Watchmen Alan Moore film

Czy filmy i komiksy o superbohaterach to wstęp do faszyzmu? Tak uważa ich autor Alan Moore

8 minut czytania
Komentarze

Legendarny scenarzysta komiksów Alan Moore, który dał światu m.in. „Watchmen” oraz „Batman: Zabójczy żart” zaczyna podcinać gałąź, na której sam przez lata siedział, i która dała mu światową karierę oraz uznanie. Według niego superbohaterowie to wstęp do faszyzmu i jeden z głównych czynników infantylizacji dorosłych.

Superbohaterowie – współczesne mity czy propaganda faszyzmu?

Jak wszyscy dobrze wiemy komiksy o superbohaterach święciły największe triumfy na samym początku swojego istnienia, czyli w okolicach lat 40. i 50. XX wieku. W kolejnych dekadach następowały mniejsze czy większe wahania ich popularności, ale do końca lat 90. nadal pozostawały jedną z najpopularniejszych rozrywek pośród dzieci i nastolatków. Filmy o superbohaterach z kolei przez dekady traktowane były przez Hollywood z przymrużeniem oka. Pierwszy poważny film superbohaterski to „Superman” z 1978 roku. Ale i po nim trzeba było czekać ponad dekadę na kolejną równie poważnie traktowaną produkcję na bazie komiksów, czyli na film „Batman” z 1989 roku. Były to jednak raptem dwa przykłady stanowiące wyjątki. Superbohaterowie cały czas byli traktowani po macoszemu przez „dorosłych”, nie do końca serio.

Wszystko zmieniło się wraz z nadejściem XXI wieku. Filmy takie jak „X-Men”, potem „Spider-Man”, były zalążkiem rodzenia się nowego trendu w Hollywood i zmiany podejścia do komiksów i superbohaterów. A wraz z filmami Christophera Nolana o Batmanie oraz narodzinami Marvel Cinematic Universe popularność superbohaterów sięgnęła zenitu. Stali się oni najbardziej pożądaną, najlepiej oglądaną i tym samym najbardziej kasową szufladką filmów w Hollywood. I co jakiś czas znajdą się krytycy kina superbohaterskiego, którzy piętnują infantylizm tych historii i przypominają, że ich grupą docelową się przeważnie nastolatkowie, podczas gdy realnie oglądane są one przez miliony dorosłych. I tutaj wkracza obecnie Alan Moore, wielbiony przez miliony autor komiksowy, uznawany przez wielu za legendę tego gatunku sztuki, który jednak nie szczędzi krytyki pod adresem komiksów i filmów na podstawie komiksów.

Około 2011 roku powiedziałem, że uważam, iż miałoby to poważne i niepokojące konsekwencje dla przyszłości, gdyby miliony dorosłych ustawiły się w kolejkach, by obejrzeć filmy o Batmanie. Ponieważ ten rodzaj infantylizacji – ten pęd ku prostszym czasom, prostszej rzeczywistości – często może być prekursorem faszyzmu.

mówi Alan Moore w wywiadzie dla Guardiana.

O co dokładnie chodzi autorowi komiksów „Watchmen”, „V jak Vendetta” czy „Liga niezwykłych dżentelmenów”?

Setki tysięcy dorosłych ustawiają się w kolejce, aby zobaczyć postaci i sytuacje, które zostały stworzone, by bawić 12-letnich chłopców – bo to zawsze były treści tworzone dla chłopców – 50 lat temu. Tak naprawdę nie sądziłem, że superbohaterowie są przeznaczeni dla dorosłego odbiorcy. Myślę, że było to nieporozumienie zrodzone z tego, co wydarzyło się w latach 80. – i za które muszę przyznać sam ponoszę sporą część winy, choć nie było to zamierzone – kiedy takie komiksy jak „Watchmen” pojawiały się po raz pierwszy. Wówczas można było dostrzec wiele nagłówków w mediach oznajmiających, że „Komiksy dorosły”. Wydaje mi się jednak, że nie, komiksy nie dorosły. Było kilka tytułów, które były bardziej dorosłe niż to do czego przyzwyczajono publiczność. Ale większość tytułów komiksowych była praktycznie taka sama, jak wcześniej. Komiksy nie robiły się „Bardziej dorosłe”.

opowiada dalej Alan Moore.

Czy dajemy się ogłupiać infantylizującej popkulturze?

Z jednej strony Alan Moore ma trochę racji. Komiksy, przynamniej te superbohaterskie, w znakomitej większości od zawsze były, i są, kierowane do dzieci bądź nastolatków. Jest też oczywiście coś infantylnego w ogromnej chęci do oglądania i śledzenia losów oraz przygód bohaterów w dziwnych kostiumach walczących z mutantami i stworami z kosmosu, w momencie gdy się jest już przynajmniej teoretycznie dorosłą i dojrzałą osobą. I nie chodzi mi o ludzi, którzy raz na jakiś czas szukają lekkiej rozrywki i eskapizmu oglądających tego typu filmy i seriale raz parę miesięcy. Bardziej chodzi mi o dorosły fandom ludzi, którzy codziennie żyją tymi bohaterami i cały czas pochłaniają głównie ten rodzaj rozrywki. Jak ze wszystkim – co za dużo to niezdrowo.

New York Comic Con cosplay
fot. Wikimedia Commons

Ale też, z drugiej strony, pozwólmy ludziom żyć jak chcą. Ja sam mam wiele niedojrzałych hobby, które w teorii nie pasują do tego co uznajemy kulturowo za „bycie dorosłym”, cokolwiek to oznacza. Zresztą żyjemy w czasach, które na to siłą rzeczy przywalają. Czy jest to, wedle teorii spiskowych, celowe czy nie, nasza część cywilizacji XXI wieku celebruje infantylizację. Także dzięki łatwiejszemu dostępowi do rozrywki ogromna ilość ludzi ma pod ręką filmy, seriale, książki, gry wideo. Sam nie zapomnę jak jeszcze parę lat temu panowała przedziwna moda na filtry na zdjęciach w smartfonach, w których to dorośli ludzie dorabiali sobie do twarzy animowane gwiazdki, serduszka, psie nosy i uszy i tym podobne. Nie zapomnę też nigdy tego, jak parę lat temu trafiłem w spożywczaku na parę emerytów, która łapała Pokemony na półce z jogurtami aplikacją Pokemon Go i miała z tego mega frajdę.

Z jednej strony jest w tym coś niepokojącego i tworzącego wrażenie, że jesteśmy kolektywnie ogłupiani trywialnymi treściami i w porównaniu z ludźmi sprzed 30 czy 50 lat wypadamy niepoważnie. Ale z drugiej strony – czy życie i dorosłość muszą być tylko poważne? Czy nie można znaleźć dla siebie w tej szarości codzienności jakichś kolorów i pielęgnować wewnętrznego dziecka? Jasne, popkultura rozwija się potężnie i wchodzi w sfery, w których jej nie było wcześniej (jak np. technologie czy programy informacyjne) bo to wielki biznes, na którym pewni ludzi chcą zarobić. Ale czy dozując to umiejętnie nie możemy z tego korzystać? W końcu, jak trąbi się od wielu lat, superbohaterowie to na dobrą sprawę współczesna wersja herosów z mitologii. A mity, opowiadające o przygodach ów herosów i bogów, są z nami od tysięcy lat.

Superman Batman walka

Już w latach 50., gdy w USA panowała nagonka na komiksy i superbohaterów mówiło się, że to wszystko promocja faszyzmu nawiązująca do idei nadczłowieka Fryderyka Nietzschego. Czy tak jest w rzeczywistości? Czy superbohaterowie promują narzucanie swojej woli i wersji sprawiedliwości oraz dobra siłą? Pewnie trochę tak. Wszystkiemu niemalże można nadać wiele znaczeń, zależnie od potrzeb i postawionej tezy. Mnie osobiście kino superbohaterskie ostatnio po prostu nudzi. Po „Avengers: Wojna bez granic”, które było znakomite, Marvel zaczął się staczać i nie prezentować nic interesującego i angażującego fabularnie. Wręcz przeciwnie. Także i warstwa formalna ich filmów o dziwo ma się coraz gorzej. Komiksy, superbohaterskie i te dojrzalsze, też coraz rzadziej mnie interesują. Superbohaterskie właściwie to już w ogóle, czasem sięgnę po jakieś zeszyty czy nowele graficzne z innych gatunków. Jednak i one coraz rzadziej mnie czymkolwiek fascynują, tym bardziej od czasu gdy odkryłem na nowo japońską mangę oraz anime, w tym takie „komiksy” i seriale jak „Attack on Titan”, „Berserk”, „Death Note”, „Monster”, „Made in Abyss”, przy których twory amerykańskiej popkultury wypadają naprawdę blado.

Moim zdaniem tak wielkie przywiązanie się do postaci, które w połowie XX wieku były jednoznacznie kierowane do dzieci, wydaje się wskazywać na odwrót od przytłaczającej złożoności współczesnej egzystencji. Wygląda na to, że znaczna część społeczeństwa, która zrezygnowała z prób zrozumienia rzeczywistości, w której faktycznie żyje, zamiast tego doszła do wniosku, że może za to lepiej zrozumieć rozległe, bezsensowne, ale przynajmniej – skończone „wszechświaty” prezentowane przez DC czy Marvel Comics. Chciałbym również zauważyć, że potencjalnie katastrofalne kulturowo jest to, że efemerydy z poprzedniego stulecia przykucnęły zaborczo na scenie kulturowej i nie pozwalają tej z pewnością bezprecedensowej epoce na rozwój własnej kultury, odpowiedniej i wystarczającej na swoje czasy.

opowiadał Alan Moore w wywiadzie z 2014 roku dla serwisu Slovobooks.

To też po części prawda, ale na tym polega eskapizm, który istnieje od zarania naszej cywilizacji. Od zawsze są ludzie, którzy nie rozumieją rzeczywistości i uciekają od niej w książki, gry wideo, filmy, seriale, krzyżówki itd. Wydaje mi się, że demonizowanie jednej gałęzi popkultury, i to jeszcze w przypadku Moore’a tej która go żywiła i zbudowała jego karierę, jest co najmniej nieuczciwe. Choć z góry nie odrzucam jego argumentów, bo po części są zgodne z tym co po trochu sam uważam, to jednak wydają mi się one czystym populizmem i znęcaniem się nad chłopcem do bicia, którym to komiksy superbohaterskie są od dekad. Jak na uznanego autora jest to dość banalny i mało kreatywny ruch. A wy, zgadzacie się z tym, co prawi Alan Moore?

Watchmen Alan Moore film

Motyw