ChatGPT

Co ChatGPT ma wspólnego z magią i czarnymi skrzynkami?

5 minut czytania
Komentarze

Sukces ChatGPT zaskoczył samych twórców. Dziś często podnosi się kwestię, że postąpili oni nierozważnie, zapalając lont pod rewolucją, na którą świat nie jest gotowy, jednak trudno powiedzieć, aby zrobili to świadomie. Świadczy o tym choćby zaplecze, infrastruktura, którą przygotowali na premierę, a która okazała się 10 tys. razy mniejsza niż faktycznie zainteresowanie, co przekładało się na kiepską dostępność ChatGPT w początkowych tygodniach. Silniki NLP – mimo że ChatGPT trudno uznać za szczególną innowację czy choćby za najbardziej zaawansowane narzędzie tej klasy – zachwyciły świat, także ten nietechniczny. 

Własnościowe ChatGPT

W parze z zainteresowaniem samym ChatGPT nie idzie jednak zainteresowanie tym, jak to wszystko działa. Większość z setek milionów użytkowników na całym świecie z pewnością nie zadała sobie trudu, by zgłębić mechanizm pretrenowanych transformerów języka naturalnego, swoją drogą opracowany lata temu przez Google, które zdaje się tracić na popularności ChatGPT najwięcej. Albo zapoznać się choćby pobieżnie z paradygmatem uczenia przez wzmacnianie, który według wielu odpowiada w dużej mierze za sukces całego przedsięwzięcia. ChatGPT, mimo otwartości deklarowanej nawet w nazwie OpenAI, nie jest także oprogramowaniem open source, całość jest udostępniana na własnościowej licencji, a kod nie jest udostępniany. 

Odpowiada za to po części Microsoft, który zainwestował w OpenAI tyle, że w zasadzie przejął kontrolę nad firmą. Ponadto ChatGPT działa dzięki superkomputerom stanowiącym część chmury Microsoft Azure. Choć początkowo OpenAI rzeczywiście udostępniało kody na wolnych licencjach i każdy zainteresowany mógł zgłębić to, jak działa GPT, to w 2020 roku się to zmieniło. Wówczas Microsoft otrzymał (czy raczej wykupił) licencję na wyłączność i choć nadal programiści mogli korzystać z API, tak już tylko korporacja z Redmond dysponowała dostępem do kodu źródłowego i infrastruktury. 

Ma to swoje poważne  konsekwencje dzisiaj, dwa lata później, kiedy ChatGPT zachwyca się cały świat, a coraz większa liczba użytkowników wykorzystuje go już nie tylko do zabawy, prowadzenia głupkowatych konwersacji mających na celu sprawdzić na ile, ChatGPT jest inteligentne (spoiler – nie jest), ale też w pracy. Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nie zautomatyzował sobie z użyciem modelu NLP OpenAI żmudnego pisania długiego maila. To jednak, przy podaniu stosownych wytycznych, jeszcze nie stanowi żadnego problemu. Problemem jest natomiast to, jakie (i w jakiej ilości!) treści powstały w ciągu ostatniego kwartału z inicjatywy użytkowników, którzy nawet nie zdawali sobie sprawy, że ChatGPT jest offline i stan informacji, jakimi dysponuje, należy datować na rok 2021.

Magiczna czarna skrzynka

W ten sposób dochodzimy do sedna sprawy. Przez prawie cztery miesiące trudna do oszacowania liczba osób wygenerowała jeszcze trudniejszą liczbę dokumentów z potencjalnie gigantyczną liczbą błędów. Nie należy im zarzucać złej woli, po prostu nie wiedzieli, jak działa ChatGPT, czego się po nim spodziewać. I że nie należy go traktować jak Deep Thought, komputer skonstruowany na kartach serii „Autostopem przez galaktykę” zdolnego odpowiedzieć na „Wielkie pytanie o życie, wszechświat i całą resztę”. Zresztą odpowiedź udzielona przez Deep Thought po 7,5 milionach lat obliczeń i tak okazała się umiarkowanie satysfakcjonująca. Zainteresowanych odsyłam do błyskotliwej lektury bądź udanej ekranizacji.

ChatGPT jest więc czarną skrzynką. Oczywiście nie tą znaną z samolotów, która tak naprawdę jest intensywnie pomarańczowa. Jest magiczną czarną skrzynką, do której można coś włożyć, coś się w niej dzieje, i coś – wcześniej nie wiadomo co – z niej wyjdzie. Jak widać, jedyną wiadomą w tej procedurze są dane wejściowe, a także to, w jaki sposób model był pretrenowany. Później dzieje się „magia”, o której wiemy tyle, że bazuje na transformerach, mechanizmach przewidywania następujących po sobie sekwencji wyrazów, a potem na rezultatach dokonuje się uczenia przez wzmacnianie. Reszta tego, co „pod maską” pozostaje w dużej mierze niewiadomą, zaś OpenAI – delikatnie mówiąc – nie kwapi się do tego, by się tą wiedzą ze światem dzielić. Wszak wyłączną licencję na dostęp do tych informacji ma Microsoft, którego pieniądze sprawiają, że OpenAI coraz szerzej rozwija skrzydła.

Sam byłem świadkiem, jak ChatGPT, odpowiadając na pytanie dotyczące aktu prawnego, który reguluje daną sprawę, wskazał nieistniejący ustęp ustawy – ta miała po prostu mniej paragrafów, niż wskazało ChatGPT. I teraz trudno powiedzieć – jest to wina nowelizacji, która miała miejsce po roku 2021 r., kiedy zakończono trenowanie ChatGPT, czy też do błędu doprowadziła jakaś inna pokrętna logika, która za sprawą zaprzestania udostępniania kodu wytwarzanego przez OpenAI nie jest powszechnie znana?

A będzie jeszcze weselej

W 1997 r. David Bowie mówił o Internecie, że „nie widzimy nawet czubka góry lodowej” rewolucji, jaka właśnie się rozpoczyna. Można odnieść wrażenie, że dziś znajdujemy się w podobnym punkcie w kontekście zmian, jakie do codziennego życia wprowadza sztuczna inteligencja. Dość spojrzeć na zmiany zapowiadane w pakiecie Office, bez którego zapewne zatrzymałby się dzisiejszy świat. Już teraz Microsoft prezentuje kolejne implementacje ChatGPT w składnikach pakietu, co może zautomatyzować lwią część pracy biurowej.

Pozostaje mieć nadzieję, że do momentu upowszechnienia dostępu do tych dobrodziejstw użytkownicy nabiorą doświadczenia pracy z silnikami NLP na tyle, by nie dać się złapać w pułapki zastawiane przez wciąż jeszcze daleką od doskonałości sztuczną inteligencję.

fot. Depositphotos/photo_pw

Motyw