ASTRO BOT w otoczeniu kolorowych kwiatów i innych małych robotów na tle trawy.

Recenzja gry ASTRO BOT. Można się rozejść, mamy grę roku

13 minut czytania
Komentarze

Już po ogłoszeniu produkcji oraz jej ceny miałem pewność, że ASTRO BOT nie zawiedzie i będzie grą przynajmniej bardzo dobrą. Na nasze szczęście, dla twórców przygód słodziutkiego robocika, „bardzo dobrą” to za mało. Team Asobi zaserwowało nam tytuł, do którego przez lata będą przyrównywani wszyscy ci z naiwną odwagą, wydający na PlayStation 5 platformówkę 3D.

Tytuł ten to jednak znacznie więcej niż po prostu niezwykle udana platformówka 3D. ASTRO BOT jest fenomenalnym pokazem możliwości kontrolera DualSense, ale też i niebywałą celebracją 30 lat istnienia PlayStation. A wszystko to zrobione z wielkim sercem i szczerą radością, wylewającą się od pierwszych minut w tej galaktycznej przygodzie.

Zalety

  • różnorodność umiejętności Astro i zbudowanych wokół nich etapów, od początku do końca gry
  • nieustanna zabawa haptycznymi wibracjami i adaptacyjnymi triggerami DualSense
  • fizyka otoczenia, tu dzieją się po prostu cuda
  • precyzja ruchów bohatera pozwalająca na radość z pokonywania najbardziej hardkorowych sekwencji
  • przyjemna pętla „czyszczenia” światów i etapów
  • idealna długość gry, która nie jest zbyt krótka, ani zbyt długa
  • kolorowa, żywa i radosna oprawa graficzna
  • muzyka, która miesiącami będzie wam śmigać po głowach
  • autentyczna celebracja 30 lat istnienia gier i konsol PlayStation

Wady

  • gra się kończy… a na następny tytuł od Team Asobi poczekamy co najmniej 5 lat
  • ASTRO BOT: Rescue Mission dalej pozostaje „więźniem” pierwszego PlayStation VR (oby jak najkrócej)

Recenzja ASTRO BOT – Podsumowanie

ASTRO BOT okazał się jedną z tych gier, co do których nie dowierzam, że istnieją. To jednocześnie najlepszy prezent, jaki PlayStation mogło sprawić swoim fanom na własne 30-lecie. Team Asobi dowiozło produkcję, która nie tylko jest szczerą celebracją tego dziedzictwa, ale i genialną platformówką, przesuwającą wykorzystanie istniejącej technologii do granic jej możliwości.

10/10
Ocena

ASTRO BOT [PS5]

  • Grywalność 10
  • Oprawa A/V 10
  • Klimat 10
  • Warstwa techniczna 10

Podstawowe założenia zabawy i fabuła w ASTRO BOT

Oficjalny zwiastun premierowy gry ASTRO BOT.

Z racji, iż ASTRO BOT jest platformówką, zawiązanie akcji nie jest tu wybitnie skomplikowane. Podróżując przez nieskończone połacie kosmosu, Kapitan Astro i jego załoga napotykają zielonego, glutowatego obcego, który rozwala statek–matkę (czyli gigantyczną konsolę PS5) i porywa jej procesor.

Niestety, wraz z eksplozją, wszystkie komponenty statku oraz nasi kamraci – 300 słodziutkich botów – rozpraszają się po 6 galaktykach dostępnych w grze. Naszym zadaniem jest znaleźć je wszystkie, naprawić statek i skopać galaretkę kosmity. Zrozumiano? To do roboty!

Tyle fabuły, czas na praktykę. Przede wszystkim, ASTRO BOT jest spełnieniem najskrytszych marzeń wszystkich, którzy zakochali się w darmowym ASTRO’s Playroom. Na każdą z 5 galaktyk przypadają 4 główne poziomy, garść mniejszych wyzwań platformowo-zręcznościowych, walka z bossem oraz poziom bonusowy, inspirowany jedną serią gier z 30-letniego dziedzictwa PlayStation.

W każdym z dostępnych głównych etapów czekają na nas dwa zadania: zebranie wszystkich botów i znalezienie ukrytych puzzli. Te pierwsze są wymagane do odblokowywania ukrytych przejść na Miejscu Katastrofy (bazie wypadowej) i starć z bossami. Puzzle z kolei odkrywają możliwość personalizacji wyglądu robocika oraz DualSpeedera, czyli DualSense’a ze skrzydłami.

Modelka wyścigowa w grze ASTRO BOT "Łapie stopa, gdy zaboli ją stopa.", roboty, różowe rośliny, kontroler gry.
Polscy tłumacze również popisali się humorem, tłumacząc opisy zdobywanych botów oraz towarzyszących im gadżetów. Kojarzycie tę panią? Fot. ASTRO BOT / zrzut ekranu

Tu warto się na chwilę zatrzymać, bo choć w grze znajdziemy ponad 300 botów do odblokowania, to gruba połowa z nich to boty specjalne, nawiązujące do 30-letniej historii PlayStation.

W tym aspekcie Team Asobi nie bierze jeńców i jeśli istnieje gra, która jakkolwiek przyczyniła się do sukcesu marki, to na pewno w ASTRO BOT znajdziecie do niej jakąś formę nawiązania. Przy tym jednak warto zaznaczyć, że tytuł nie jest jedynie nostalgiczną paradą uśmiechów przez łzy, a nad wyraz kompetentną platformówką 3D.

ASTRO BOT to różnorodność w każdym momencie zabawy

ASTRO BOT w niebieskim hełmie biegnąca przez zielony, roślinny teren w grze komputerowej.
Fot. ASTRO BOT / zrzut ekranu

Każdy główny poziom w ASTRO BOT jest oparty o tzw. gimmick, czyli systemy i towarzyszące im mechaniki, wokół których został zaprojektowany cały etap.

Przykładowo, zatrzymywanie czasu posłuży nie tylko do pokonania ruchomych platform, ale też pomoże w unicestwieniu szybkostrzelnych oponentów. Tu nic nie dzieje się bez przyczyny i jeśli tylko wpadniecie na pomysł potencjalnie kompatybilny z mechaniką, najpewniej on wtedy zadziała.

Sama ich różnorodność potrafi przyprawić o zachwyt. Tylko w pierwszym świecie mamy wpuszczanie i wypuszczanie powietrza balonowym Astro, poziomy plecak rakietowy, którym przelatujemy nad przepaściami i wypychamy wrogów z platform. Potem zalewamy świat farbą do tworzenia platform, a magnesem gromadzimy metalowe przedmioty i rzucamy ich sklejką w interaktywne elementy.

Jeszcze wam mało? To co powiecie na sprężynowe rękawice bokserskie, czyniące z etapu festiwal dla fanów beat’em upów? Przypominam. To jedynie pierwsza galaktyka, a przed nami jeszcze 4 kolejne!

Dalej mamy m.in. „mysią” sekwencję, gdzie jesteśmy znacząco pomniejszeni względem istniejącego świata, gigantycznego Astro rosnącego wraz ze stężeniem wody w ciele, czy też ulepszoną małpią, żyroskopową wspinaczkę znaną z ASTRO’s Playroom. Tu muszę podkreślić, że byłem pozytywnie zaskoczony, jak rzadko wracaliśmy do systemów darmowej gry Team Asobi, bo tak wiele nowości zawładnęło płatnym ASTRO BOT.

Co jednak uderza najbardziej po spędzeniu z grą 16 godzin to fakt, jak rozsądnie nowe systemy zostały rozsiane po produkcji Team Asobi. Nawet gdy eksplorowałem 5. galaktykę przed finałem gry, tytuł nie obawiał się wprowadzić zupełnie świeżych mechanik dla naszego robocika.

Muszę też przyznać, że było kilka etapów i pobocznych, w których zdarzyło się mocniej złapać za kontroler. Tempo skakania po platformach bywa zabójcze w wyzwaniach i znajdowałem sekwencje, które powtarzałem do 30 razy, zanim wykonałem je prawidłowo. Choć wspomnienia z Sackboy: Wielka Przygoda (2020) i prób włóczkowych rycerzy wracały do głowy natychmiastowo, dla odkrytych botów i sekretów było warto.

Jest jeszcze jedno, sekrety, a raczej cała ich góra. W wielu poziomach, przy odrobinie spostrzegawczości i szczęścia, znajdziecie portale do Zaginionej Galaktyki. To tam napotkacie bardziej szalone odniesienia do historii PlayStation, ale też i pełnoprawne poziomy, których nie powstydziłaby się główna część gry.

Przywołały mi się najlepsze wspomnienia z Crash Bandicoot 2: Cortex Strikes Back (1997). Tu też zaznaczę, żebyście tych 16 godzin na przejście tytułu nie brali zbyt dosłownie. Choć mnie tyle zajęło całkowite wyczyszczenie produkcji, myślę, że spokojnie dobijecie tu i do 20 godzin zabawy, jeśli nie gracie tak często w platformówki.

Wykorzystanie DualSense w ASTRO BOT to nowy wymiar grania

W wulkanicznych etapach Kapitanowi Astro towarzyszy kaczucha, która ochładza wodą lawę i tworzy nowe platformy, zgodnie z naszym wskazaniem. Fot. ASTRO BOT / zrzut ekranu

Celowo napisałem wcześniej o żyroskopie, ponieważ żadna z tych mechanik nie byłaby tak magiczna, gdyby nie 100% wykorzystania możliwości kontrolera DualSense. Team Asobi jest niczym Armand Duplantis bijący własne rekordy świata w skoku wzwyż. Bo i samo zastosowanie unikatowych funkcji pada, ma tu różne wymiary.

Podobnie jak w darmowym ASTRO’s Playroom, najpierw czujemy wibracje. Czy to szelest wysokiej trawy, czy to puch śniegu lub metal ocierający o lód, haptyka i głośniki wspaniale emulują odczucia związane z nawierzchnią.

Team Asobi uwielbia wibracjami nam o wszystkim przypominać, wpuszczając nas do pomieszczeń pełnych kryształków lub szyszek, demonstrując różnice w odczuciach.

Co tu dużo pisać, fizyka obiektów w ASTRO BOT miejscami wywołuje opad szczęki, podbijając ten efekt haptyką. A czasem warto ułożyć wielką kulę ze śniegu lub porozwalać opadnięte liście, kto wie, jak gra może was za to nagrodzić.

Magia ASTRO BOT to jednak również wykorzystanie adaptacyjnych triggerów, mikrofonu do dmuchania w okazjonalne wiatraczki oraz żyroskopu pada DualSense. Ten ostatni możecie w opcjach zastąpić lewą gałką, jeśli nie jesteście do niego przyzwyczajeni.

Jestem przekonany, że podczas rozgrywki nie raz zaniemówicie, odczuwając efekty prac Team Asobi. Czy to mowa o przyspieszaniu napędu rakietowego, czy też utrzymywaniu stanu kulki żeliwnej, surowa rozgrywka w tytule pozostaje zawsze szybka i niezwykle kreatywna.

Bardzo też cieszy, że żyroskop nie służy tylko do sterowania Dual Speederem, ale też i do celowania w sekwencjach strzelanych. Najlepiej zapamiętałem przecinanie drzewek bambusowych, aby wytworzyć sobie naturalne platformy do ścieżki głównej i znajdującego się obok sekretu.

Podsumowując, to trzeba zwyczajnie poczuć, ale z lekką przestrogą. Po zagraniu w ASTRO BOT tylko pojedyncze pozycje będą was w stanie zachwycić wykorzystaniem kontrolera DualSense (dla mnie na podium znajdują się Returnal oraz Gran Turismo 7, pomijając darmowe ASTRO’s Playroom).

Autentyczna celebracja 30 lat gier i konsol PlayStation

Rzeźba z numerem 30 i symbolami PlayStation na pustyni, wokół palmy, w tle futurystyczne budynki i postacie.
Pierwsze PlayStation ukazało się w Japonii prawie 30 lat temu, bo 3 grudnia 1994 r. Fot. ASTRO BOT / zrzut ekranu

Ogromną wiśnią na tym już smakowitym torcie jest wszystko to, co w ASTRO BOT dotyczy obchodów 30-lecia marki PlayStation. Darmowe, dołączane do każdej PS5 ASTRO’s Playroom skupiało się na sprzętowej historii Sony, a tu nacisk został położony na celebrację gier.

Wspomniałem już, że podczas zabawy zbieramy ponad 300 botów, z których ponad połowę stanowią reprezentanci różnych gier, mniej lub bardziej zasłużonych dla medium. Jednak to zaledwie wierzchołek góry lodowej.

Postać z gry wideo na trójwymiarowej platformie z dużymi, kolorowymi kostkami do gry.
No dobrze, kto mi powie jakiej gry dotyczy to nawiązanie? Odpowiedzi zostawiajcie w komentarzach. Fot. ASTRO BOT / zrzut ekranu

Co jest miłym zaskoczeniem to fakt, że twórcy nie odwołują się tu jedynie do znanej klasyki. Znajdziemy mnóstwo nieoczywistych nawiązań sprzed 20 lat (serio, na przykład jeden bot dotyczy japońskiego exclusive’a z późnego życia PS1), ale też i ukłony dla stosunkowo nowych gier, które odznaczyły się wybitną jakością dla biblioteki PS5.

Każdy bot ląduje potem na Miejscu Katastrofy z unikalnymi animacjami, tworząc przepiękne, interaktywne muzeum. Sam zebrałem wszystkie w 3 dni przyspieszonego grania i byłem zachwycony finalnym widokiem. A przez to, jak ekspresyjne są animacje każdego z robotów, ostateczny efekt to absolutna słodycz i natychmiastowe wzruszenia.

Należy też wspomnieć, że w miare odblokowywania kolejnych botów zyskacie dostęp do coraz większej liczby lokacji na Miejscu Katastrofy. To przeurocze, gdy boty łączą się w dziesiątki lub setki na żywo, tworząc drogi i pomosty dla Kapitana Astro z własnych robotycznych ciał.

Postacie robotów zgromadzone przed zablokowanym, kamiennym wejściem z wykrzyknikiem uniesionym nad ich głowami.
Na Miejscu Katastrofy czeka mnóstwo odkryć, w których pomogą nam zdobyte boty. I to dosłownie, maluchy rzucają się do akcji od razu! Fot. ASTRO BOT / zrzut ekranu

To jednak nie wszystko. Wraz z postępami w zbieraniu puzzli, Kapitan Astro odblokowuje dostęp do Laboratorium Gatcha. Prosta zabawa, za każde 100 pieniążków możemy wylosować brakujący gadżet dla zdobytego bota, kostium dla Kapitana Astro lub nową paletę kolorów dla Dual Speedera.

Podobnie jak w ASTRO’s Playroom, maszyna została również opatrzona funkcjami DualSense, więc nic tylko zbierać monety i uzupełniać wirtualne muzeum.

Nie będę kłamać, uroniłem łezkę widząc bota reprezentującego grę Kena: Bridge of Spirits (2021), pozostającą jednym z moich ulubionych tytułów tej generacji. Fot. ASTRO BOT / zrzut ekranu

Nie można też zapomnieć o bonusowych „poziomach herosów”, które są rozgrywane pod koniec każdego z 5 dostępnych światów. No i tu niestety więcej wam nie napiszę, ale tylko dlatego, że naprawdę szkoda psuć te niespodzianki.

Powiem wyłącznie, że rozgrywka zmienia się diametralnie w tych sekwencjach, i to nawet jak na już dynamiczną naturę zabawy w ASTRO BOT. Przyznam też, że selekcja postaci do tego elementu bywa nieoczywista i można przetrzeć oczy ze zdumienia, widząc to, co się właśnie dzieje na ekranie.

ASTRO BOT to najczystsza esencja gier, w futurystycznym wręcz wydaniu

ASTRO BOT w swoim safari.
Park Safari spodoba się najmłodszym, chcącym porobić zdjęcia ze wszystkimi zwierzątkami obecnymi w grze. Fot. ASTRO BOT / zrzut ekranu

Choć od końcówki maja 2024 r. czekałem na ASTRO BOT z wywieszonym jęzorem, nie spodziewałem się, jak bardzo ten tytuł pokona moje najbardziej optymistyczne nadzieje.

To po prostu platformówka idealna, bogata w różnorodność systemów i mechanik, opatrzona kontekstem 30-lecia PlayStation, będącego zawsze tłem dla klasycznej rozgrywki w nowoczesnym, sensualnym wręcz wydaniu.

Przy wystawianiu 10/10 dla gry kosztującej 299 złotych musiałem jednak się upewnić, że nie oszalałem. Dlatego też zwróciłem się o opinię do redakcyjnego kolegi, który także miał szansę przedpremierowo ograć tytuł.

ASTRO BOT jest dobry. Ba, to najlepsze co mogło się PS5 przydarzyć w tym roku. Sony wreszcie ma swoją wersję Mario, i to nawet taką, która w wielu miejscach jest nawet bardziej miodna od wąsatego hydraulika. Moja ocena: 10 / 10

Maciej Piotrowski, redaktor Android.com.pl

No, to mamy aż dwie dziesiątki! Trudno nawet przyczepić się do faktu, że lwia część muzyki pochodzi z wydanego w mało znanego 2018 r. ASTRO BOT: Rescue Mission, pozostającego na łasce zapomnianego już nieco pierwszego PlayStation VR.

Choć jestem nieco smutny, że na kolejny tytuł od Team Asobi poczekamy przynajmniej 5 lat, pozostaję szczęśliwy z prostego faktu. Zagrałem w prawdopodobnie jedną z najlepszych 5 gier tej generacji, bo i tu uwzględniam inne gusta oraz potencjalne, przyszłe przełomy.

Mały robot stojący na stosie złotych śrub pod dużym złotym sarkofagiem na tle starożytnych ścian w grze wideo.
Platynowe trofeum należy do tych łatwiejszych, ale i tu trzeba wykazać precyzją w najtrudniejszych wyzwaniach. Fot. ASTRO BOT / zrzut ekranu

Pod żadnym pozorem niech was nie zwiedzie kolorowa, cukierkowa wręcz oprawa tytułu. ASTRO BOT potrafi dostarczyć wyzwania na poziomie platformowym, a przy tym nie trwa na tyle długo, by zdążył się znudzić przez powtarzalność.

To pozycja, która może być porównywana jedynie do największych tuzów pokroju Super Mario Galaxy (2007), a i tak to nie odda jej wyjątkowości. Jeśli ta produkcja nie przypadnie ci do gustu, to po prostu nie lubisz już gier wideo i pora na zmianę hobby. Maksymalna nota, biegiem do sklepów!

Zdjęcie otwierające: ASTRO BOT / zrzut ekranu

Grę w edycji Digital Deluxe otrzymaliśmy od jej wydawcy, firmy PlayStation Polska.

Motyw