[Przeciek] Polscy importerzy mają ogromne problemy z certyfikacją GMS

1 minuta czytania
Komentarze

Certyfikacja smartfonów z Androidem powoli staje się faktem. Niestety, proces okazuje się bardziej skomplikowany niż mogło się to wcześniej wydawać.

O co chodzi?

Śmieciowe smartfony i legendarne „mulenie” stały się zmorą Androida. Nie ma w tym nic dziwnego, jeszcze rok temu mogliśmy kupić urządzenia wyposażone w 256 MB RAM lub jednordzeniowy procesor. Przez lata powstał bałagan, nad którym nikt nie panował a dla wielu był to ogromny biznes. Sytuację zmieniło Google zmuszając producentów do obowiązkowej certyfikacji urządzeń. Proces ma na celu przetestowanie stabilności systemu i aplikacji wchodzących w paczkę gapps. Wieszczono szybki upadek polskich firm zajmujących się importem elektroniki z Chin. Jak się okazuje sytuacja od środka wygląda nieco inaczej…

…ale nadal jest źle

Faktycznie wszystkie nowe telefony są testowane przez Google. Koszt pojedynczego testu niezależnie od wyniku to 25 tysięcy dolarów. W przypadku pewnej polskiej firmy żaden telefon nie przeszedł pomyślnie testów za pierwszym razem. Oczywiście za n-tym razem udaje się zdobyć potrzebny certyfikat. Według informatora każda sztuka bez certyfikacji oznacza karę w wysokości 100 tysięcy złotych. Nie ma również możliwości dłuższej sprzedaży jednego urządzenia, ponieważ chińskie fabryki szybko zamykają produkcję konkretnych modeli.

Wniosek?

Problem faktycznie istnieje i Google skutecznie z nim walczy. Jakie będą skutki? Bez wątpienia z rynku znikną urządzenia nie nadające się do użytku. Z drugiej strony mamy ogromne koszty, które pokryją konsumenci. W najczarniejszym scenariuszu chińskie telefony od polskich importerów zrównają się ceną z np. masowo sprzedawanymi Samsungami. Cóż, za jakość się płaci…

Ze względu na anonimowość nie możemy podać nazwy omawianej firmy.

Motyw