LINKI AFILIACYJNE

Zamieniłam Apple Watch na Garmin Venu SQ. Szkoda, że dopiero teraz [OPINIA]

9 minut czytania
Komentarze

Pewnie nie jest to popularne stwierdzenie, szczególnie w redakcji technologicznej, ale od zawsze pracuję na „jabłkach” – w ekosystemie iOS siedzę od ponad 10 lat i na razie nie mam w planach tego zmieniać. Wyjątkiem okazał się Apple Watch.

Swoją przygodę z Apple zaczynałam jako nastolatka, wtedy jeszcze z iPhonem 4 (a teraz mamy już 15 – ale ten czas leci). Potem naturalną koleją rzeczy pojawiały się wyższe modele smartfona Apple, pierwszy MacBook Air i iPad Mini. Nawet kiedy w pierwszej redakcji pracowałam na sprzęcie z oprogramowaniem Windowsa, czekałam na powrót do domu, żeby teksty i projekty skończyć na swoim sędziwym już wtedy laptopie – przez lata przy jabłkach zostałam już jakoś naturalnie.

I uwierzcie mi, znam te wszystkie memy o fanach Apple i nie uważam, że nie ma w nich prawdy.

Pierwszy smartwatch – Apple Watch serii 5

W 2020 roku na urodziny dostałam Apple Watch 5 i byłam absolutnie zachwycona. Po pierwsze dlatego, że był to mój pierwszy smartwatch, więc wszystkie inteligentne funkcje od razu robiły na mnie wrażenie – odbieranie wiadomości, wykonywanie połączeń i kompulsywne wręcz sprawdzanie tętna, a także zamykanie słynnych pierścieni w połączeniu z aplikacją Fitness były dla mnie absolutnym spełnieniem smartwatchowych marzeń. I przynam się, dodatkowo kupili mnie tą gadającą Myszką Mini (której głos pamiętałam z kreskówek z dzieciństwa), a także ruszającymi się postaciami z Toy Story – majstersztyk!

W tym momencie muszę zaznaczyć, że nigdy nie potrzebowałam zegarka takiego typu do pracy w charakterze redaktora, więc korzystanie z niego w tygodniu było praktycznie czysto fakultatywne. Znam jednak osoby, które z różnych funkcji smartwatcha, takich jak sekundnik czy minutnik, korzystają namiętnie podczas wykonywania obowiązków i na pewno optyka użytkownika związana z takim sprzętem diametralnie się zmienia.

Apple Watch Series 5 – specyfikacja techniczna

Wymiary44 x 38 x 10.7 mm
Waga47.8 g
MateriałySzkło z przodu (kryształ szafirowy), ceramiczne/szafirowe plecy, ramka ze stali nierdzewnej
WyświetlaczRetina LTPO OLED, 1,78 cala, 448 x 368 pikseli
Pamięć32 GB
BateriaDo 18h na jednym ładowaniu
Wodoodporność50m

Zegarek z jabłkiem – nie do zadań ekstremalnych

Ale w swojej drugiej pracy, kiedy spędzałam w weekendy ponad siedem godzin na stoku narciarskim jako instruktorka, Apple Watch przydawał mi się bardzo. Niemożliwe wręcz było, aby przy każdym połączeniu czy powiadomieniu szukać telefonu, zagrzebanego gdzieś w wielkich kieszeniach puchowych kurtek, które zdają się nie mieć dna. Z pomocą przychodził smartwatch, który pomagał mi na bieżąco sortować telefony i wiadomości na niecierpiące zwłoki i te, które mogą poczekać. Ale nie był to sprzęt idealny – kiedy spędzałam długie godziny nawet przy -5℃ (a bywały i takie dni z wartościami poniżej -16℃) okazywało się, że jedyne, na co mogę liczyć, to komunikat o zbyt niskiej temperaturze i konieczności unormowania jej, aby Apple Watch działał prawidłowo. Był to dla mnie pierwszy sygnał, że nie jest to sprzęt do zadań specjalnych.

I już wtedy nagminne powiadomienia dotyczące „wszystkiego” były dla mnie czymś nie do końca akceptowalnym (tak, wiem, można je wyłączyć). Tak jak w poniższym TikToku:

I myślę, że gdyby nie pewna zmiana w moim życiu, z Apple Watcha nigdy bym nie zrezygnowała, bo spełniał on swoje zadanie towarzysza codziennego życia całkiem dobrze. Moje potrzeby zmieniły się jednak, kiedy zaczęłam przygodę z bieganiem.

Niedzielne bieganie z Apple Watchem

Chęć posiadania zegarka dostosowanego lepiej do uprawiania sportów, szczególnie tych wydolnościowych, nie pojawiła się od razu. Kiedy byłam „niedzielnym biegaczem”, wiecie, takim jak bohater z amerykańskiego filmu, wstającym codziennie rano, żeby zrobić przebieżkę po Central Parku, nie wiedziałam nawet, czego w Apple Watchu miałoby mi brakować – w końcu po zakończonym treningu miałam dane zebrane w aplikacji Fitness, takie jak średnie tętno, tempo, dystans i przewyższenie: czego chcieć więcej? Jedyne, co było dla mnie niewygodne, to ustawienia powiadomień – informacje o wiadomościach i połączeniach w ciągu regularnego dnia pracy były dla mnie do zniesienia, ale podczas biegania pikający zegarek bardzo mnie denerwował i wybijał z rytmu. Nie wiem, czy na ten moment tylko podczas treningu można było przychodzące powiadomienia wyłączyć. No i ta bateria – jeden dzień od rana do wieczora to było absolutne maksimum tego modelu. A znacie pewnie to uczucie, kiedy zegarek mierzący wszystkie parametry wyłącza się w trakcie treningu? Kilka razy mi się to zdarzyło.

To kwestia zegarka czy po prostu mam słabe wyniki?

Pierwszy moment zastanowienia nad danymi z zegarka Apple przyszedł, kiedy szykowałam się już do półmaratonu. Podczas przygotowań problemem było moje wysokie tętno, więc musiałam zmienić system treningowy na łagodniejszy, najlepiej na drugą strefę. No właśnie, na tamten moment kontrola stref tętna była na Apple Watch niemożliwa, a i wartości z nadgarstka nie do końca odpowiadały rzeczywistym (choć to oczywiście żadna niespodzianka). Skąd wiem o różnicach? Zaczęłam robić testy, a miałam taką możliwość tylko dzięki temu, że mój partner korzystał z zegarka Garmina, a do tego paska tętna. Kiedy pierwszy raz pożyczyłam od niego taki sprzęt, okazało się, że mogę w pełni kontrolować swój trening biegowy i nie robić nic „na czuja”. Na początku myślałam, że takie duże dysproporcje pojawiają się ze względu na mierzenie tętna z nadgarstka i z paska. Ale potem podłączyłam pasek tętna do Apple Watcha (ten model paska Garmina działa zarówno z zegarkami Apple i Garmin), i okazało się, że to jednak smartwatch robi różnicę.

Półmaraton pobiegłam jeszcze z Apple Watchem, ale z dużą chęcią posiadania dokładniejszego narzędzia treningowego w przyszłości. Problemem jednak okazała się muzyka. Podczas biegania dużym ułatwieniem jest zmienianie piosenek i kontrolowanie głośności dźwięku z poziomu nadgarstka, a wszystkie Garminy, jakie do tamtej pory widziałam, były zegarkami typowo sportowymi – z czarno-białym wyświetlaczem, fizycznymi przyciskami i bez połączenia z aplikacją muzyki w telefonie. Był to dla mnie duży minus – stwierdziłam zatem, że na razie odpuszczę zakup.

Garmin Venu SQ – tak dobrze jeszcze mi się jeszcze nie biegało

A potem przyszły moje kolejne urodziny i dostałam Garmina, który spełnił wszystkie moje oczekiwania (szczerze mówiąc, nie widziałam wtedy, że taki model istnieje). Venu SQ z muzyką to smartwatch z kolorowym wyświetlaczem, który pełni funkcje i zegarka sportowego, i codziennego użytku – zarówno pod względem designu, jak i użyteczności. Co prawda do pracy nie używam go praktycznie wcale (czasowo nie pojawiam się już na stokach narciarskich w charakterze instruktora, więc jedynie… siedzę przed komputerem), ale doświadczenia z biegania zmieniły się dla mnie diametralnie.

Przede wszystkim Venu SQ ma wszystko to, czego chciałam – świetne funkcje treningowe, charakterystyczne dla zegraków Garmina, obsługę muzyki, dobrą analizę statystyk, a do tego jest lekki i ma niewielką, ale czytelną tarczę.

Wymiary40,6 × 37,0 × 11,5 mm
Waga37,6 g
MateriałySzkło Corning Gorilla Glass 3, Anodyzowane aluminium, Tworzywo wzmocnione włóknem szklanym
WyświetlaczLCD, 1,3 cala
Pamięć4 GB
BateriaTryb zegarka: do 6 dni
Tryb GPS z muzyką: do 6 godzin
Tryb GPS bez muzyki: do 14 godzin
Wodoodporność5 ATM (do 50m)

System informuje mnie o za wysokim lub za niskim tętnie, jeśli włączoną mam kontrolę strefy. W aplikacji możliwe jest wgranie samodzielnie ustawianych treningów, które potem krok po kroku realizujemy z zegarkiem – np. rozgrzewka 10 min do tętna 140 (lub określonego tempa czy prędkości), następnie interwały 5x 5 min do tętna 170 i rozbieganie 15 min. Każdy element treningu może być obwarowany szeregiem parametrów, a o jakimkolwiek odejściu od normy informowani jesteśmy na bieżąco z poziomu nadgarstka. W dodatku ten model wyposażony jest w moduł synchronizacji z telefonem i aplikacjami muzycznymi (a nie jest to standardowa funkcja dla Garminów), więc sterowanie programem Apple Music nie stanowi problemu. I ta bateria – wychodząc na trening z 10% nie mam lęku, że zegarek nagle się wyłączy, a ładuje go nie częściej niż raz na tydzień. Powtórzę: raz na TYDZIEŃ.

Oczywiście są pewne minusy tego sprzętu. Nie ma wątpliwości, że korzystając ze smartfona Apple i używając smartwatcha w codziennej pracy, Garmin nie spełni waszych oczekiwań. Synchronizacja z telefonem jest wolniejsza, a Venu SQ nie ma wygodnych interaktywnych funkcji, sprawiających, że zegarek jest „przedłużeniem” telefonu. Design i interfejs jest gorszy niż w Apple Watchu, ale coś za coś – bateria, która trzyma tydzień nawet przy kolorowym wyświetlaczu rekompensuje mi te braki, bo w życiu codziennym nie potrzebuję smartwatcha. Jako negatyw na pewno muszę także wskazać mniej ciekawe tarcze do zegarka i ich bardziej skomplikowaną synchronizację (trzeba pobrać osobną aplikację – Garmin ConnetIQ). Niemniej jednak mi zależało na lepszym doświadczeniu biegania, a nie lepszym smartwatchu.

I powtarzam – to tylko moje doświadczenia i doskonale zdaje sobie sprawę, co potrafi nowy Apple Watch serii 9 i Ultra 2, wszak siłą rzeczy parametry sprzętowe i funkcje premierowych produktów Apple nie są mi obce. Do tych modeli wprowadzono możliwość ustalania stref tętna, organizowania treningów dostępnych z poziomu zegarka, dane dotyczące kondycji biegowej czy moc biegu (w watach), czyli większości cech, których brakowało mi w moim modelu. Nie zmienia to jednak faktu, że podczas biegania nie wrócę już do Apple Watcha – jak będzie taka potrzeba, kupię sobie wyższy model Garmina.

Część odnośników to linki afiliacyjne lub linki do ofert naszych partnerów. Po kliknięciu możesz zapoznać się z ceną i dostępnością wybranego przez nas produktu – nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz niezależność zespołu redakcyjnego.

Motyw