Postać Chopina z profilu w historycznym stroju, widoczna w zamglonym świetle.

Polacy kręcą kolejnego Chopina. Godzilla Minus One może się schować

8 minut czytania
Komentarze

Wszystko wskazuje na to, że wkrótce powstanie jeden z najdroższych polskich filmów wszech czasów. Czy będzie to widowisko historyczne z epickimi sekwencjami bitew? A może jakiś pełen rozmachu film akcji? Otóż nie, jednym z najdroższych polskich filmów w historii będzie film o… Fryderyku Chopinie.

Czy Chopin potrzebuje 64 milionów złotych?

obraz Kwiatkowski Chopin Polonaise
Fot. Wikimedia Commons / domena publiczna

64 miliony złotych, to kwota, którą w chwili publikacji operują media, odnosząc się do spodziewanego budżetu filmu Chopin, Chopin, czyli biografii Fryderyka Chopina. Jeśli te prognozy się sprawdzą, będzie to drugi najdroższy film w historii polskiej kinematografii. Przed nim znajdzie się już tylko niezatapialne Quo Vadis w reżyserii Jerzego Kawalerowicza z 2001 roku, które kosztowało trochę ponad 76 mln złotych.

Choć oczywiście tego budżetu w filmie Kawalerowicza kompletnie nie widać, to jednak przynajmniej w teorii, takie pieniądze wydawały się na miejscu. Historyczne widowisko dziejące się w starożytnym Rzymie, walki gladiatorów, pożar Rzymu i tym podobne. W przypadku filmu Chopin, Chopin (tytuł też dość dziwny, mam nadzieję, że roboczy) jakoś jednak uzasadnienia wydawania aż tylu milionów nie widzę. I to bardzo delikatna wersja moich przemyśleń na ten temat.

Tym, którzy przespali temat, chciałbym nieśmiało przypomnieć, że jesteśmy w okresie postcovidowym. Widownia w kinach, także polskich, spada. Ta może i w 2023 wzrosła względem roku 2022, ale 2022 był rokiem totalnej zapaści, tymczasem nadal nie udało nam się powrócić do frekwencji z czasów przed pandemią. Cała branża jest mocno poraniona tym, co się działo w pandemii.

Ręka trzymająca pilot przed ekranem telewizora, na którym wyświetla się interfejs Netflix z listą top 10 seriali w Indonezji.
Fot. Muhammad Alimaki / Shutterstock

Do tego rozhulanie się serwisów streamingowych na dobre również nie pomaga. Liczba filmów, które gromadzą chociaż milion widzów po 2020 roku, drastycznie zmalała względem tego, co miało miejsce wcześniej. Potężne niegdyś Hollywood znajduje się coraz bliżej granicy poważnej zapaści finansowej. A przecież kino europejskie, tym bardziej polskie, nie ma i nie miało nigdy nawet ćwierci tej samej siły i wydolności finansowej.

Przeczytaj także: Hollywood umiera na naszych oczach i nic już z tym nie zrobimy.

Co ma Chopin do Godzilli?

godzilla minus one oscary 2024
Fot. Toho / materiały prasowe

W takiej oto sytuacji, kiedy to branża filmowa jest w kryzysie (albo przynajmniej w stanie poważnego osłabienia) z powodu kilku czynników twórcy filmu Chopin, Chopin postanowili zrobić jeden z najdroższych filmów w historii naszego nadwiślańskiego kraju. Mając na uwadze ceny biletów, po uśrednieniu, film ten musiałoby zobaczyć prawie 4 miliony widzów, by ten budżet się zwrócił. Choć też domyślam się, że dystrybucja w Polsce wygląda podobnie, jak to ma miejsce z dystrybucją filmów w USA, czyli około połowy wpływów z danego seansu wędruje do kin.

Nawet jeśli proporcje wyglądają inaczej niż w USA, to na pewno nie wystarcza, by Chopin Chopin zarobił z dystrybucji 64 miliony złotych. Doliczając jeszcze do tego koszty promocji, zakładam, że film wyjdzie na zero, gdy zarobi około 100 mln złotych. I wydaje mi się, że są to optymistyczne prognozy. Co oznacza, że musiałoby go obejrzeć w kinach przynajmniej 6 milionów widzów.

Plakat filmu Godzilla Minus One.
Fot. Toho / materiały prasowe

W tytule tego tekstu porównałem film o Chopinie do Godzilli Minus One. Wprawdzie film Japończyków jest i tak ewenementem na skalę świata, bo sami Amerykanie zachodzą w głowę, jak dało się zrobić tak widowiskowy film za raptem 16 mln dol. No, ale się dało. A 16 mln dol. to mniej więcej 64 mln złotych. Co oznacza, że film o Chopinie będzie kosztował tyle, co japońskie widowisko z ogromnym stworem w centrum akcji. Jakim cudem?

Czy polskie filmy są za drogie?

Kadr z filmu Kos. Dwóch mężczyzn w historycznych strojach stoi twarzą w twarz w starej, drewnianej stodole, jeden z nich w futrzanym czapce i zdobnej kurtce, drugi w prostszym ubiorze.
Kadr z filmu Kos. Fot. Łukasz Bąk, TVP / materiały prasowe

Wiadomo, hollywoodzkie filmy są zdecydowanie za drogie i nie ma powodu, by nawet wielkie widowiska o superbohaterach kosztowały 300 mln dol. i więcej (a to się zdarza). Mimo wszystko w ich przypadku czysto teoretycznie jestem w stanie zrozumieć argumentację autorów i producentów, no bo duża liczba znanych i drogich aktorów, efekty specjalne, kostiumy, wielkie hale, miesiące dni zdjęciowych, setki statystów, scenografie i tym podobne. Natomiast jak uzasadnić ogromny budżet w przypadku filmu o Chopinie? Co więcej, spora część filmów, które uchodzą za najdroższe w historii rodzimej kinematografii to produkcje, których potencjał komercyjny był znikomy. Spójrzcie zresztą sami.

  1. Quo Vadis – budżet ponad 76 mln zł
  2. Karol. Papież, który został człowiekiem – około 48 mln zł
  3. Bitwa pod Wiedniem – ponad 44 mln zł
  4. Raport Pileckiego – około 38 mln zł
  5. Karol. Człowiek, który został papieżem – około 35 mln zł
  6. Jeszcze dzień życia – około 33 mln zł
  7. Czerwone maki – prawie 33 mln zł
  8. Chłopi (2023) – około 30 mln zł
  9. 1920 Bitwa warszawska – ponad 25 mln zł
  10. Miasto 44 – niecałe 25 mln zł

Dla przykładu film Hiszpanka z 2015 roku. Obecnie jest to jedenasty najdroższy film w historii polskiej kinematografii, kosztował bowiem ponad 24 mln zł. Od strony formalnej mogę przyznać, że pieniądze te widać, natomiast Hiszpanka koncentruje się na wydarzeniach oscylujących wokół powstania wielkopolskiego z lat 1918–1919. Nie twierdzę, że nie jest to ważne i godne pokazania wydarzenie polskiej historii, ale czy naprawdę był to film będący w stanie zainteresować taką liczbę widzów, by uzasadnić budżet? Niech odpowiedź przyniesie liczba. 17 tysięcy – tylu bowiem widzów obejrzało Hiszpankę w weekend otwarcia. Film ten uchodzi za jedną z największych klap w historii rodzimej kinematografii.

Zwiastun filmu Hiszpanka.

Świeższym przykładem jest choćby Kos. Film świetny, również nie mogę się przyczepić do warstwy wizualnej. Widać, na co poszły wydane na produkcję pieniądze. A poszło niemało, bo 22 mln zł. Jest to czternasty w tej chwili najdroższy polski film. A widownia w kinach? Nie dobiła nawet do 200 tys. osób… A osobiście typowałbym, że historia Tadeusza Kościuszki ma o wiele większy potencjał komercyjny niż kolejny już film o Fryderyku Chopinie. Jasne, pewnie wycieczki szkolne pomogą w wyśrubowaniu mocnej widowni, choć jakoś na Kosa szkoły niechętnie chodziły.

Zwiastun filmu Kos.

Kolejnym świeżym przykładem jest też superprodukcja wojenna Czerwone maki. Film ten kosztował prawie 33 mln zł. Tu już budżetu nie widać, bo wizualnie ten film przypomina co najwyżej solidną średnią polskiego serialu. Widownia? Coś około 150 tys. osób. Na filmie, który potrzebował milionów sprzedanych biletów.

Czerwone maki na filmowej zapowiedzi.

Myślałem, że czasy filmów, które polegały na sztucznie napędzanej widowni szkolnej, się skończyły. A jest to moim zdaniem jedyna opcja, by Chopin, Chopin zgromadził wystarczającą widownię. Oczywiście jest tu też pewien potencjał zagraniczny, Chopin to wciąż najbardziej chyba znany polski muzyk poza granicami naszego kraju. Obawiam się jednak, że i to może nie wystarczyć, by film się opłacił.

To może być piękna katastrofa

kino film
Fot. Pixabay / Alfred Derks

Jest też i streaming, ale jakoś tak trochę wątpię, by znalazł się serwis gotowy zapłacić miliony złotych za prawa do umieszczenia tego dzieła w swojej bibliotece. I to wszystko oczywiście przy założeniu, że film ten będzie dobry, albo wręcz znakomity. A są na to szanse, bo reżyseruje Michał Kwieciński, który ostatnio dostarczał nam kawał dobrego polskiego kina. Natomiast jeśli nie będzie to rzecz udana artystycznie, to będzie kompletna katastrofa.

Nie mam nic przeciwko robieniu filmów o Chopinie, choć też trochę ubolewam, że twórcy idą tak banalną ścieżką. Polska promuje się od lat Chopinem do znudzenia, będzie to trzeci polski film o tym kompozytorze (a było też kilka zagranicznych). Znalazłoby się paru innych artystów i ich ciekawych życiorysów, które warto by pokazać widowni na dużym ekranie.

Przeczytaj także: Polacy podbili Netflix. W pełni zasłużone brawa.

Nie licząc filmów o Janie Pawle II, top 10 najdroższych polskich produkcji to dzieła mniej czy bardziej widowiskowe, w dużej mierze wojenne. Czemu więc film o Chopinie potrzebuje budżetu ponad dwa razy większego niż wspomniane wyżej Czerwone maki, Hiszpanka, a także np. Miasto 44? Jak dla mnie jest to proszenie się o katastrofę.

Nie wykluczam jednak, że jakimś cudem ten film może przyniesie zysk. Bardzo wątpię, ale na tym świecie wszystko jest możliwe. Można powiedzieć więc, że jest to projekt ryzykowny, delikatnie rzecz ujmując. Może to ryzyko się opłaci. Życzę tego twórcom z całego serca, naprawdę.

Szkoda tylko, że takie ryzyka nie są podejmowane względem projektów, które mogłyby jakoś zwrócić realną uwagę na polskie kino. Kolejna filmowa biografia o wybitnym muzyku, nawet jeśli będzie bardzo udana, tej uwagi nie zwróci.

Źródło: Filmweb / opracowanie własne. Zdjęcie otwierające: Aleksandra Grochowska / Akson Studio / materiały prasowe

Część odnośników to linki afiliacyjne lub linki do ofert naszych partnerów. Po kliknięciu możesz zapoznać się z ceną i dostępnością wybranego przez nas produktu – nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz niezależność zespołu redakcyjnego.

Motyw