Pamiętacie te memy o tym, że każdy internauta ma swojego agenta CIA, który na bieżąco śledzi jego poczynania w internecie? Okazuje się, że jest w nich o wiele więcej prawdy, niż mogłoby się wydawać. Oczywiście to nie tak, że na każdego przypada jeden agent, ale każdy z nas może być pod kontrolą. Okazuje się, że USA ma na oku aż 93% ruchu w internecie.
USA przez Augury monitoruje 93% Internetu
Mowa tu o oprogramowaniu Augury, którego możliwości są wręcz przerażające. Według badaczy bezpieczeństwa mowa tu o dostępie do ciasteczek, ale też historii przeglądania danej osoby. Do tego w grę wchodzą także dane ze zdalnych pulpitów i protokołów wymiany plików, a nawet do danych dotyczących korespondencji e-mail. Tu warto jednak zwrócić uwagę na różnicę pomiędzy danymi dotyczącymi wiadomości, a ich treścią. Ta ma wciąż być bezpieczna (wedle producenta), chociaż sam fakt korespondowania z kimś, oraz częstotliwość, z jaką do niej dochodzi, może być dość jasną sugestią tematu rozmów w wielu konkretnych przypadkach.
Zobacz też: Amnesty International potwierdza: Pegasus wielokrotnie użyty w Polsce
Dane sieciowe obejmują dane z ponad 550 punktów zbierania na całym świecie, aby uwzględnić punkty zbierania w Europie, na Bliskim Wschodzie, w Ameryce Północnej/Południowej, Afryce i Azji, i są aktualizowane o co najmniej 100 miliardów nowych rekordów każdego dnia.
– Podaje opis Augury.
W świetle tych doniesień Team Cymru, twórcy Augury wydali następujące oświadczenie:
Platforma Augury nie jest przeznaczona do śledzenia konkretnych użytkowników lub aktywności użytkownika. Platforma w szczególności nie posiada informacji niezbędnych do powiązania rekordów z powrotem do użytkowników. Nasza platforma nie dostarcza informacji o użytkownikach lub subskrybentach, a także nie dostarcza wyników, które pokazują jakikolwiek wzór życia, uniemożliwiając jego zdolność do wykorzystania do targetowania osób.
Nasza platforma przechwytuje tylko ograniczoną próbkę dostępnych danych i jest dalej ograniczona poprzez umożliwienie zapytań tylko przeciwko ograniczonym próbkom i ograniczonym danym, które pochodzą ze złośliwego oprogramowania, złośliwej aktywności, honeypotów, skanowania i stron trzecich, które dostarczają feedy o tym samym. Wyniki są jeszcze bardziej ograniczone pod względem zakresu i objętości zwracanych danych.
Czyli wedle twórców program śledzi, ale tylko to, co robi złośliwe oprogramowanie i hakerzy. W jaki sposób to rozgranicza i skąd ma pewność, że dana akcja została sprowokowana przez strony trzecie, pozostaje tu tajemnicą. W teorii narzędzie do szpiegowania nie jest więc tak inwazyjne jak słynny Pegasus… ale szczerze wątpię, aby kogokolwiek z was to uspokoiło. Czy tego chcemy, czy nie — anonimowość w sieci to fikcja. A nawet jeśli o nią dbacie, takie narzędzia jak Augury — mimo zapewnień o tym, że szanują prywatność — regularnie nadkruszają resztkie tego, co nam pozostało.
Źródło: Vice.com