Nintendo 3DS

Nintendo 3DS to była ostatnia prawdziwa kieszonsolka. W 2023 roku nadal warto ją kupić

13 minut czytania
Komentarze

Nintendo 3DS jest ostatnią prawdziwie kieszonkową kieszonsolką – oczywiście, jeśli pominiemy wszystkie kombajny emulacyjne, jak Anbernic Retro Mini, którego recenzję opublikowaliśmy kilka dni temu. I chociaż Nintendo Switch Lite z całą pewnością nie jest konsolą stacjonarną – dużego Switcha pomijam, bo tutaj zdania są podzielone – to z całą pewnością nie zasługuje na miano kieszonsolki, a co najwyżej konsoli przenośnej. 

Nintendo 3DS – ostatnia kieszonsolka

Oczywiście, Switch Lite da się włożyć do kieszeni spodni. Z kieszeni wystaje on tylko trochę oraz da się z nim chodzić. Problemy zaczynają się, kiedy chcemy usiąść, biec, czy się schylić. Jako kieszonsolkę uważam natomiast konsolę, którą można włożyć do kieszeni i nie ogranicza ona w żaden sposób naszej motoryki. Nintendo 3DS spełnia taką definicję idealnie – a przynajmniej dwa warianty tej konsoli to robią, dwa są na granicy, a jeden zupełnie się do tego nie nadaje. 

Nintendo 3DS to nie konsola – to konsolowa rodzina

Nintendo 3DS

I to bardzo duża rodzina. W jej skład wchodzi oczywiście Nintendo 3DS, ale także większy wariant tej konsoli, czyli Nintendo 3DS XL, który jest właśnie tą konsolą na granicy wygody. Analogicznie sytuacja wygląda  w przypadku New Nintendo 3DS i New Nintendo 3DS XL. Tu można dodać także Nintendo 2DS XL, który mimo swojej nazwy po złożeniu jest zauważalnie mniejszy od czarnej owcy rodziny, czyli New Nintendo 2DS. Ten ostatni mieści się jedynie w kieszeniach cargo, co wynika z faktu, że jako jedyny się nie składa. Co oczywiście nie oznacza, że jest cieńszy: wręcz przeciwnie. W najgrubszym miejscu niczym nie ustępuje złożonemu Nintendo 3DS. 

Po co więc powstała taka abominacja? No cóż, to wariant budżetowy bez 3D. Przy okazji najwygodniej się ją trzyma  w dłoniach ze wszystkich wymienionych oraz jako jedyna ma naprawdę wygodne przyciski L i R. Co więcej, chociaż nie ma wyświetlacza 3D, to oferuje dwa aparaty, które mogą robić trójwymiarowe zdjęcia. W tekście będę się jednak odnosił głównie do Nintendo 3DS i New Nitnendo 3DS, jako do modeli bazowych. 

Nintendo 3DS – dwie konsole w cenie jednej

Nintendo przez lata w swoich przenośnych konsolach wypracowało pewną formę kompatybilności wstecznej: każde urządzenie tego typu oferowało kompatybilność wsteczną przynajmniej o jedną generację. I tak Game Boy Color uruchamiał gry ze zwykłego Game Boya, a Game Boy Advence uruchamiał tytuły z dwóch swoich poprzedników – wyjątkiem jest tu tylko Game Boy Micro, który uruchamiał tylko te z GBA. Nawet Nintendo DS, a przynajmniej jego wersje starsze, niż DSi, uruchamiał gry z GBA, przez co posiadał dedykowany slot na te kartridże. 

W przypadku Nintendo 3DS mowa jest o kompatybilności wstecznej właśnie z Nintendo DS. To natomiast daje nam dostęp do znacznie szerszej gamy genialnych tytułów. Warto oczywiście dodać, że te najważniejsze z mojej perspektywy, czyli Pokemony kosztują chore pieniądze, czyli kilkaset złotych za używany kartridż – i mówimy tu raczej o przedziale powyżej 500 złotych. Jest jednak masa gier równie interesujących, które wciąż można wyrwać za kilkadziesiąt złotych.

Nie zapominajmy też o bogatej kolekcji gier z Nintendo 3DS, które tym razem można już wyrwać w normalnych pieniądzach – a przynajmniej na razie, bo nie wiadomo, czy za kilka lat Pokemon X/Y, czy inne z serii nie będą warte małej fortuny. Teraz jednak zakup wielu świetnych gier to kwestia od kilkudziesięciu do około 250 złotych i to za nowe, nierozpakowane egzemplarze. 

Nintendo 3DS – trójwymiar dodaje głębi

Przyznaję się bez bicia: nigdy nie miałem do czynienia z Nintendo 3DS. Swoje jedyne doświadczenia z trójwymiarem mogę opierać jedynie na New Nintendo 3DS, w którym ten aspekt miał zostać poprawiony. I nie owijając w bawełnę: ta opcja jest genialna, zwłaszcza w grach, gdzie pełni on jakąś funkcję. 

Warto tu dodać, że w większości przypadków nie jest to kinowe wyskakiwanie obrazu z ekranu. Tutaj mamy poczucie głębi. Obiekty najbliżej nas wydają się znajdować na ekranie, jednak te dalej są… No cóż, dalej. To doświadczenie, które trudno opisać słowami. Przyznam, że są gry, w których 3D uruchamiałem tylko po to, żeby zobaczyć, jak wygląda i zaraz po tym wyłączyłem, ale są też takie, w które bez 3D gra się znacznie gorzej. 

Warto także dodać, że sam poziom głębi można zwiększać lub zmniejszać za pomocą suwaka na boku ekranu, bez odrywania wzroku od rozgrywki. Nie ma więc mowy o żadnym wchodzeniu w opcję, żeby zmienić to ustawienie, co jest piekielnie wygodne. Co więcej, położenie twarzy – bardzo ważny element przy 3D bez okularów – jest śledzone przez czujnik podczerwieni, dzięki czemu działa nawet w nocy. 

Czy jest więc coś, na co mogę narzekać w kwestii ekranu Nintendo 3DS? Tak, jest to… wydajność konsoli. Ta jest dość słaba i efekt 3D w niektórych tytułach potrafi mocno ograniczać liczbę klatek na sekundę. Zresztą są gry – jak na przykład Pokemon Ultra Sun – które i bez 3D potrafią spadać do kilku klatek na sekundę. No cóż, dla Game Freak optymalizacja to chyba tylko i wyłącznie zabawny zlepek sylab bez większego znaczenia. A dzięki Pokemon Scarlet wiemy, że w tej kwestii do dziś nic się nie zmieniło.

Nintendo 3DS – dwa ekrany dają więcej frajdy, niż jeden

Kiedy pierwszy raz zobaczyłem Nintendo 3DS (DS mnie jakoś ominął) uznałem, że to nie ma sensu: po co komu dwa ekrany? Przecież albo patrzy się na jeden, albo na drugi, a to, że istnieją dwa, będzie tylko wybijało z czerpania przyjemności z rozgrywki. I wiecie co? Bardziej pomylić się nie mogłem: dwa ekrany są genialne. Zacznijmy od tego, że główne ekrany rodziny 3DS nie są zbyt duże. Mielibyśmy więc albo miniaturowy interfejs, którego nie da się rozczytać, a i tak zasłaniałby ekran, albo czytelny, który sprawiłby, że mało byłoby widać z samej rozgrywki. 

W przypadku Nintendo 3DS dostajemy niemal całkowity brak interfejsu na głównym ekranie oraz naprawdę duży i wygodny na dolnym. I tak ekwipunek, minimapę, oraz najpotrzebniejsze opcje – w tym sieciowe, można mieć cały czas przed oczami i kliknąć je niemal tak wygodnie, jakby się znajdowały pod jednym klawiszem. Jeśli porównam wchodzenie w opcję na Switchu Lite, a korzystanie z opcji przez ekran 3DS-a, to otwarcie muszę przyznać, że pod tym względem Nintendo zaliczyło regres. 

Nintendo 3DS – Steve Jobs nie miał racji

Pamiętacie, co Steve Jobs mówił o rysikach? Widocznie nigdy nie miał Nintendo DS ani Nintendo 3DS w ręku. Teoretycznie brzmi to strasznie: grasz sobie w grę, masz obie dłonie przy przyciskach. Nagle odrywasz lewą, wyciągasz z obudowy konsoli rysik i wciskasz coś, lub bazgrasz po dolnym ekranie. Jeśli po tym opisie wydaje Ci się, że to musi być strasznie uciążliwe i niewygodne, to… jesteś w błędzie. To rozwiązanie naprawdę jest świetne. 

Co więcej, można oczywiście obsługiwać dolny ekran palcem. Jednak kiedy zabezpieczenie przed wypadaniem w moim egzemplarzu 2DS-a, się złamało i po prostu go zgubiłem, to po jakimś czasie zamówiłem mu chiński zamiennik za kilka złotych, żeby odzyskać dawną ergonomię obsługi. 

Nintendo 3DS – Virtual Console to gratka dla fanów retro

Nikt tak skutecznie nie potrafi wyciągać pieniędzy z kilkudziesięcioletnich gier, jak robiło to Nintendo na 3DS dzięki VC. Opcja ta pozwala na zakup wybranych gier ze starych konsol firmy jak Game Boy, Game Boy Color i NES, oraz kilku starszych konsol SEGI i uruchamianie ich na wbudowanym emulatorze. I chociaż zakup pierwszej lub drugiej generacji Pokemonów za 40 złotych brzmi jak rozbój w biały dzień, to porównując to do ceny używanych kartridżów i konieczności zakupu Game Boya, to jest to niemal jak za darmo. 

Oczywiście te gry są najdroższe: pozostałe można nabyć w cenach od kilkunastu do 20 złotych, co już brzmi jak uczciwa cena. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, ile radości potrafią dawać te tytuły, pomimo tak wielu lat od swojej premiery. Czy to jednak wszystko, co można wyciągnąć z emulacji na tej platformie – oczywiście drogą oficjalną? W żadnym wypadku.

To jest właśnie powód, dla którego New Nintendo 3DS stawiam znacznie wyżej, niż wariant podstawowy – to znaczy pomijając lepsze 3D, mniej odcisków dolnej połowy na górnym ekranie, czy patologiczną parodię drugiego analoga. Otóż model ten, a także jego wariant XL i New Nintendo 2DS XL obsługują także emulację SNES-a. Natomiast wybór tytułów jest tu o wiele szerszy niż w przypadku kultowego już SNES Mini. W ich przypadku cena wynosi 32 złote za egzemplarz. Biorąc pod uwagę dostępne tam perełki, jak Super Metroid, czy Super Mario World, to są one warte każdej złotówki.

Nintendo 3DS – najlepsze gry, nie licząc Pokemonów

Nawet najlepsza konsola bez gier jest mniej warta niż dwie kartki papieru i dwa długopisy do gry w statki. Dlatego też tym, co czyni Nintendo 3DS tak dobrą konsolą są właśnie tytuły, które można na niej ograć. Dlaczego jednak bez Pokemonów? No cóż, jako fanatyk serii wymieniłbym wszystkie części i na tym zakończyłbym temat, co raczej nie ma większego sensu. Dlatego też zamiast tego skupię się na pozostałych grach. Z góry jednak uprzedzam: odnoszę się tylko do tych, w które sam grałem. Na liście może więc zabraknąć jakiejś oczywistej perełki, z którą wciąż nie miałem przyjemności, zwłaszcza że ograniczam ją do zaledwie 5 pozycji:

Super Smash Bros. For Nintendo 3DS – jak sama nazwa wskazuje, jest to Super Smash Bros. na Nintendo 3DS, czyli przedstawiciel jednej z najlepszych bijatyk, jakie kiedykolwiek wyszły. Naszym celem jest zrzucenie przeciwników z areny, co wcale nie jest takie łatwe. Tej gry nie da się wygrać jednym guzikiem. Znajomość kombinacji ciosów również daje niewiele. Tutaj trzeba ogarnąć prawdziwy chaos i reagować na to, co robi przeciwnik, jak zmienia się arena i jakie cudacznie bronie i przedmioty spadają z nieba. 

Co więcej, sterujemy tu postaciami znanymi z gier – oczywiście głównie tytułów Nintendo. Każdą natomiast steruje się zupełnie inaczej. I nie jest to tylko kwestia ataków: szybki i zwinny Link skacze po arenie, robi uniki i atakuje serią ciosów. Natomiast Bowser kroczy ociężale po arenie i niesie za sobą śmierć i zniszczenie. A to tylko dwa przykłady z kilkudziesięciu różnorodnych postaci. 

Fire Emblem – tu właściwie cała seria jest godna polecenia. Dostajemy tu świetną turówkę taktyczną, skrzyżowaną z jRPG i japońską visual novelą. I chociaż nie jestem fanem dwóch ostatnich składowych, to sam model walki taktycznej sprawił, że uwielbiam te gry – chociaż przeklikuję dialogi i przerywniki, o ile to tylko możliwe. Jeśli ktoś jednak lubi te klimaty, to tym bardziej polecam. Jedynie fetyszyści stóp mogą mieć zastrzeżenia do Fire Emblem: Echoes. 

Super Mario 3D Land – ta gra pokazuje, jak duży jest potencjał 3D w konsoli. Ocena odległości wrogów i obiektów na mapie to wręcz sedno rozgrywki. Oczywiście da się grać bez 3D, ale traci się na tym naprawdę dużo. Pierwszy raz przeszedłem tę grę na Nintendo 2DS, ale kiedy zagrałem na New Nintendo 3DS, to było to już inne, o wiele pełniejsze doświadczenie. Jest to pozycja obowiązkowa. 

Luigi’s Mansion 2 – był Czerwony Mario, czas na Zielonego Mario. Jest to najładniejsza i najlepiej animowana gra, jaka wyszła na Nintendo 3DS. Luigi panicznie boi się każdego skrzypnięcia, a przy okazji jest straszną fajtłapą i… to naprawdę widać! Przypadkowe zachwiania się i paniczne reakcje na każde skrzypnięcie oraz krzyk na widok duchów to u niego norma, co naprawdę dodaje głębi rozgrywce. Natomiast przeszukiwanie nawiedzonej posiadłości z odkurzaczem na plecach naprawdę wciąga – i to lepiej niż Poltergust 5000, a ten potrafi wciągnąć i ducha i stary dywan. 

Super Mario Maker – tworzenie poziomów mając do dyspozycji drugi ekran i rysik sprawia, że ta gra wydaje się wręcz stworzona z myślą o Nintendo 3DS. I chociaż na Switcha wyszedł Super Mario Maker 2, to ergonomią zabawy ustępuje wersji na 3DS-a o kilka długości. Z resztą zobaczcie sami, jak tworzy się nowe poziomy w tej grze:

Nintendo 3DS – wciąż ma sens, mimo rychłej śmierci eShopu

A wszystko to są gry, które można kupić w fizycznej wersji. Dzięki temu, mimo że eShop na Nintendo 3DS wkrótce zniknie, to wciąż będzie można się cieszyć tymi grami. A biorąc pod uwagę, że zapisy postępu są utrwalane na samym kartridżu, a nie w pamięci konsoli, to nawet ewentualna awaria konsoli nie zagraża poczynionym w nich postępom, to znacznie lepiej jest nabyć wersję fizyczną, niż cyfrową – zwłaszcza że te w eShopie często są… droższe. 

Nintendo 3DS – najlepsze gry, dla których warto się pośpieszyć

Świetna grafika i jeszcze lepsza muzyka. Ta gra kipi klimatem.

Nie oznacza to jednak, że bez eShopu nic nie stracimy. Jeśli komuś zależy na jakieś perełki pod Virtual Console, to niestety, ale jeśli nie kupimy ich przed zamknięciem cyfrowego sklepu, to już w nie nie zagramy na Nintendo 3DS – a przynajmniej nie legalnie. Są także gry, które wyszły tylko w cyfrowej wersji, jak genialne 80`s Ovedrive, czy seria Mercenaries Saga – takie Fire Emblem, ale nawiązujące stylem do 16-bitowych konsol. Seria Steam World także jest godna uwagi. Na całe szczęście wszystkie z wyżej wymienionych, poza tytułów z VC można kupić także na Nintendo Switch. 

Źródło: YouTube (1), YouTube (2), YouTube (3), YouTube (4), YouTube (5), YouTube (6), YouTube (7), YouTube (8), YouTube (9), YouTube (10), YouTube (11) Fot: Nintendo

Motyw