Postacie z serialu „Star Wars: Acolyte” z mieczami świetlnymi na tle futurystycznego krajobrazu.

4 udane rzeczy z serialu Gwiezdne wojny: Akolita i 5, które rozczarowały

8 minut czytania
Komentarze

Doczekaliśmy się premiery serialu Gwiezdne wojny: Akolita w Disney+. Jestem już po dwóch pierwszych odcinkach, więc choć nie da się obecnie ocenić całego serialu, tak mogę wymienić rzeczy, które się w nim udały oraz to, co nie zagrało.

Zapraszam więc poniżej i ostrzegam, że mogą się pojawić mniejsze lub większe spoilery.

Na plus: odejście od sagi Skywalkerów

Fragment plakatu The Acolyte ze świata Gwiezndych Wojen
Fot. Disney / materiały prasowe

Do tej pory wszystkie seriale Star Wars były mocniej bądź luźniej powiązane z rodem Skywalkerów oraz oryginalną trylogią Gwiezdnych wojen. Nowy Akolita jest pierwszą produkcją z tej serii, która w końcu oderwała się od tej linii fabularnej. Za to należą się pochwały.

Oczywiście można się spierać czy nie dało się zrobić tego lepiej (po dwóch odcinkach na razie nie mam poczucia, że oglądałem rzecz wybitną) i czemu Disney tak bardzo unika ery Starej Republiki i nie chce zabrać nas tysiące lat przed narodzinami Anakina Skywalkera.

Jednak zasada małych kroków – dajmy się im rozchodzić i odważnej zapuszczać w przeszłość bez trzymania Skywalkerów za rączkę. Akolitę na Disney+ uważam pod tym względem za pozytywny krok do przodu.

Na plus: intryga kryminalna w świecie Star Wars

Nie jest to może nadmiernie wybitna i bardzo mocno trzymająca w napięciu intryga, ale doceniam twórców za to, że próbują różnych matryc fabularnych w scenografii Star Wars. Do serii Andor nadal lata świetlne, ale mogło być gorzej.

Oś fabularna pierwszych dwóch odcinków przypomina mi trochę powieść i film Imię róży, w której dwóch zakonników bada tajemniczą śmierć mnicha. Jest to najpewniej ciekawe wprowadzenie do szerszej historii, która (mam nadzieję) rozwinie się bardziej w kolejnych odcinkach.

Oficjalna zapowiedź serialu Star Wars Akolita.

Przeczytaj także: Hollywood umiera na naszych oczach i nic już z tym nie zrobimy.

Na plus: Akolita prezentuje się dobrze od strony wizualnej

To pewnie żadne zaskoczenie, gdy budżet serialu wynosi okrągłe 180 mln dolarów. Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to na pewno do tego, że w pierwszych dwóch odcinkach nie bardzo widziałem te pieniądze (a na 40-minutowy epizod wypada po 20 mln dol.).

Niemniej jednak, choć może nie zobaczycie na początku żadnych fajerwerków, to Akolita prezentuje solidny poziom wizualny jak na serial rozgrywający się w uniwersum Star Wars.

Na minus: ciągle za dużo ludzi w uniwersum Star Wars

Rozumiałem granice technologiczne i budżetowe w oryginalnej trylogii, ale już od czasów prequeli mój główny problem z całą sagą Star Wars jest taki, że za dużo w niej ludzi.

Disney ciągle nie skupia się na tym, by dać widzom więcej głównych bohaterów, którzy nie są ludźmi. Od zarania dziejów wszystkie centralne postaci w Gwiezdnych wojnach, czy to po stronie Jedi, czy Sithów, to ludzie. Czy naprawdę Chewbacca oraz Jar Jar Binks to szczyt tego, na co stać Hollywood? Tacy Strażnicy Galaktyki to dla mnie pod tym względem rzecz, na której powinni wzorować się twórcy Star Wars, także i Akolity.

Na minus: zmarnowany potencjał Carrie-Ann Moss

Ten punkt wchodzi na terytorium spoilerów, także ostrzegam raz jeszcze.

gwiezdne wojny akolita serial carrie ann moss
fot. materiały prasowe/ Disney+

Znana z roli Trinity w Matriksie Carrie-Ann Moss wciela się Akolicie w Indarę, potężną mistrzynię Jedi. Jeśli spodziewaliście się, że jej rola i postać będą jakkolwiek rozbudowane, to czeka was rozczarowanie. Indarę poznajemy wprawdzie już w pierwszej minucie serii, ale tylko po to, by zobaczyć jak ginie w pojedynku z Mae.

Co więcej, walczy używając Force-Fu, czyli czegoś na kształt Kung-Fu, tylko z użyciem Mocy. Scena jej pojedynku to bezwstydna kopia scen walk na pięści z Matriksa. Kilka jej fragmentów jest niemal identycznych z tymi, w których brał udział Neo. Twórcy chyba nawet nie ukrywają, że taki był ich cel.

Kompletnie nie jestem w stanie tego zrozumieć i w ogóle mi się to nie podoba. No i przede wszystkim, szkoda, że Indara ginie na początku serii, choć Disney+ promuje nią serial wszędzie gdzie tylko może.

Na plus: Jeśli jesteście fanami High Republic, to Akolita się wam spodoba

Wszystko jest względne, tak samo i nowe Star Wars. Domyślam się, że są wśród nas fani High Republic, czyli linii fabularnej Star Wars stworzonej przed Disneya i rozgrywającej się ponad 100 lat przed wydarzeniami z Mrocznego widma.

High Republic, mimo usilnych starań Disneya, nie stało się wielkim hitem. Powstały komiksy i książki rozgrywające się w tej erze Republiki, ale ich sprzedaż nie zachwyca i wiele wskazuje na to, że wkrótce seria ta dokona żywota.

Jednak wśród tych, którzy się z nią zaznajomili, na pewno są tacy, którzy ją polubili. I to dla nich Akolita może okazać się udanym przeniesieniem High Republic do aktorskiego serialu. Jak i również w miarę udanym pomostem prowadzącym do trylogii prequeli.

Przeczytaj także: Netflix ukrył przed widzami jeden z najlepszych filmów zeszłego roku.

Na minus: Jeśli nie jesteście fanami High Republic, to Akolita tym bardziej się wam nie spodoba

gwiezdne wojny akolita serial disneyplus
Fot. Disney+ / materiały prasowe

Akolita wyraźnie osadzony jest w erze High Republic, nawiązuje do tej serii wizualnie, choćby poprzez biało–złote stroje rycerzy Jedi czy hipsterskie fryzury co niektórych z nich. Jeśli to nie wasza bajka, Akolita w żaden sposób was nie przekona.

Osobiście i wspomniane wyżej fryzury Jedi kompletnie mi nie leżą i biało–złote szaty Jedi prezentują się kiczowato oraz nad wyraz tanio. Kompletnie nie kupuję też żadnych prób wprowadzania przedziwnych „nowinek” i „ulepszeń” do mitologii Jedi, ale o tym poniżej.

Na minus: niepotrzebne zmiany w mitologii Jedi

Dwóch ludzi walczących mieczami świetlnymi. Mają ciemne stroje, scena jest oświetlona przez okrągłe okno w tle.
Fot. Disney+ / materiały prasowe

W pierwszych dwóch odcinkach nie było tych zmian za dużo, ale samo Force-Fu jak dla mnie huśta się na granicy tego, co ma sens w mitologii Jedi i tego, co jest tandetnym wizualnym trikiem, mającym przyciągnąć młodą publikę do tego serialu.

Star Wars to nie jest seria o mordobiciu, o kopniakach z półobrotu. W jej DNA są filmy samurajskie, a nie produkcje à la Bruce Lee. Moim zdaniem tego typu pomysły znajdują się gdzieś pomiędzy chęcią poszerzenia uniwersum, a jego niezrozumieniem. Mam przeczucie, że twórcy znajdują się bliżej tego drugiego.

Do tego zwiastuny zapowiadają, że zobaczymy takie twory jak bicz świetlny i kto wie co jeszcze. Nawet odsuwając na bok to, czy mi się to podoba, nie jestem fanem takich rozwiązań, gdy mówimy o prequelach.

Dlaczego? Bo w późniejszych częściach sagi nie ma żadnego fragmentu wskazującego na to, że bicze świetlne (i jakiekolwiek inne wariacje mieczy świetlnych) czy Force-Fu kiedykolwiek wcześniej istniało.

Na minus: obsada nie przekonuje

Dziecko i kosmita w szatach siedzące na posadzce, kadr z filmu na Disney+.
Fot. Disney+ / materiały prasowe

Jedynym jasnym punktem obsady Akolity jest Amandla Stenberg, wcielająca się w główną bohaterkę Oshę (oraz jej bliźniaczkę Mae). Cała reszta gra albo drawnianie (Lee Jung-jae), albo nieprzekonująco (Dafne Keen), albo wręcz wydaje się kompletnie nie pasować do tego świata (Charlie Barnett).

Carrie-Ann Moss w pierwszych minutach serii jest chyba jeszcze bardziej sztywna i bezduszna, niż gdy grała Trinity w Matriksie. Próbuje grać stoicyzm i powagę mistrza Jedi w taki sposób, że bardziej przypomina robota.

No i sam fakt, że pojawiła się w tym serialu, tylko po to, by powalczyć dwie minuty w stylu Matriksa i tyle jest trochę żenujący. No, chyba że twórcy jakoś przywrócą ją do życia, ale nawet jeśli to będzie tylko pogorszenie sytuacji. Nie bardzo też widzę w tej serii jakąkolwiek postać, która mogłaby stać się kultowa pośród fanów.

Warto sprawdzić, jaka jest cena Disney+ i obejrzeć pierwsze odcinki serialu, by wyrobić sobie swoje zdanie.

Źródło: opracowanie własne. Zdjęcie otwierające: Disney+ / materiały prasowe

Część odnośników to linki afiliacyjne lub linki do ofert naszych partnerów. Po kliknięciu możesz zapoznać się z ceną i dostępnością wybranego przez nas produktu – nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz niezależność zespołu redakcyjnego.

Motyw