Death Stranding Director's Cut PS5 recenzja

[Recenzja] Death Stranding Director’s Cut – co tu się od…

7 minut czytania
Komentarze

Niedawno swoją premierę miało Death Stranding Director’s Cut w wersji na PS5. Recenzja tego tytułu to trudna sprawa, bo o grze napisano już właściwie wszystko. Jej fenomenu nie zrozumie ten, kto w tytuł po prostu nie grał. Przyznaję, że wejście w wykreowany świat jest ciężkie, ale kiedy już przymkniemy oczy na niektóre aspekty produkcji, trudno się od niej oderwać. Oto co ma do zaoferowania Death Stranding Director’s Cut na PlayStation 5.

Zalety

  • Klimat i fabuła
  • Potrafi wciągnąć jak Wynurzony
  • Grafika i wykorzystanie możliwości DualSense
  • Nowości ułatwiające rozgrywkę

Wady

  • Brak klasycznego rozwinięcia – to nie DLC
  • Tytuł z początku potrafi zrazić do dalszej gry

Podsumowanie Death Stranding Director’s Cut na PS5 w trzech zdaniach

Death Stranding Director’s Cut na PS5 to przeżycie samo w sobie. Wciągająca, ale też wyjątkowo pokręcona fabuła. Tytuł nie dla każdego

8,3/10
  • Grafika 8
  • Mechanika 7
  • Muzyka 10

Hideo Kojima zaprasza do świata… dziwności

Death Stranding Director's Cut PS5 recenzja

Musze przyznać z ręką na sercu, że trudno było mi wczuć się w Death Stranding Director’s Cut na początku. Hideo Kojima stworzył w grze świat, który nie zachęca od początku do tego, by spędzić w nim więcej czasu. Gracz rzucany jest na głęboką wodę, a przynajmniej jeżeli chodzi o samą fabułę. Wszystko, ale to absolutnie wszystko jest… obce. Niby mamy do czynienia z klasyczną grą na PlayStation, czyli widok TPP i znajome mechaniki, ale w zestawieniu z warstwą fabularną, trudno podejść do tytułu na spokojnie.

Nie chcę Wam zdradzać całej fabuły, bo mówiąc szczerze, na pewno coś bym w niej pokręcił. Death Stranding jest bowiem tak skonstruowane, że fragmenty opowieści dostajemy praktycznie przez cały czas jej trwania, a na dodatek dość oszczędnie. Najważniejsze informacje pojawiają się dość szybko, ale w niewielkim stopniu sprawiają, że gracz czuje się z tym lepiej. Dopiero sama gra i mozolne dostarczanie paczek sprawia, że wciągamy się w opowieść, a przynajmniej tak było w moim przypadku.

Zobacz też: Recenzja Ghost of Tsushima Director’s Cut na PS5 – nowy wymiar samuraja.

Fabuła Death Stranding – o co tutaj chodzi?

Death Stranding Director's Cut PS5 recenzja

Fabuła Death Stranding to coś… wyjątkowego. Wcielamy się tutaj w postać Sama Portera (Bridgesa), którego na potrzeby produkcji portretuje Norman Reedus. Zresztą w grze pełno jest aktorów, których znamy z filmów czy seriali (Mads Mikkelsen, Léa Seydoux, Margaret Qualley czy nawet  Guillermo del Toro). Dodaje to całości tej „filmowości”, która zresztą widoczna jest na każdym kroku i to nie tylko w cutscenkach. Akcja Death Stranding dzieje się w Stanach Zjednoczonych, a raczej tym, co z nich pozostało po Wdarciu Śmierci. Świat pogrążony jest w chaosie, a niedobitki ludzkości chowają się w schronach rozsianych po świecie.

Sam Porter jest kurierem, który przenosi różne towary między poszczególnymi placówkami, ale to się zmienia, kiedy zostaje wplątany w odbudowę sieci chiralnej, która łączy placówki UCA rozsiane po USA. Można powiedzieć, że Sam „dociąga Internet” do placówek i tak, sporo tutaj upraszczam. Na świecie są także Wynurzeni, czyli „dusze”, które próbują nas dopaść. Spotkanie z nimi może doprowadzić do rozpróżni, a pozostałością po niej będzie ogromny krater (podobnie, jak po zwykłej śmierci i martwicy tkanek). Na szczęście w wykryciu ich pomoże nam Ełdek, czyli Łącznikowe Dziecko, które Sam nosi na piersi i widzi czasem jego wspomnienia. Do tego dochodzi opad temporalny, który zwiastuje przybycie Wynurzonych, a jednocześnie sprawia, że „czas przyśpiesza”. Taki opad jest szkodliwy dla paczek, które nosimy, ale na szczęście mamy spray naprawczy, który może nas uratować, a później pojawiają się m.in. schrony temporalne. A, zapomniałbym o MUŁ-ach, czyli ludziach, którzy nie zdecydowali się na ukrycie i będą próbowali nas dopaść podczas misji. Do tego dochodzą jeszcze Plaże, które… to już zostawię niedopowiedziane. I najważniejsze – Sam nie może umrzeć, bo po każdym zgonie wraca do życia.

I uwierzcie mi, jeżeli czujecie się przytłoczeni informacjami, to poczekajcie na to, aż odpalicie Death Stranding. Wtedy dopiero poczujecie się zagubieni. Nie uznaję tego za wadę, bo kiedy już się wciągniemy, to po prostu chcemy wiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi.

Co nowego w Death Stranding Director’s Cut

Death Stranding Director's Cut PS5 recenzja

Spotkałem się ze stwierdzeniem, że Death Stranding to „symulator kuriera” i mogę takie zarzuty zrozumieć. Jeżeli ktoś szuka prostej, nieskomplikowanej rozrywki, to nic więcej z Death Stranding nie wyniesie. Kojima stworzył świat niedostępny, ale wypełniony aktywnościami, które wymagają dogłębnego przygotowania do wyprawy. Analizy trasy, a z czasem też np. pogody. Mamy drabiny, liny, a później także coś na kształt motocykla czy specjalnych aerobagażników do transportu produktów. I tutaj właśnie wkrada się Director’s Cut, czyli nowe sprzęty, których w podstawowej wersji gry nie było. Katapulty, drony czy jetpack – to wszystko ułatwia grę i sprawia, że mniej osób się od niej „odbije”. Oczywiście można to odbierać także jako zarzut, bo Death Stranding staje się bardziej „casualowe”, ale widać takie podejście było po prostu potrzebne.

Fabularnie nic się tutaj ma nie zmieniać, ale może być w paru miejscach lepiej i klarowniej wytłumaczone. Jest też dodatkowa misja, która do głównej fabuły nie wnosi nic, ale może być całkiem przyjemną przygodą dla fanów skradania się. Do tego doszła możliwość testowania sprzętów na specjalnych strzelnicach czy nawet stworzenie toru wyścigowego. To ostanie to raczej dodatek dla tych, którzy uwielbiają wszelkiego rodzaju rankingi, niż faktycznie coś potrzebnego w samej grze. Można także korzystać z przedmiotów, które w grze zostawili inni gracze (np. drabiny, schrony itd.), zbierać lajki i wybierać trasy na podstawie pozostawionych ostrzeżeń. To też sporo potrafi ułatwić.

Mechanika i wygląd Death Stranding Director’s Cut na PS5

Death Stranding Director's Cut PS5 recenzja

Gra wygląda fenomenalnie i wiele razy zatrzymywałem się na trasie, by po prostu popatrzeć na to, jak prezentują się krajobrazy. Death Stranding Director’s Cut zachwyca i dla samych „widoczków” warto mieć grę w kolekcji. Do wyboru mamy 30 klatek i natywne 4K, ale także i 60 fps-ów z mniejszą rozdzielczością. Jest lepszy dźwięk przestrzenny, a obsługa kontrolera DualSense to mistrzostwo. Czuć, że faktycznie drgania to nie tylko zabieg marketingowy, ale coś, co pozwala lepiej wczuć się w grę. Trzeba jednak przyzwyczaić się do tego, że mechanika samej gry jest wyjątkowo skomplikowana. Wiele przycisków i wiele możliwości sprawia, że w chwilach walki łatwo się pogubić. Z czasem idzie to nam lepiej, ale początki mogą być trudne. Warto jednak przez nie przejść, bo całość jest nam wynagradzana. I muzyka! Tak cudownej ścieżki dźwiękowej w grze nie słyszałem od dawna.

Recenzja Death Stranding Director’s Cut na PS5 – podsumowanie

Death Stranding Director's Cut PS5 recenzja

Nie wiem, czy ta recenzja Death Stranding Director’s Cut na PS5 rozwiała Wasze wątpliwości, czy sięgnąć po tytuł. Tutaj nie ma prostej odpowiedzi – jeżeli nie graliście wcześniej w ten tytuł, to moim zdaniem zdecydowanie warto. Jest wyjątkowy i wygląda przepięknie, ale z drugiej strony bardzo łatwo się od niego odbić. Trudno wejść w ten świat, ale kiedy już się to zrobi, to zasysa nas absolutnie. To rozrywka na kilkadziesiąt godzin. Jeżeli graliście już na PS4 lub PC, to wersja Director’s Cut nie przynosi takich zmian, że poczujecie nową jakość rozgrywki. Jednak kolejne przejście może dać sporo dobrej zabawy.

Motyw