Wyszukiwarka Neeva

Oto nowa wyszukiwarka internetowa bez reklam od… byłego szefa reklamy w Google

2 minuty czytania
Komentarze

Brzmi to trochę tak, jakby wilk założył hodowlę owiec i to tylko i wyłączne w celu pozyskiwania z nich wełny. Sridhar Ramaswamy został starszym wiceprezesem Google ds. reklamy i handlu w 2013 roku. Przez pięć lat kierował oddziałem o wartości 115 miliardów dolarów, który był odpowiedzialny za reklamy pojawiające się w wyszukiwarce, YouTube i na stronach internetowych z AdSense. Jednak jak sam twierdzi, był zmęczony konfliktem interesów, który powstał między klientami i reklamodawcami. Dlatego też opuścił firmę, aby zbudować własną wyszukiwarkę — neeva.

Wyszukiwarka Neeva

Wyszukiwarka Neeva

Punktem przełomowym dla Ramaswamy był rok 2017. The London Times opublikował na YouTube exposé na temat pozornie niewinnych filmów dla dzieci, które miały setki, jeśli nie tysiące, pedofilskich komentarzy. Google pośpieszył, aby stłumić nadużywanie ich platformy. Można jednak zapytać jakim cudem w ogóle system umożliwił taką katastrofę? Otóż YouTube działa na prostej zasadzie zysku. Filmy, które otrzymują opinie i sympatie oraz komentarze są uznawane za udane i promowane. Reklamy biegną przed nimi. Przychody Google są generowane automatycznie. I naprawdę nie ma w tym niczego złego. Firma zwyczajnie musi zarabiać. Wielu osobom wydaje się, że dostęp do YouTube jest tak samo naturalnym prawem każdego człowieka, jak dostęp do powietrza lub światła słonecznego. To jednak błąd. Jest to firma i przede wszystkim musi generować zyski. To natomiast często prowadzi do patologii.

Zobacz też: Najlepszy smartfon do 2200 zł – sprawdź, co warto kupić!

Ramaswamy twierdzi, że jest to przewidywalny wynik przedkładania zysku nad użytkowników. Dlatego też, wraz z innym byłym pracownikiem giganta, Vivekiem Raghunathanem, założyli firmę o nazwie Neeva. Tworzą oni wyszukiwarkę, która w ogóle nie reklamuje się swoim użytkownikom. Trudno to jednak nazwać pełnoprawną wyszukiwarką. Wyniki są bowiem dostarczane przez Bing. Jest to raczej kosmetyczne i filozoficzne ulepszenie produktu Microsoftu. No dobrze, ale czy to oznacza, że wyszukiwarka będzie w pełni darmowa? Bez żadnych reklam? No cóż… Za korzystanie z niej będzie trzeba płacić abonament. Mam wrażenie, że budowanie filozofii uwolnienia użytkowników od reklam i przekładanie ich dobra nad zyski nieco może się kłócić z opłatami abonamentowymi. Bardziej mi to przypomina marketingową papkę. Fakty są natomiast takie, że firma, podobnie jak Google, chce zarabiać. I oczywiście nie ma w tym nic złego.

Źródło: TechSpot

Motyw