road house recenzja Jake Gyllenhaal amazon vod

Road House, czyli recenzja mordobicia od Amazon Prime. Jake Gyllenhaal kontra Conor McGregor

7 minut czytania
Komentarze

Są takie filmy, których remaki nie tyle są niepotrzebne, co wręcz się ich kompletnie nie spodziewamy. Tak jest obecnie z Road House, czyli nową wersją mimo wszystko średnio znanego „klasyka” – Wykidajło z końca lat 80.

Czy Jake Gyllenhaal wypadł lepiej od Patricka Swayze, który grał poprzednio główną rolę w oryginale? Czy występujący w nowej wersji Conor McGregor ma jakikolwiek talent aktorski? Te dwa główne i jakże ważne pytania poznacie oglądając Road House i/lub czytając poniższą recenzję.

Road House – opis fabuły filmu

road house recenzja Jake Gyllenhaal amazon 2024
Fot. Amazon Prime Video / materiały prasowe

Głównym bohaterem Road House jest mężczyzna o imieniu Dalton (Jake Gyllenhaal) – były zawodnik wagi średniej UFC, który ucieka przed swoimi demonami. Film zaczyna się od Daltona wchodzącego do podziemnego klubu walki. Jest gotowy do bójki z Carterem (Post Malone), który odchodzi przed rozpoczęciem meczu wyłącznie ze względu na reputację Daltona.

Frankie (Jessica Williams) – obecna na widowni właścicielka baru we Florida Keys – natychmiast oferuje Daltonowi pracę ochroniarza za 5000 dolarów tygodniowo przez miesiąc plus zakwaterowanie i wyżywienie. Bar o nazwie Road House ma jednak reputację miejsca, w którym nadzwyczaj często dochodzi do bójek…

Road House – Jake Gyllenhaal lepszy niż Patrick Swayze?

Oryginalny Road House, znany jako Wykidajło, w niektórych kręgach uchodzi za film kultowy. Gdybym jednak zrobił sondę uliczną, zakładam, że większość respondentów stwierdziłaby, że kompletnie nie zna tego dzieła.

Trudno zaprzeczyć, że Wykidajło to hit nawet na miarę produkcji ze Stevenem Seagalem czy Chuckiem Norrisem z tamtego okresu (mowa tu o końcówce lat 80.) Ale tak naprawdę w kontekście nowej wersji uznaję to za plus, no bo jeśli już robić remaki filmów sprzed dekad, to właśnie prędzej takich mniej znanych. Im bardziej dany film kultowy, tym bardziej jego fani nie będą takim remakiem zainteresowani.

Zwiastun filmu Road House (2024).

W tym przypadku dodatkowo pomaga fakt, że Road House reżyseruje Doug Liman, czyli jeden z lepszych rzemieślników Hollywood, a w roli głównej właściwie zawsze bezbłędny Jake Gyllenhaal. Tych dwóch panów po obu stronach kamery sprawia, że nowa wersja Road House, tym razem z oryginalnym tytułem również i w polskiej wersji, wychodzi ze starcia z poprzednikiem obronną ręką.

Niewielu aktorów mogłoby podjąć próbę „siłowania się” z Patrickiem Swayze, który zagrał w filmie z 1989 roku rolę Daltona, ale Gyllenhaal absolutnie do nich należy i jak dla mnie pojedynek ten zakończył się wynikiem 1:1.

Gyllenhaal nie próbuje naśladować Patricka Swayze, co działa na korzyść filmu. Wnosi energię gwiazdy filmowej i jest wiele momentów, w których jego kwestie wypowiadane na sucho (w połączeniu z zawadiackim uśmiechem) wypadają zabawniej. A sceny bójek na pięści w jego wykonaniu wyglądają po prostu bosko!

Mało który hollywoodzki aktor wypadłby w nich przekonująco, natomiast Gyllenhaal pasuje do tego świata jak ulał. Emanuje z niego zarazem spokój, jak i nieokrzesana, stłumiona wewnątrz siła. Jest niczym bestia, która chwilowo funkcjonuje w stanie częściowego uśpienia. Przyznam, że już dawno nie miałem takiej frajdy i satysfakcji z oglądania hollywoodzkiej gwiazdy, która sprawia łomot zastępom zbirów.

Szczególnie że operator Henry Braham kapitalnie ujął to wszystko w kadrach. Podczas bójek z ekranu bije czysta energia, ujęcia są szybkie, klarowne, czasem interesujące od strony kąta ustawienia kamery (jest nawet świetna scena, w której pierwsza bójka Daltona z postacią graną przez McGregora przechodzi nagle z perspektywy trzeciej osoby na pierwszą osobę). Montaż i oświetlenie także sprawiają, że na Road House się po prostu dobrze patrzy.

Ale warto zaznaczyć, że aktor pokroju Gyllenhaala zapewne nie wziąłby udziału w tego typu produkcji, gdyby nie stanowiła ona dla niego jakiegoś wyzwania. I tak też jest w tym przypadku. Dalton nie jest klasycznym amerykańskim herosem. W Road House widzimy go nie tylko w scenach akcji, ale ma też momenty, w których może wykazać się jako aktor dramatyczny. Pomimo otoczki kina klasy B, są to momenty naprawdę ciekawe i względnie głębokie. Ale oprócz tego jego postać nie zawsze jest też przedstawiana w poważnym świetle, są tu też bowiem i momenty… komediowe. Przyznam, że przeze mnie niespodziewane. I niektóre z nich są naprawdę zabawne.

Przeczytaj także: Furiosa sieje zamęt na kolejnym zwiastunie. 

Reszta obsady już takiego dobrego wrażenia nie robi, za co winię głównie scenariusz, który dość kiepsko rozrysował ich charaktery, skupiając swoją uwagę głównie na Daltonie. Mam też mieszane uczucia co do Conora McGregora, a konkretniej do jego postaci.

McGregor wielkim aktorem nie będzie (wątpię, czy nawet uda mu się być przeciętnym aktorem), ale jego Knox to charakter tak przerysowany i kreskówkowy, że aż zabawny. A nie wiem, czy taki był zamiar autorów. Jest niczym nieokrzesany pitbul, który niszczy, rozwala i bije po twarzy wszystko, co jest w zasięgu jego wzroku.

Road House – krew, pot i toksyczna męskość

ROAD HOUSE RECENZJA 2024 FILM PRIME VIDEO
Fot. Amazon Prime Video / materiały prasowe

Nie krzywcie się na śródtytuł. Ta „toksyczna męskość” to bardziej mój wtręt niż jakakolwiek próba włożenia w usta twórcom postulatów często podnoszonych przez skrajnie lewicowych aktywistów. Road House to prosty jak budowa cepa film o naparzankach po przeróżnych częściach ciała.

Liman i reszta twórców nie chcieli (chyba) zrobić z niego metafory problemów z męskością w XXI wieku. Sam też nie jestem fanem nadinterpretacji rzeczy szczególnie tak prostych w swej budowie. Tym niemniej wątek szukających wrażeń napakowanych facetów, którzy dosłownie co 5 minut pojawiają się w tytułowym Road House, by wszczynać bójki i siać zamęt sprawiał, że miałem wrażenie oglądania kreskówki.

Scenariusz oczywiście zadbał o wytłumaczenie tego faktu, ale mimo wszystko nie pomogło mi to w podejściu do Road House na serio. Choć nie ukrywam, że ta bezpretensjonalna prostota fabuły i dość prostackie budowanie atmosfery konfliktu mimo wszystko zdołały mnie zaangażować.

Jest w tak prosto postawionej dramaturgii coś satysfakcjonującego, a wręcz chwilami ocierającego się o katharsis. Któż z nas nie marzył choć raz o tym, by widząc paru idiotów robiących rozróby nie wkroczyć z pewnością siebie i paroma ciosami nie wysłać ich na SOR?

Przeczytaj także: Rebel Moon 2 na nowym zwiastunie. Przygotujcie się na prawdziwą jatkę.

Road House – ocena filmu

Nie ma się co oszukiwać, „Road House” to film klasy B, a może i nawet C, o naparzaniu się po gębach. Tym, którzy oczekują więcej od rozrywkowego kina akcji, może się to niekoniecznie spodobać. Tym, którzy lubują się ambitnym kinie, radzę w ogóle go omijać.

Cała reszta, o ile „łyknie” konwencję, może się świetnie bawić. Ja miałem niezłą frajdę. Już dawno nie widziałem tak złego filmu, który oglądałoby mi się tak dobrze. To zasługa oczywiście Gyllenhaala, Limana, świetnej oprawy audiowizualnej – te aspekty produkcji wynoszą Road House ciut wyżej. Tym niemniej upatruję ten film jako moje „guilty pleasure”, a nie w kategoriach przyszłego klasyka kina akcji.

Ogólna ocena

5/10

Zdjęcie otwierające: Amazon Prime Video / materiały prasowe

Część odnośników to linki afiliacyjne lub linki do ofert naszych partnerów. Po kliknięciu możesz zapoznać się z ceną i dostępnością wybranego przez nas produktu – nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz niezależność zespołu redakcyjnego.

Motyw