gwiezdne wojny akolita disney plus recenzja

Akolita to najgorsze, co spotkało Gwiezdne wojny. Na tym etapie Star Wars jest nie do odratowania [OPINIA]

11 minut czytania
Komentarze

Uff… Jesteśmy już po finale serialu Gwiezdne wojny: Akolita. Przyszedł więc czas na pełną ocenę całego pierwszego sezonu. Czy produkcja ta uratuje markę Star Wars? Czy jest to serial warty uwagi? Przeczytajcie poniżej.

Gwiezdne wojny: Akolita – opis fabuły serialu

Postacie z serialu „Star Wars: Acolyte” z mieczami świetlnymi na tle futurystycznego krajobrazu.
Fot. Disney+ / materiały prasowe

Akcja serialu Gwiezdne wojny: Akolita rozgrywa się sto lat przed wydarzeniami z Mrocznego widma. Galaktyka jest w stanie pokoju, jednak spokój ten zakłócają wieści, że tajemniczy zabójca poluje i zabija mistrzów Jedi. Zakon wysyła więc grupę wojowników, by zbadali sprawę i schwytali sprawcę. Szybko wychodzi na jaw, kto stoi za tym wszystkim i jaki związek mają Jedi z tajemniczym mordercą. Jednocześnie okazuje się, że w cieniu zaczyna wyrastać jeszcze groźniejsza siła…

Gwiezdne wojny: Akolita – R.I.P. Star Wars

Zdaję sobie sprawę z tego, że George Lucas sam przyznał, iż pisał Star Wars z myślą o 12-letnim widzu. Nie zamierzam też udawać, że Gwiezdne wojny powstałe przed przejęciem sterów przez Disneya to była jakaś wybitna, dojrzała i błyskotliwa rozrywka. Nie.

Pierwsze Gwiezdne wojny zapisały się w historii kina dzięki przełomowym w swoich czasach efektom specjalnym oraz temu, że zdołały poruszyć wyobraźnię młodych widzów tak mocno, jak żaden film przed nim. No i okazały się przy okazji najbardziej kasowym hitem wszech czasów (również w swoich czasach, aczkolwiek nie uwzględniając inflacji, gdyby film ten pojawił się dziś w kinach, to byłby czwartym najbardziej kasowym filmem w dziejach). Nie oszukujmy się, gdy jakikolwiek film notuje jeden z najlepszych kasowych wyników w historii, to z automatu przechodzi do hollywoodzkiego panteonu.

gwiezdne wojny akolita disney recenzja
Kadr z serialu Akolita. Fot. Materiały prasowe/Disney+

Imperium kontratakuje – było z kolei dziełem o wiele lepszym, choć jego siła leży w dużej mierze na tym, że jest to film mroczniejszy, bohaterowie na końcu okazują się przegranymi, a na widzów czeka kultowy zwrot akcji na koniec oraz nie gorszy cliffhanger. A warto pamiętać, że w momencie premiery Imperium… kino rozrywkowe, jakie znamy dziś, stawiało na dobrą sprawę swoje pierwsze kroki. W związku z tym o wiele łatwiej stać się klasyką w takiej sytuacji.

Prequele dobrej opinii nie mają i w większości słusznie. Lubię Mroczne widmo i Zemstę Sithów, ale to nie są szczytowe dzieła kina rozrywkowego. Idealnie za to wpisywały się w wyżej wspomniane słowa Lucasa o tym, że jest to saga dla 12-latków. Lubiłem nawet Przebudzenie Mocy, głównie dlatego, że był to zrobiony z pompą nieformalny remake Nowej nadziei. Widziałem tam zalążki niepokojących motywów, ale wówczas wolałem się nimi nie zamartwiać na zapas.

Jesteśmy prawie dekadę od momentu premiery Przebudzenia Mocy. Przez ten czas marka Star Wars przeszła tak ogromny proces dewaluacji, jakiego chyba nigdy w popkulturze nie widziałem. Z serii legendarnej i lubianej przez właściwie całą jej publiczność po franczyzę mocno spolaryzowaną, wcale już niebędącą pewniakiem wielkich zarobków i rekordowej widowni czy to w kinach, czy w zaciszu domowym. Jeszcze do niedawna, gdy wypowiedziało się słowo Gwiezdne wojny, to przez wiele dekad budziło ono szacunek, sympatię, ekscytację. Obecnie budzi ono wiele różnych, często mniej przyjaznych i bardziej skrajnych emocji. I seria Gwiezdne wojny: Akolita wydaje się punktem kulminacyjnym tego wszystkiego. Pod wieloma względami.

Trailer serialu Akolita.

Czy Akolita padł ofiarą tzw. review bombingu, czyli zamieszczania w sieci nieprawdziwych ocen od „fanów”? Tak. Sęk w tym, że w ten sposób został on torpedowany nie tylko negatywnymi ocenami, ale i pozytywnymi. Jeśli miałbym się ustawić po jednej ze stron, to jednak, niestety, bardziej jestem skłonny uwierzyć w to, że oceny negatywne były częściej szczerze wystawione. Dlaczego? Bo po seansie całego sezonu serialu absolutnie nie przemawia do mnie to, że można go ocenić jakkolwiek pozytywnie.

gwiezdne wojny akolita rotten tomatoes ocena
Fot. Rotten Tomatoes / zrzut ekranu

Całość napisana jest fatalnie. To, że Lucas stwierdził, iż jest to saga dla 12-latków, nie oznacza, że powinno się go pisać jakby się było 12-latkiem. Akolita posiada tyle scen, które tak ciążą widzowi brakiem logiki, że głowa boli. Dawno nie widziałem czegoś tak marnie przemyślanego. Począwszy od drętwych, wymuszonych dialogów, przez często idiotyczne zachowania i motywacje bohaterów, po niepotrzebne dłużyzny. A nawet i dłużyzny trzeba jakoś potrafić napisać. Tutaj to po prostu do bólu rozciągnięte w czasie sceny, w których właściwie nic się nie dzieje.

Gwiezdne wojny: Akolita – z odcinka na odcinek coraz gorzej

gwiezdne wojny akolita disney recenzja 2024
Kadr z serialu Akolita. Fot. Disney+ / materiały prasowe

Pierwsze dwa odcinki to marna intryga kryminalna rodem ze Scooby-Doo. Pełna banału, pozbawiona jakiegokolwiek napięcia, z nijakimi kreacjami aktorskimi, tanią scenografią i kostiumami (na co poszło te 180 mln dol. budżetu???). Do tego dochodzą trywialne zwroty akcji, postacie, których nie da się lubić, bo nie mają w sobie za grosz charyzmy czy jakiejś iskry czyniącej ich sympatycznymi albo imponującymi.

Zostaliśmy przeniesieni ponad 100 lat przed wydarzeniami z Mrocznego widma, do czasów świetności Jedi, a mimo tego twórcy kompletnie nam tego świata pełnego Jedi nie pokazali. Zamiast walk na miecze świetlne w większości, nie wiedzieć czemu, obserwujemy bijatyki na pięści i kopniaki rodem filmów kung-fu.  

Odcinek trzeci wchodzi już w rejony literackiej i aktorskiej żenady. I nie chodzi mi nawet o to, że twórcy Akolity podważają obecny kanon Star Wars. Problem w tym, że jego scenariusz jest idiotyczny. Poprzednie odcinki dawały sygnał, że tutaj poznamy mroczną prawdę o działaniach Jedi, tymczasem ja, bazując na wydarzeniach tego odcinka, nie bardzo widzę, w czym Jedi cokolwiek zawinili.

Dwóch ludzi walczących mieczami świetlnymi. Mają ciemne stroje, scena jest oświetlona przez okrągłe okno w tle.
Fot. Disney+ / materiały prasowe

Nie pomaga fakt, że wroga względem Jedi grupa czarownic jest do bólu antypatyczna. Tak samo, jak nie pomagają sceny, w których np. widzimy czarownice skandujące swoją mantrę, a w tle słyszymy wokale rodem z jakieś new-age’owo-popowej grupy. No i jest jeszcze zagadka: jakim cudem niewielki ogień jest w stanie doszczętnie spalić fortecę zbudowaną głównie z kamienia? I jak to jest możliwe, że czarownice chciały żyć w ukryciu, podczas gdy ich siedziba znajdowała się na szczycie góry i była pewnie doskonale widoczna z ogromnych odległości na planecie, a nawet i poza nią. Tak samo dziwne jest to, że Jedi lądujący na planecie nie byli w stanie jej dostrzec i w ogóle wykryć żadnych śladów technologii i żywych istot.

Przeczytaj także: Recenzja Mars Express. Świat, który nadejdzie. Jeden z najlepszych filmów science fiction ostatnich lat.

Tego typu oczywistych i kłujących bzdur jest tu cała masa. To nawet nie jest złe, to poziom czystej amatorszczyzny. Odcinek czwarty jest lepszy od poprzednika, ale głównie dlatego, że właściwie nic się w nim nie dzieje do ostatnich sekund. Odcinek piąty jest bez wątpienia najlepszym z całego serialu, głównie dlatego, że nie ma w nim za dużo fabuły, za to całość opiera się na walce Jedi z tajemniczym Sithem (których ponoć miało nie być przez ponad 1000 lat do wydarzeń z Mrocznego widma, ale mniejsza z tym).

gwiezdne wojny akolita serial disneyplus
Fot. Disney+ / materiały prasowe

W dużej mierze odcinek piąty ogląda się bez większych zgrzytów, choć i tu można się przyczepić do paru rzeczy. Walki na miecze świetlne prezentują się okej, ale to „okej” to trochę za mało jak na serial, który ma budżet 180 mln dol. Cały czas czekam na to, aż zobaczę, na co poszły te pieniądze, bo jesteśmy już dalej niż połowa sezonu, a ja tu widzę produkcję, która na oko kosztować powinna góra 20 mln dol. za całość. Tym bardziej że montaż czy reżyseria (nie mówiąc o scenariuszu) nie robią oszałamiającego wrażenia. Szkoda też, że twórcy przedstawiają nam całe grupy Jedi, tylko po to, by stanowili oni część scenografii i pokazać jak łatwo padają martwi w pojedynku z Sithem.

Materiał zapowiadający nowe odcinki.

Odcinek szósty znowu zwolnił tempo i przez pół godziny opowiada wątki, które mogłyby spokojnie zająć jakieś 5 minut. Jednak prawdziwym kuriozum okazał się odcinek siódmy. Z początku wydawało się, że będzie to szalenie ważny odcinek, pokazuje on bowiem wydarzenia z odcinka trzeciego z innej perspektywy. Tutaj w końcu mieliśmy poznać prawdę. I co? I nic. Amatorszczyzna scenarzystów sprawiła, że ten odcinek niewiele różni się od odcinka trzeciego. Pokazane tu wydarzenia są w większości takie same, a różnice nie dostarczają nam żadnych istotnych informacji. Do tego bohaterowie robią tu bezsensowne rzeczy, z łatwością zmieniają zdanie, gdy tylko scenariusz tego wymaga.

Nieudolność scenarzystów serialu Akolita jest wręcz porażająca. W odcinku siódmym mieli szansę wyjść z twarzą z jednego ważnego wątku. Jednak nie, powtórzono tu sekwencję narracyjną dokładnie tak samo, jak poprzednio. To jest czysty idiotyzm.

No i wydarzenia z finału, w którym to okazuje się, że zmiana pozytywnych bohaterów w czarne charaktery i na odwrót jest zrealizowana do bólu banalnie. Na miłość boską! To jest poziom skryptu rodem z filmów typu Rekinado; rzecz, którą można obśmiać przy piwie, a nie Gwiezdne wojny. Kto dopuścił ten scenariusz do produkcji?

Oczywiście Jedi zostali tu ukazani jako grupa niezbyt zaradnych i niekoniecznie obdarzonych dobrą wolą kosmicznych policjantów. Bo oczywiście twórcy podchodzą do Star Wars „po nowoczesnemu”, czyli poddając wszystko dekonstrukcji i podważając autorytety. Szkoda tylko, że nie przez to nie bardzo się to łączy w spójną całość z tym, co zobaczymy później w Mrocznym widmie. I zabiera to całemu serialowi jakiekolwiek szanse na bycie ponadczasowym. Gdy ta moda na podważanie wszystkiego minie za parę lat, każdy będzie patrzył na to z niechęcią.

Gwiezdne wojny: Akolita – ocena serialu

Fot. Disney+ / materiały prasowe

Jest źle. Bardzo źle. Marka Star Wars nie jest obecnie w dobrym miejscu, a Akolita wcale nie pomaga Disneyowi w walce z kryzysem wizerunku i tym jak firma dba o dzieło George’a Lucasa. Zresztą, nie tylko nie pomaga, ale jeszcze bardziej szkodzi. Akolita ma siłę przetrzebić i tak malejące gorących fanów Gwiezdnych wojen. Jasne, być może dla niewielkiej grupy nowych, młodych widzów, dla których jest to pierwsze zetknięcie ze Star Wars, przygoda ta okaże się przyjemna. Tylko co z tego, jeśli większość starych, wiernych fanów, którzy stanowią serce tego fandomu, z tą marką się pożegna? I słusznie.

Przeczytaj także: Recenzja The Bear sezon 3. Do poprawy, szefie.

Najgorsze jest to, że w Akolicie są zalążki historii, która mogła być ciekawa, gdyby tylko napisali ją ludzie znający się na scenopisarstwie. Wątek obdarzonych Mocą bliźniaczek mógł być interesującą alegorią bitwy Jasnej i Ciemnej Strony Mocy. Pewnie błędy i niedopatrzenia w obrębie Jedi też można by rozpisać na zajmującą opowieść o zakonie, który po tysiącu lat pokoju powoli traci czujność. Są też oczywiście wątki kompletnie nieprzekonujące i pozbawione oryginalności jak choćby skupienie się na grupie czarownic. Podobną grupę wiedźm przedstawił nam już Dave Filoni w serialu Wojny klonów. Do tego główny czarny charakter ponownie musi nosić jakiś rodzaj hełmu na głowie, bo przecież nie da się wymyślić czarnego charakteru w obrębie Star Wars, który nie nosiłby jakiejś maski, prawda?

Scenariusz do Akolity to jedna z najgorszych rzeczy w branży rozrywkowej, jakie widziałem w XXI wieku. Kostiumy są zaledwie poprawne, scenografia przedziwnie biedna, aktorzy grają przeciętnie albo wręcz kiepsko. Wielu z nich jest zresztą kompletnie źle obsadzonych – w ogóle nie pasują do swoich ról. Już sam fakt, że Akolita kosztował tak ogromne pieniądze i nigdzie ich nie widać sprawia, że mam wielką chęć nikomu tej produkcji nie polecać, bo wygląda to wszystko, co najmniej podejrzanie. Na tym etapie Star Wars jest nie do odratowania. Pytanie tylko, czy Disney będzie dalej brnął w to bagno, aż w końcu za którymś razem trafi w dziesiątkę, czy daj tej serii odpocząć. Mam nadzieję, że to drugie.

Ogólna ocena

2/10

Zdjęcie otwierające: Disney+ / materiały prasowe

Część odnośników to linki afiliacyjne lub linki do ofert naszych partnerów. Po kliknięciu możesz zapoznać się z ceną i dostępnością wybranego przez nas produktu – nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz niezależność zespołu redakcyjnego.

Motyw