The Legend of Zelda: Tears of the Kingdom

Recenzja The Legend of Zelda Tears of the Kingdom. Może i gra roku, ale nie dla mnie

10 minut czytania
Komentarze

The Legend of Zelda Tears of the Kingdom to pozycja, która już zdążyła podzielić graczy, i to na kilku niezależnych od siebie frontach. Mamy poważną dyskusję o braku polskiej lokalizacji w grach Nintendo. Media już okrzyknęły tytuł grą roku 2023, a ponad 10 mln graczy już zdążyło pozycję kupić i spędzić z nią dziesiątki godzin. I to wszystko pomimo faktu, iż nadal nikt nie potrafi wytłumaczyć, jak tak rozbudowana gra w ogóle działa na 7-letnim Nintendo Switch? A gdzieś na szarym końcu tej afery jestem ja — osoba, dla której to pierwszy poważny kontakt z drugą naczelną serią gier giganta z Kioto.

Zalety

  • nawet krótka sesja może być wspaniałą przygodą, którą będziesz się ekscytować po wyłączeniu konsoli
  • wykorzystanie nowych umiejętności Linka, ograniczone tylko przez wyobraźnię gracza
  • do tego Link w kontraście jest słaby, więc budzimy instynkt przetrwania i rozwijamy postać
  • fenomenalne zagadki środowiskowe, mające więcej niż jedno rozwiązanie
  • łagodne wprowadzenie dla osób, które nie miały styczności z serią The Legend of Zelda
  • japoński sznyt rysunkowy, kolorystyka gry

Wady

  • spodziewałem się więcej po warstwie fabularnej
  • brak polskiej wersji językowej
  • brak pełnego udźwiękowienia dialogów
  • karkołomne upychanie na Switchu gry, której premiera powinna poczekać na nową generację sprzętu

The Legend of Zelda Tears of the Kingdom – podsumowanie

The Legend of Zelda Tears of the Kingdom to tytuł, w który z łatwością wejdą gracze niezaznajomieni z marką. Twórcy zaczarują Was zagadkami i eksploracją, które wraz z wykorzystaniem nowych zdolności Linka, zwyczajnie nie mają końca. Jednocześnie ta gra to jakiś technologiczny wybryk natury. Z jednej strony imponuje fakt, że to działa na Switchu. Z drugiej plujesz sobie w brodę, że to działa TYLKO na biednym, zbyt słabym już Switchu.

8/10
Ocena

The Legend of Zelda Tears of the Kingdom [Nintendo Switch]

  • Grywalność 10
  • Oprawa A/V 6
  • Klimat 9
  • Warstwa techniczna 7

The Legend of Zelda Tears of the Kingdom — przebudzenie i upadek

Jeżeli ktoś nie grał w The Legend of Zelda Breath of the Wild, początek zabawy może wydać się nieco pretensjonalny. Link i księżniczka Zelda zwiedzają podziemia, odkrywając historię Hyrule, krainy, w której rozgrywa się akcja dzieła. W myśl powiedzenia „ciekawość to pierwszy stopień do piekła”, bohaterowie schodzą jeszcze niżej, by trafić na szczątki Ganondorfa.

O-czy-wiś-cie, że ten się przebudza, uszkadza Master Sword (legendarny miecz Linka) i spycha Zeldę w otchłań, raz jeszcze rozdzielając najsłodszą parę protagonistów. Sytuacja jest tak poważna, że nasz bohater ledwo uchodzi z życiem, tracąc do tego rękę. Ratuje go duch Króla Rauru, ojca założyciela Hyrule, wiedząc, iż tylko Link może znów odnaleźć księżniczkę.

Tylko dwa akapity, a już czuję się, jakbym streszczał trzeci sezon Dragon Ball. Najnowszy hit Nintendo zdecydowanie nie wstydzi się swojego japońskiego rodowodu, z pełnym zestawem zalet i wad tej konfiguracji. Atmosfera od początku jest wzniosła i nawet w luźniejszych momentach, czułem, że biorę udział w wielkiej przygodzie, pomimo prostoty sytuacji, w jakiej zawiązuje się akcja The Legend of Zelda Tears of the Kingdom.

Od początku ujawniają się jednak dwa naczelne problemy The Legend of Zelda Tears of the Kingdom. Brak języka polskiego oraz — co jeszcze gorsze — brak pełnego udźwiękowienia gry. Jest to dla mnie niesamowite, że nawet przy największej grze Nintendo, przy 6-letnim czasie produkcji, wydawca nie chciał podjąć się nagrania wszystkich dialogów z aktorami głosowymi. To nie jest 1998 r. i Banjo-Kazooie, żeby dało się to wytłumaczyć brakiem miejsca na kartridżu. Mamy cyfrową dystrybucję i gry, które ważą setki gigabajtów — da się. A przypominam, mówimy o tytule kandydującym do miana gry roku 2023.

The Legend of Zelda Tears of the Kingdom
Niewiele scen może się pochwalić pełnym udźwiękowieniem, choć w grze, takowe znajdziemy. Najlepszy klimat uzyskacie, grając z japońskim dubbingiem. (Szymon Baliński / android.com.pl)

Ręka rękę… naprawia. I usprawnia też!

Na całe szczęście, główny bohater nie musiał walczyć z kalectwem zbyt długo. Król Rauru ofiarował mu swoją rękę, która nie tylko pomaga w walce, ale wraz z postępami w rozgrywce, przynosi garść niezwykle przydatnych umiejętności, niespotykanych w innych grach trzecioosobowych. Miejscami to tak zmienia optykę, że przyzwyczajony z innych pozycji, zapominałem, że pewne problemy mogę rozwiązywać prościej.

The Legend of Zelda: Tears of the Kingdom
Taktyka była prosta. Spycham ptaka w dół, wskakuję na niego i odpalam wiatraki. Nie wiem, gdzie dolecę, ale przynajmniej nie spadnę w otchłań (fot. Szymon Baliński / android.com.pl)

Najczęściej to mi się zdarzało przy umiejętności Ascend, dzięki której Link może teleportować się na powierzchnie znajdujące się bezpośrednio nad nim. W ferworze walki trudno też pamiętać o Fuse, czyli zdolności łączenia posiadanych broni z innymi przedmiotami, takimi jak bale drewna czy skały.

The Legend of Zelda Tears of the Kingdom
Strzała połączona z lodowym glutem zamroziła przeciwnika, którego łatwiej bić, gdy się nie rusza. Ograniczone zdrowie wymusza kreatywność także w walce. (fot. Szymon Baliński / android.com.pl)

Aczkolwiek, najważniejszą z nowych umiejętności w The Legend of Zelda Tears of the Kingdom jest niewątpliwie Ultrahand. To ona pozwala obracać i kleić ze sobą przedmioty w niemalże nieograniczony sposób, wykorzystując wytworzone konstrukcje w eksploracji królestwa Hyrule oraz powietrznych wysp. Sercem tych budowli są tzw. urządzenia Zonai, napędzane niewielkimi ładunkami energii.

The Legend of Zelda Tears of the Kingdom
Moją ulubioną częścią gry są niewątpliwie tzw. shrine’y, czyli małe świątynie z zagadką środowiskową, w której nagrodą jest Światło Błogosławieństwa. Warto ich szukać, bo 4 takie światełka to dodatkowe serduszko dla Linka (fot. Szymon Baliński / android.com.pl)

Najpopularniejsze są niewątpliwie koła i wiatraki, pomagające w pokonywaniu rwących rzek i stromych, często ruchomych powierzchni. To jednak nie miałoby sensu, gdyby nie kreatywność zagadek przygotowanych przez twórców gry. Udało się zachować balans, w którym The Legend of Zelda Tears of the Kingdom często daje mi podpowiedzi, ale na tyle subtelne, że dalej jestem dumny z rozwiązania drobnego zadania.

The Legend of Zelda Tears of the Kingdom
Zagadki w shrine’ach można często rozwiązać na kilka sposobów. Jeżeli wpadniecie na nieszablonowy pomysł i wiecie, jak wykorzystać urządzenia w pomieszczeniu, jest duża szansa, że plan się uda. The Legend of Zelda Tears of the Kingdom często nagradza kreatywność graczy (Szymon Baliński / android.com.pl)

Zelda żyje. Zelda pomaga. Zelda poczeka

Nawet jeżeli początkowo zaaferował mnie los księżniczki Zeldy, Tears of the Kingdom bardzo szybko uświadamia graczowi, że w sumie nic jej nie jest, może troszeczkę ją Ganondorf opętał, ale generalnie pojawia się tu i ówdzie jako byt astralny i nie musimy się zbytnio spieszyć.

The Legend of Zelda Tears of the Kingdom
Księżniczka Zelda w pełnej okazałości (fot. Szymon Baliński / android.com.pl)

To również sprawia, że z początkowo pompatycznej atmosfery, nowa gra Nintendo nabiera klimatu długiej wędrówki, której ostatecznym celem jest przywrócenie pokoju w Hyrule. Dlatego też znacznie łatwiej było mi zbaczać ze ścieżek głównych zadań, których i tak często jest więcej niż jedna.

To również jest kolejna wielka siła The Legend of Zelda Tears of the Kingdom. Magia niemającej końca eksploracji i przygody. Tu odkryjesz jaskinię z potworkami i niezwykle wytrzymałym łukiem, kiedy indziej natrafisz na stadninę i zaczniesz rozmawiać z podróżnymi i przy okazji zbierzesz zadanie poboczne. Moim faworytem są niezmiennie shrine’y, małe świątynie, będące trudnymi zagadkami logiczno-środowiskowymi.

The Legend of Zelda
Nic nie napędza balonu tak dobrze, jak ogień z pochodni (fot. Szymon Baliński / android.com.pl)

Zdziwicie się, jak angażujące może być gotowanie potraw z zebranych składników i odkrywanie ich właściwości (odporność na zimno, zwiększona wytrzymałość, siła ataków). Przy tych wszystkich rewolucyjnych zdolnościach, sam Link jest niezwykle słaby. Bronie psują się szybciutko, wspinaczka jest męcząca i powolna, a bez konia podróże mogą trwać nieskończone godziny. Puste połacie niczym jak w Death Stranding sprawiają, że każde nowe znalezisko robi większe wrażenie i wzbudza zainteresowanie.

Można zwiedzać podziemia, łowić zwierzynę, kopać zonaity, budować niestworzone kreacje. W mgnieniu oka wszystko staje się ważniejsze niż księżniczka. The Legend of Zelda Tears of the Kingdom to jedna z niewielu pozycji, w których nie czułem się winny, że nie robię głównego zadania. Bardzo chciałem chłonąć i odkrywać Hyrule, byłem ciekawy tego, czym twórcy znów mnie zaskoczą. A to ogromne osiągnięcie, jak na grę wideo z 2023 r.

Majstersztyk czy auto-sabotaż? Trochę jednego i drugiego

Najtrudniejsze zadania zakładają używanie umiejętności Recall, czyli cofania czasu dla pojedynczych obiektów. Wiedząc jak dobrze i bezboleśnie działa każda z tych mechanik, odbywa się w mojej głowie wielki pojedynek. Z jednej strony, 6 lat pracy po The Legend of Zelda Breath of the Wild sprawiło, że mamy do czynienia z jedną najbardziej dopracowanych, zaawansowanych i dopieszczonych technicznie gier na Nintendo Switch. Uprzedzam jednak — koniecznie zaktualizujcie grę do najnowszej wersji, jeżeli jeszcze tego nie zrobiliście.

Piszę o tym, ponieważ tylko tak macie pewność, że The Legend of Zelda Tears of the Kingdom utrzyma stabilne 30 kl./s., niezależnie od tego, czy korzystacie z trybu przenośnego lub konsoli zadokowanej. I tak jak pisałem, jestem pod niesamowitym wrażeniem tego, jak dobrze tytuł działa na Nintendo Switch.

Tylko właśnie, czy musiał to być Nintendo Switch? Łatwo mi to mówić z pozycji świeżaka, ale uważam, że The Legend of Zelda Tears of the Kingdom powinna się ukazać na mocniejszym sprzęcie. Chociażby dlatego, że mam dość oglądania ekranów ładowania, nawet jeśli te są cudownie krótkie (kilka sekund). Jestem przekonany, że tytuł ten zostanie pod koniec roku pożarty przez Marvel’s Spider-Man 2, choć jako jedyny ma też szansę z nim wygrać walkę o statuetkę i uścisk dłoni Geoffa Keighleya.

The Legend of Zelda Tears of the Kingdom
fot. Szymon Baliński / android.com.pl

Do stabilnych 30 kl./s. i dynamicznej rozdzielczości gry da się oczywiście przyzwyczaić. Człowiek po prostu chciałby, aby pozycja działała jeszcze lepiej. Tyle, i aż tyle. Bo i mam wrażenie, że dlatego też The Legend of Zelda Tears of the Kingdom nie wywołała we mnie takiego efektu, jak wszechobecna ekstaza publiki mogłaby wskazywać. Rozumiem doskonale, skąd bierze się szał na markę. Jednakże stawianie dzieła Nintendo na piedestale byłoby nieuczciwe wobec wszystkich innych gier, które popychają do przodu swoim zaawansowaniem nie tylko mechaniki rozgrywki, ale też doznania audiowizualne.

Także dla mnie to nie jest gra roku, ale na pewno jedna z najlepszych, jakie zagram w tym roku. No i ma tyle zawartości, że te 259 złotych to wygląda jak promocja, a nie jak regularna cena. Tylko błagam, niech Zelda pojawi się też na kolejnej, mocniejszej wersji sprzętu Nintendo!

Grę otrzymaliśmy od Conquest Entertainment. Dostawca nie miał wpływu na treść materiału — prezentowana opinia jest niezależnym i subiektywnym poglądem autora tekstu.

Motyw