Grafika promocyjna gry "Mario vs Donkey Kong" przedstawiająca postacie Mario z kluczem i Donkey Konga z bananem na tle poziomów z gry i dużej, kolorowej nazwy gry w centrum.
LINKI AFILIACYJNE

Mario vs Donkey Kong to remake PRAWIE idealny. Nie zagrał mi tylko jeden szczegół [OPINIA]

5 minut czytania
Komentarze

Mario vs Donkey Kong to pierwsza „duża” premiera na Nintendo Switch w 2024 roku. Prawdopodobnie jako jedyna osoba w Polsce czekałem na ten tytuł z wypiekami, bo i doskonale znam oryginał z 2004 roku, wydany pierwotnie na konsolkę GameBoy Advance.

Zgodnie z pierwotnymi oczekiwaniami, remake nie zawiódł i odświeżenie na Nintendo Switch stanie się domyślną formą ogrywania tego klasyka. Nie spodziewałem się jednak, że w nowym wydaniu ukłuje mnie jedna drobnostka, która wypłukuje wręcz pewną siłę oryginalnej gry z 2004 roku.

Na czym polega rozgrywka w Mario vs Donkey Kong?

Mario vs Donkey Kong to mocne rozwinięcie formuły znanej z automatowego klasyka — Donkey Kong — wydanego pierwotnie w 1981 roku. Założenia nowej pozycji są jednak równie banalne. Każda plansza składa się z dwóch etapów. W pierwszym z nich, poruszając się po dwuwymiarowym środowisku, musimy znaleźć klucz i zanieść go do drzwi, by otworzyć następny segment poziomu. W drugiej sekwencji należy odnaleźć figurkę Mini-Mario, którą złośliwa małpa ukradła z fabryki zabawek.

Łatwiej powiedzieć, trudniej zrobić. Mario może w tej grze korzystać z charakterystycznego, stopniowanego skoku (każde kolejne wciśnięcie klawisza zwiększa wysokość, na jaką wzbija się nasz hydraulik), łapać i rzucać przedmiotami oraz przeciwnikami, odbijać spadające cegły stojąc na rękach i schylać się w razie potrzeby przemknięcia między platformami. Największą siłą tej pozycji jest jednak fakt, że każdy etap dodaje drobny element do arsenału umiejętności Mario, przez co niemal zawsze na gracza czeka jakieś nowe wyzwanie.

Warto jednak zaznaczyć, że na każdym poziomie znajdują się platformy i ściany oznaczone kolorami czerwonym, niebieskim i żółtym. Korespondują im przyciski o tych samych kolorach, które należy wciskać, by aktywować poszczególne ściany i platformy. Sukcesem jest więc nie tylko manewrowanie między przeciwnikami i przeszkodami, ale też umiejętne włączanie przycisków, by jak najszybciej dostać się do kluczy oraz ukradzionych przez małpę zabawek.

Postać Mario z gry wideo Mario vs Donkey Kong wisi na linie w dżunglowym poziomie z platformą, monetami i wodospadem w tle.
Jeżeli Mario spadnie i naciśnie niebieski przycisk, czerwona ściana stanie się przezroczysta i będzie można przez nią przejść. Fot. Mario vs Donkey Kong (2024) / własny zrzut ekranu

Mój problem z Mario vs Donkey Kong nie dotyczy jednak samej gry

Dłuższy zwiastun pokazujący reguły zabawy w Mario vs Donkey Kong.

Oryginalne Mario vs Donkey Kong miało również to do siebie, że skupiało się na jak najlepszym przechodzeniu etapów przez gracza. Patent był banalny. Aby zdobyć złotą gwiazdkę za ukończenie poziomu, należało zdobyć określoną liczbę punktów. To zazwyczaj było gwarantowane, jeśli zebraliśmy trzy ukryte na planszy prezenty oraz sprawnie przemknęliśmy przez etap bez umierania, zachowując bonus za niewykorzystany czas.

Zrzut ekranu z gry wideo Mario vs Donkey Kong przedstawiający postać Mario wspinającą się po łańcuchu w poziomie o tematyce jaskini z platformami, pułapkami z kolcami, przeciwnikami i przedmiotami do zebrania.
Mógłbym już pójść po figurkę Mini-Mario, ale nie odpuszczę żółtego prezentu do pełnego zaliczenia poziomu. Fot. Mario vs Donkey Kong (2024) / własny zrzut ekranu

Problem z nową wersją gry polega jednak na tym, że twórcy całkowicie pozbyli się punktacji poziomów. Oznacza to, że aby zaliczyć wszystkie poziomy na 100%, należy teraz wyłącznie zebrać wszystkie prezenty, niezależnie od liczby śmierci.

Jak wspomniałem na początku, to minimalny szczegół, który nie zepsuje nikomu zabawy z grą. Aczkolwiek, efekt uboczny zabiegu jest taki, że z gracza schodzi całkowicie presja czasu, czyniąca każdy poziom w Mario vs Donkey Kong bardziej ekscytującym. Do pewnych problemów można teraz podejść spokojniej, co jest oczywiście świetne dla osób, które nie miały styczności z oryginałem. A coś mi jednak podpowiada, że tych będzie więcej w kontekście zakupu gry.

Ostatecznie uważam jednak, że taki remake był jak najbardziej potrzebny Mario vs Donkey Kong i cieszę się, że w prawdopodobnie ostatnim roku przed ogłoszeniem następcy Nintendo Switch, wydawca zdecydował się na zmodernizowanie kilku klasyków z poprzednich generacji sprzętu.

Cena 200 złotych za pudełkowe wydanie może oczywiście boleć przy grze, której ukończenie zajmuje ok. 5 godzin. Jak to jednak mówią, na bezrybiu i rak ryba. A w przypadku konsoli Nintendo Switch, jeżeli ograliście już poprzednie ekskluzywne hity, wielkich nowości nie ma co się spodziewać. Następny przystanek? Princess Peach Showtime, które ukaże się już 22 marca 2024 r.

Zdjęcie otwierające: Nintendo / materiały prasowe

Grę otrzymaliśmy od Conquest Entertainment, oficjalnego wydawcy gier Nintendo w Polsce. Dostawca nie miał wpływu na treść materiału — prezentowana opinia jest niezależnym i subiektywnym poglądem autora tekstu. Część odnośników to linki afiliacyjne lub linki do ofert naszych partnerów. Po kliknięciu możesz zapoznać się z ceną i dostępnością wybranego przez nas produktu – nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz niezależność zespołu redakcyjnego.

Motyw