gier na filmy czy seriale bardzo rzadko się udają i mamy niewiele przykładów, kiedy faktycznie zdało to egzamin. Ostatnim i w zadanie jedynym, które przychodzi mi na myśl, jest The Last of Us. Serial od HBO bardzo dobrze oddał ducha gry i pokazał, że odpowiednio poprowadzony scenariusz oraz bohaterowie to dobra droga do adaptacji. Co The Last of Us ma wspólnego z filmem Gran Turismo? Otóż w tym drugim przypadku także mówimy o zaskakująco dobrej produkcji, która faktycznie ma szanse na to, by przyciągnąć przed ekrany kogoś więcej, niż tylko fanów gier.

Warto uściślić jedno – film Gran Turismo nie opowiada o fikcyjnej postaci, która jest graczem i nagle dostaje szanse na udział w prawdziwych wyścigach. Produkcja oparta jest na faktach, a przynajmniej w dużej mierze tak jest. Jann Mardenborough (Archie Madekwe) to gracz i mistrz w Gran Turismo, który rzucił uczelnię, dorabia w sklepie z ubraniami i musi słuchać tego, jak ojciec nie wierzy w jego marzenia. Chłopak chce bowiem zostać kierowcą rajdowym, choć tak naprawdę nigdy nie prowadził profesjonalnego samochodu. Dostaje jednak taką szansę, kiedy wygrywa w konkursie organizowanym przez Nissana. Nagrodą jest udział w Akademii GT, gdzie razem z innymi graczami jest przygotowywany do startu w prawdziwych wyścigach. Nad jego postępami czuwa były kierowca wyścigowy Jack Salter (David Harbour), a za sam projekt odpowiada pomysłodawca całej akcji i dyrektorem sportów motorowych Danny Moore (Orlando Bloom).

Fabuła jak po sznurku

Gdyby nie to, że film opowiada prawdziwą historię, trudno byłoby uwierzyć w fantazję scenarzystów. Tymczasem Gran Turismo ogląda się z zaciekawieniem, choć od początku wiemy do czego zmierza produkcja. Wszystko tutaj mamy rozpisane tak, żeby za dużo nie myśleć. Innymi słowy, jeżeli oglądaliście choć jeden film sportowy, to wiecie, czego się spodziewać po Gran Turismo. Historia chłopaka, który od zera dochodzi do poziomu mistrzowskiego, a po drodze czeka go kilka poważnych komplikacji. Nie ma tutaj fabularnych niespodzianek czy zwrotów akcji, które wbijają nas w fotel, ale całość ogląda się przyjemnie.

Największym plusem jest oczywiście sama historia Mardenborough, która choć skrócona i dopasowana do potrzeb scenariusza, zaskakująco wciąga. Twórcy musieli tutaj dokonać kilku skrótów i dodać coś od siebie, ale sam trzon pozostaje bliski faktycznej karierze kierowcy. Od gry do toru. Tak naprawdę, to Gran Turismo mogłoby istnieć jako film, bez potrzeby wspominania o samej grze, a historia dalej tak samo by wciągała. Oczywiście mamy tutaj sporo informacji o samej grze (w końcu to produkcja Sony), ale nie jest to jakoś wybitnie odrzucające od ekranu czy nachalne. Należało znaleźć połączenie między grą a rzeczywistością i w Gran Turismo się to udało.

Szkoda, że Orlando Bloom dostał tak niewielką rolę, ponieważ na ekranie nie ma go zbyt dużo. David Harbour gra tak, jak David Harbour, czyli poprawnie. Archie Madekwe także podołał zadaniu, a niebawem zobaczymy go wśród sierpniowych nowości na Netflix w filmie Misja Stone. Tak naprawdę jednym z głównych bohaterów samego filmu są samochody i wyścigi, a niektóre sceny na torze faktycznie dobrze zobaczyć w kinie (ewentualnie na dużym, 65-calowym telewizorze lub nawet większym). Niektóre elementy historii są pokazane mocno skrótowo i aż chciałoby się więcej, ale film i tak trwa ponad 2 godziny, więc można zrozumieć podejście scenarzystów. Intrygujące jest też to, że na reżyserskim stołku zasiadł sam Neill Blomkamp, czyli człowiek, który dał na Dystrykt 9 czy Elizjum. Może i nie widać tu jego „pazura”, ale całość dobrze i konsekwentnie poprowadzono.

Recenzja Gran Turismo – podsumowanie

Kadr z filmu Gran Turismo

Film Gran Turismo mógł się nie udać, a finalnie wyszedł naprawdę nieźle. Nie jest to może kino, do którego będzie się często wracać i daleko mu do Le Mans’66 czy Wyścigu, ale dla fanów sportów wyścigowych może okazać się miłą niespodzianką. I choć nie jest to kino, które zapada w pamięć na dłużej, to jest zaskakująco satysfakcjonujące. Spodziewałem się czegoś okropnego, co sprawi, że w kinie będę się męczył, a tymczasem miło spędziłem ten czas. Gran Turismo na polskich ekranach ma pojawić się 11 sierpnia.

Ogólna ocena

7/10

Film obejrzeliśmy dzięki zaproszeniu od firmy Sony. Ta nie miała wpływu na treść materiału — prezentowana opinia jest niezależnym i subiektywnym poglądem autora tekstu. Część odnośników to linki afiliacyjne lub linki do ofert naszych partnerów. Po kliknięciu możesz zapoznać się z ceną i dostępnością wybranego przez nas produktu – nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz niezależność zespołu redakcyjnego.

Motyw