Kraina snów film Netflix recenzja 2022

Jack Sparrow spotyka Beetlejuice i Alicję w krainie czarów z nutą Incepcji. Recenzujemy film Kraina snów od Netflix

5 minut czytania
Komentarze

Oparty na mającym ponad 100 lat komiksie film „Kraina snów” trafił do serwisu Netflix. W jednej z ról Jason Momoa. Jak odnalazł się on w kinie familijnym?

Kraina snów – opis fabuły kolejnego Netflix Original

Kraina snów Netflix recenzja 2022

W filmie „Kraina snów” poznajemy młodą dziewczynkę o imieniu Nemo (Marlow Barkley), która mieszka w latarni morskiej na wyspie ze swoim ojcem, Peterem (Kyle Chandler). Kiedy jednak Peter umiera na morzu, Nemo bardzo to przeżywa. Zmuszona do życia ze swoim wyobcowanym, mieszkającym w mieście wujem, ponurym i nudnym Philipem (Chris O’Dowd), dziewczyna zwraca się do świata swoich marzeń, aby odzyskać to, co straciła. W tym świecie spotyka Flipa (Jason Momoa), towarzyskiego satyra – banitę. Nemo ma nadzieję odnaleźć swego ojca w labiryncie krainy snów.

Kraina snów – wspaniała przygoda czy filmowy koszmarek?

Na wstępie warto nadmienić, że film „Kraina snów” oparty jest na jednym z najważniejszych i najbardziej wpływowych komiksów w historii tego medium. Mowa tu o „Little Nemo in Slumberland”, który swoją premierę miał w 1905 roku. Pomimo swego leciwego wieku komiks ów był przełomowy i nawet na tle dzisiejszych standardów sprawia wrażenie awangardowego i fascynującego. Poruszał szeroko rozumianą tematykę psychologii snów, wykorzystywał imponujące techniki kolorowania czy perspektywy, prezentował nietypowe układy kadrów obrazkowych, przebijał tzw. czwartą ścianę, bazował na sztuce architektonicznej, malarstwie (w tym surrealistycznym) i tym podobnych. Wszystko to na długo przed pojawieniem się zarówno komiksów superbohaterskich jak i ambitniejszych noweli graficznych.

Little Nemo in Slumberland
Kadr z komiksu Little Nemo in Slumberland

Bez względu na to, czy zamierzacie obejrzeć film „Kraina snów” czy nie, gorąco polecam wersję komiksową. A jak na jej tle wypada filmowa adaptacja nakręcona niemal 113 lat po premierze oryginału? Niestety, choć „Kraina snów” prezentuje chwilami niemały rozmach wizualny, to pozostaje dość pustą błyskotką, czasem dość mdłą. Oczywiście jak na kino familijne dla dzieci od lat 7 do, powiedzmy 14, może być w sam raz. „Kraina snów” nie pokazuje nam nic, czego byśmy nie widzieli na dużym i małym ekranie. To swoista mikstura „Alicji w krainie czarów” z „Sokiem żuka” i na dokładkę „Incepcji” w wersji dla dzieciaków. Także widz, który stanowi grupę docelową widział już podobne, a nawet bardziej ekstrawaganckie wizualnie filmowe opowieści.

Film ten mocno przypomina pod wieloma względami wyżej wspomnianą „Alicję w krainie czarów” i nawet ta produkcja w wersji z 2010 roku, czyli ponad dekadę temu, dziś wydaje się być bardziej kreatywna od strony formalnej od tworu Netflixa. 5 lat młodszy od „Alicji…” film, „Charlie i fabryka czekolady” z 2005 roku również prezentował się bardziej ciekawie, kolorowo i pomysłowo. Netflix po raz kolejny więc dostarcza nam uśrednioną wersję tego, co oglądaliśmy już wcześniej. Niejako dopełniając jedynie swoją bibliotekę produkcjami podobnymi do wyżej wymienionych, tak by abonent znalazł dla siebie jakąś alternatywę. To pewnie jest przydatne, ale nie widzę w tym chęci tworzenia czegoś oryginalnego, kreatywnego, a jedynie taśmową produkcję. A szkoda to tym większa, że mówimy o tak ważnym i przełomowym komiksie, który stanowił inspirację dla „Krainy snów”.

Kraina snów film Netflix Jason Momoa

Fabularnie również nie ma tu nic nadzwyczaj angażującego, co więcej postać Flipa grana przez Jasona Momoę na dobrą sprawę zaburza jedynie wątek dramaturgiczny, który miałby szansę bardziej wciągnąć emocjonalnie widza. Momoa ewidentnie mierzy tu w stworzenie na ekranie nonszalanckiej i równie ekstrawaganckiej postaci jak Johnny Depp wielający się w Jacka Sparrowa. Starszy widz dostrzeże też echa Beetlejuice’a czy Szalonego Kapelusznika. I choć nie wypada źle, to jednak nie prezentuje aż tak powalającej kreacji. Jest przekonujący, widać, że dobrze się bawił na planie oraz umiejętnie zagrał postać zdecydowanie bardziej nieszablonową i szaloną niż jego dotychczasowy repertuar, ale Flip to nie jest rola, która zapisze się w annałach popkultury. Jason Momoa, przy całej mojej sympatii do niego, nie jest aż tak dobrym i wszechstronnym aktorem. W dużej mierze to on dźwiga na sobie ciężar tego filmu i robi to sprawnie, ale nic ponad to. Przez większość seansu miałem wrażenie, że cały film tak naprawdę powstał po to, by mógł on się wyżyć w ten sposób i powtórzyć niejako sukces „dziwnych i szalonych” postaci kreowanych przez Deppa lata temu. Tym niemniej, podobnie jak cały film, jak już siądziecie w fotelu i zaczniecie go oglądać, to możecie się przy tym względnie nieźle bawić.

Przeczytaj także: Co oglądać na Netflix, czyli zestawienie nowości, które warto obejrzeć

Kraina snów – ocena filmu

Znając materiał źródłowy oczekiwałem czegoś bardziej wyjątkowego, magicznego, kreatywnego, także ostatecznie się rozczarowałem filmem „Kraina snów”. Jeśli jednak szukacie przyjemnego w obyciu, kolorowego i pełnego atrakcji filmu familijnego, który można obejrzeć z dzieckiem, z mocnym akcentem fantasy, szczególnie obecnie w okolicach zbliżających się świąt Bożego Narodzenia, to film Netfliksa nie będzie aż tak złym wyborem. O ile dość, mimo wszystko, płytka fabuła oraz po raz kolejny niepotrzebnie rozciągnięty czas trwania (w tym wypadku 2 godziny, zdecydowanie za dużo jak na film familijny, Netflix ma ewidentnie problem z montażystami) was dodatkowo nie odstraszą.

Ogólna ocena

5/10

Motyw