Nothing Phone 1 recenzja test opinia

Recenzja Nothing Phone (1) – cierpliwość popłaca

17 minut czytania
Komentarze

Nothing Phone (1) to do niedawna wyczekiwana legenda, ale dzisiaj to na pewno smartfon, który na swój sposób już odcisnął się w historii urządzeń mobilnych. Wielkie zapowiedzi i potencjał kryjący się za ważnymi postaciami w branży w końcu zostały urzeczywistnione. Tylko nie obyło się bez problemów, ale początki zawsze są ciężkie, więc tytułowa cierpliwość ma znaczenie. Poniższa recenzja Nothing Phone (1) dokładnie Wam to wyjaśni, więc serdecznie zapraszam do zapoznania się z naszą opinią na temat… duchowego następcy OnePlusa?

Zalety

  • Świetny wyświetlacz
  • Dopracowane wykonanie
  • Interfejs Glyph niewątpliwie się wyróżnia
  • 3-letnie wsparcie czystego oprogramowania

Wady

  • Oprogramowanie wymaga jeszcze chwili na dopracowanie
  • Biedny zestaw i jednorazowe pudełko

Recenzja Nothing Phone (1) w trzech zdaniach podsumowania

Nothing Phone (1) to zdecydowanie smartfon jedyny w swoim rodzaju, gdy spojrzymy na niego przez pryzmat Glyph oraz samo podejście firmy. Na co dzień wyróżnia się on na ulicy, ale w praktyce będzie boleć nas biedny zestaw, być może też wyraźne podobieństwo w detalach do iPhone’a. Za to docenimy świetny wyświetlacz i czyste oprogramowanie, choć to jeszcze będzie aktualizowane.

7,8/10
  • Zestaw 5
  • Specyfikacja techniczna 8
  • Budowa 9
  • Wyświetlacz 9
  • Akumulator 8
  • Aparaty 7
  • Oprogramowanie 8
  • Wydajność 8

Zestaw, specyfikacja techniczna i cena Nothing Phone (1)

Minimalistyczne pudełko powita każdego posiadacza Nothing Phone (1). Pod warunkiem że będzie to ten pierwszy właściciel, gdyż zapewne na rynku wtórnym próżno będzie szukać oryginalnego opakowania. Wynika to z tego, że aby je otworzyć, to musimy je… rozerwać. Później nie ma możliwości swobodnego zamknięcia. Nietypowe podejście, aczkolwiek wewnątrz wszystko jest szczelnie umieszczone w swoich sekcjach. W pierwszej pojawia się naturalnie sam smartfon, a w drugiej jedyne akcesorium, czyli kabel USB-C – USB-C. Nie zabrakło też papierkologii oraz niecodziennej igły do otwierania tacki na karty SIM. O zasilaczu lub etui w zestawie możemy zapomnieć, ale…

…naturalnie możemy je dokupić i również dostaniemy je w jakże specyficznych pudełkach do rozerwania. Za niecałe 170 złotych otrzymujemy przyjemny dla oka zasilacz o mocy 45 W. Naturalnie to ponad możliwości technologii ładowania Nothing Phone (1), ale z racji kompatybilności z USB Power Delivery 3.0 to zastosowań jest nieco więcej.

Teraz przejdźmy do etui, które oczywiście także możemy dokupić (119 złotych) i naturalnie także trzeba rozerwać pudełko, choć w przypadku akcesoriów już jest to mnie bolesne. Mimo wszystko sam ochraniacz jest jednym z ciekawszych, z którymi miałem do czynienia, bo dokładnie zabezpiecza smartfon i praktycznie w ogóle nie psuje jego wyglądu. Wykonanie również stoi na wysokim poziomie.

Ostatni dodatek, który trafił do mnie i oczywiście też wymaga rozprucia opakowania, to kolejny ochraniacz na ekran. Kolejny, bo fabrycznie nałożona jest folia, a dokupić możemy szkło z całym zestawem ułatwiającym nałożenie. Cena? Niecałe 100 złotych.

Nothing Phone (1) nie chce być najlepszy w każdym calu, a przez to najdroższy

Recenzowany smartfon zdecydowanie nie chce udawać, że jest flagowcem i nie ma przesadzonej ceny, bo ta zaczyna się od 2299 złotych za podstawową, czarną wersję. Za 2x więcej pamięci na pliki musimy zapłacić 2399 złotych, a za topową odmianę 2619 złotych. Oczywiście jeszcze trzeba doliczyć 290 złotych za brakujące akcesoria z zestawu, jeśli nie posiadacie odpowiedników w domu.

Specyfikacja techniczna Nothing Phone (1)

  • 6,55-calowy wyświetlacz OLED
    • rozdzielczość: 2400×1080 (20:9, 402 ppi)
    • jasność: do 1200 nitów
    • HDR10+
    • 10-bitowa paleta barw (1,07 miliarda kolorów)
    • częstotliwość odświeżania:
      • obrazu: 60-120 Hz
      • panelu dotykowego: 240 Hz
  • układ Snapdragon 778G+
    • litografia: 6 nm
    • CPU:
      • 1x Cortex A78 (2,5 GHz)
      • 3x Cortex A78 (2,4 GHz)
      • 4x Cortex A55 (1,8 GHz)
    • GPU: Adreno 652L
  • 8 lub 12 GB LPDDR5 RAM
  • 128 lub 256 GB wbudowanej pamięci dla użytkownika
    • UFS 3.1
    • brak obsługi kart pamięci microSD
  • aparaty:
    • przód: 16 MPx (f/2.45, Sony IMX471)
    • tył:
      • 50 MPx (f/1.88, OIS, Sony IMX766)
      • 50 MPx (f/2.2, EIS, szerokokątny+makro, Samsung JN1)
  • akumulator o pojemności 4500 mAh
    • ładowanie przewodowe 33 W (Power Delivery 3.0, Quick Charge 4.0)
    • ładowanie bezprzewodowe 15 W (zwrotne 5 W)
  • łączność:
    • 5G (Dual SIM)
    • Wi-Fi 6 (802.11ax)
    • Bluetooth 5.2
    • NFC
    • USB-C (2.0)
  • czytnik linii papilarnych w ekranie, certyfikat IP53, Glyph, głośniki stereo
  • Android 12 (Nothing OS)
  • wymiary: 159,2 x 75,8 x 8,3 mm
  • waga: 193,5 g
  • wykonanie:
    • front i tył: szkło Gorilla Glass 5
    • korpus: aluminium
  • wersje kolorystyczne: biała i czarna

Powyższe dane techniczne stanowią bardzo dobry kompromis w kontekście ceny. Oczywiście na wierzch wychodzi wyjątkowy system świetlny Glyph. Jednak ogólnie patrząc, firma dobrze wyważyła wydajność, możliwości fotograficzne i ogólnie dostępne technologie. Naturalnie niektórych może boleć względnie wolne ładowanie przewodowe, ale obecność indukcji już taka oczywista nie jest w tej klasie. Jednak to wciąż dane na papierze, więc sprawdźmy, jak to wszystko wypada w praktyce.

Budowa i jakość wykonania

Nothing Phone 1 recenzja test opinia

Nietrudno odnieść wrażenie, że poszczególne elementy konstrukcji Nothing Phone (1) mogą przypominać rozwiązania stosowane przez Apple w różnych generacjach iPhone’ów. Rozkład aparatów, proste krawędzie i inne, drobniejsze aspekty mogą kontrastować z oryginalnymi plecami. Niemniej to wszystko kwestia gustu. Obiektywnie trzeba powiedzieć, że recenzowany smartfon jest świetnie wykonany. W tej cenie wcale jeszcze nie jest oczywiste, że otrzymamy model z aluminiowym korpusem. Zastosowane szklane powierzchnie są dobrze spasowane i też niechętnie się brudzą, więc całość wygląda bardzo dobrze przez cały czas użytkowania.

Front wita nas ze wspomnianą już, fabrycznie nałożoną folią ochronną, która sprawia wrażenie jednej z lepszych. Bardzo szczelnie wypełnia ona całą powierzchnię, na którą składa się głośnik, który jest częścią zestawu stereo, poprawny aparat do selfie i dobry czytnik linii papilarnych. Na największą uwagę zasługuje fakt, że patrząc na Nothing Phone (1) nie można powiedzieć, że to średniak, a wynika to z równomiernych ramek. To naprawdę dodaje uroku, gdy położy się recenzowany smartfon obok konkurencji w tej samej cenie z wyraźnymi brodami.

Mimo wszystko to tył najbardziej rzuca się w oczy. Nawet nie musi się świecić, żeby przyciągnął uwagę tym, jak wiele dzieje się pod przeźroczystym szkłem. Naturalnie widzimy cewkę indukcyjną, wystający, ale nie przeszkadzający na co dzień zestaw aparatów oraz pełno diod. Jedna od doświetlania zdjęć i filmów, druga (czerwona) do informowania o nagrywaniu oraz pozostałe… 900 sztuk od interfejsu Glyph.

Glyph, czyli podstawowy wyróżnik Nothing Phone (1)

W obecnej formie i tego, na co pozwala oprogramowanie Nothing OS, Glyph odnosi się do rozbudowanego systemu powiadomień. Możemy dobrać jeden z predefiniowanych wzorów i dźwięków do połączeń przychodzących (z rozróżnieniem na kontakty). Także o ogólnych powiadomieniach z aplikacji informują nas świetlne błyski, choć tym razem bez personalizacji na programy. Cały system działa bardzo interesująco, ale trochę szkoda, że nie dostajemy możliwości stworzenia swoich wzorów.

Poza typowymi powiadomieniami interfejs Glyph rozświetla się również w innych sytuacjach. Między innymi podczas ładowania przewodowego (z progresem), włączenia indukcji (także zwrotnie) oraz może służyć jako inna forma doświetlania zdjęć i filmów. Akurat w przypadku ostatniej sytuacji dużo lepiej sprawdza się skierowana do tego celu pojedyncza dioda.

W oprogramowaniu możemy ustawić, w jakich godzinach Glyph ma działać lub aktywować go w ramach obracania smartfona wyświetlaczem do blatu. Wtedy dźwięki odchodzą na bok i rozpraszani jesteśmy jedynie białym światłem.

Krawędzie to już kontynuacja znanych rozwiązań

Ok, ale jeszcze wróćmy do aluminiowych krawędzi, które w pierwszym odczuciu mogą wydawać się niewygodne, ale da się do nich przyzwyczaić. Na poszczególnych bokach znajdziemy:

  • góra — dodatkowy mikrofon
  • dół — głośnik, złącze USB-C, główny mikrofon, tacka na karty SIM
  • prawa strona — klawisz blokady
  • lewa strona — regulacja natężenia dźwięku

Dostępne głośniki stereo wypadają mocno… przeciętnie. Ich jakość nie rzuca na kolana. Są donośne, ale wyraźnie słychać, że niektóre częstotliwości są przekłamywane. Naturalnie górny głośnik jest wyraźnie cichszy, ale co najbardziej irytuje to fakt, że kanały są ustawione na sztywno. Oznacza to, że zależnie, jak trzymamy smartfon w trybie horyzontalnym, lewa strona może grać prawy kanał.

Wisienką na torcie w konstrukcji Nothing Phone (1) jest odporność na zachlapanie — firma nie oszczędzała na certyfikacie, choć naturalnie nie jest to wodoszczelność i lepiej unikać cieczy.

Wyświetlacz Nothing Phone (1) i jakość obrazu

Wyświetlacz recenzowanego smartfon bardzo pozytywnie wypadł już na samym początku, jeszcze zanim zdążymy go włączyć i pooglądać, co oczywiście wynika z równo osadzonych ramek. Później jest jeszcze lepiej. Nie będę ukrywał, że jest to jeden z najlepszych ekranów w swojej klasie cenowej, a wynika to między innymi z szerokiej palety barw (10-bitowej) i szeregu uzyskanych certyfikatów. Jednak zacznijmy od początku, czyli jasności.

W domowych warunkach Nothing Phone zbliża się do granicy 500 nitów, podczas gdy w słonecznie dni podbija tę wartość do blisko 670 nitów. Są to jak najbardziej wartości z czołówki. Na plus jeszcze zasługuje przełącznik, który pozwala w nocy dodatkowo ograniczyć podświetlenie. Oczywiście wspominane w materiałach prasowych 1200 nitów osiągane jest potencjalnie punktowo w materiałach HDR. Te jak najbardziej są wspierane i widać różnicę w obrazie. Jakość barw w całości wypełnia sRGB i DCI-P3, notując jednocześnie niski współczynnik deltaE (<2.0). Do certyfikatu HDR (HDR10 i HDR10+) dołącza także wsparcie dla Widevine L1, więc filmy możemy oglądać w najwyższej dostępnej jakości.

W grze jest również podniesiona częstotliwość odświeżania obrazu, aczkolwiek w tym zakresie Nothing Phone (1) nie stawia na w pełni adaptacyjne rozwiązanie. W tej klasie też nikt by się tego nie spodziewał, ale zaskoczeniem są przełączniki w oprogramowaniu, bo nie ma trybu automatycznego. Otrzymujemy opcję standardowego odświeżania lub wysokiego.

Mimo wszystko w ramach tego drugiego system wciąż analizuje scenariusze działania i dostosowuje omawiany parametr. Oznacza to, że nakładkę niemalże stale oglądamy w 120 Hz, ale 60 Hz pojawia się podczas oglądania filmów lub gdy obraz jest stały, aby oszczędzać energię. Dodatkowo od czasu do czasu pojawia się 90 Hz. Wielki plus to gry, gdzie również możemy korzystać ze 120 Hz i tu Nothing ewidentnie się postarał. Także bardzo dobrze wypadają wibracje haptyczne, które w mojej ocenie są jednymi z najlepszych w tej klasie, jak nie jeszcze wyżej.

Akumulator — czas pracy i ładowania

Na papierze akumulator Nothing Phone (1) nie robi wielkiego wrażenia, a wręcz nie wychodzi przed szereg. Zarówno pod względem pojemności, jak i zastosowanej technologii ładowania. Na plus na pewno można zaliczyć obecność indukcji, która nie jest tak oczywista w tym przedziale cenowym, więc niejako otrzymujemy swego rodzaju kompromis. Kompromis, który bez problemu wytrzymuje cały dzień pracy, a jak się postaramy to nawet 2 dni, więc nie ukrywam, że się zaskoczyłem. Przekładając to na włączony czas wyświetlacza, mówimy o:

  • 7,5 godziny spokojnej pracy (social media, YouTube, proste gry, Chrome)
  • 3,5 godziny pracy na pełnych obrotach.

Z ładowaniem wielkiego zaskoczenia nie ma, czyli trzeba najpierw zorganizować odpowiedni zasilacz. Na szczęście o taki z USB Power Delivery 3.0 nie jest ciężko. Obsługiwana moc 33 W pozwala zregenerować ogniwo o pojemności 4500 mAh w 1,5 godziny. Pierwsze 30 minut to niecałe 50% docelowej energii. Tym sposobem nie jest źle, ale konkurencja potrafi ładować się zdecydowanie szybciej.

Aparaty Nothing Phone (1) – jakość zdjęć i filmów

Carl Pei na prezentacji smartfona od razu zaznaczył, że nie chce czarować nie wiadomo jak wybujałym zestawem aparatów. Dlatego zainteresowani smartfonem mogli podejrzeć mnóstwo zdjęć, bez dodatkowej obróbki. Jak to w praktyce wygląda? O tym za chwilę, bo oczywiście najpierw aplikacja. Ta jest do bólu prosta i można odczuć, że nie był to priorytet dla Nothing. Przede wszystkim przełączanie się pomiędzy trybami wymaga chwili odczekania, większość ustawień jest poukrywanych i po prostu nie znajdziemy nic specjalnego.

Akurat ostatni punkt można uznać też za zaletę, bo dostępne moduły ograniczono do podstawowych, ale nie zabrakło nocnych ujęć (także w filmach) i Pro z RAW. Z jedynych dodatków warto podkreślić opcję włączenia czerwonej diody od nagrywania lub Glyph do podświetlania, choć to naturalnie ciekawostki, które nie mają realnego wpływu na jakość zdjęć i filmów.

Nothing Phone (1) pozwala nagrywać filmy w następujących rozdzielczościach:

  • 720p w 30 i 60 kl./s.
  • 1080p w 30 i 60 kl./s.
  • 4K w 30 kl./s.

Po rozpoczęciu nagrywania nie jesteśmy w stanie zmienić obiektywów. Na szeroki kąt musimy zdecydować się przed kliknięciem czerwonego przycisku, ale z myślą braku jakiegokolwiek zoomu. Sugerowane 2x zbliżenie jest cyfrowe i minimalnie obniża poziom szczegółowości.

Dostajemy to, co naprawdę jest potrzebne

Nothing Phone 1 recenzja test opinia

Smartfon ze średniej półki cenowej i nie ma matryc 2 lub 5 MPx? Brawo, Nothing! Nie mogę się przyczepić, a muszę pochwalić, bo zyskuje nie tylko renoma firmy, ale przede wszystkim wygląd urządzenia (i ergonomia). Dlatego od razu przejdźmy do rozwiania wątpliwości, że nie mówimy o dwóch identycznych matrycach 50 MPx. Wiadomo było już o tym na papierze, ale w praktyce także widać, że matryca Samsunga jest mniejsza i notowana niżej. Mimo wszystko mały spoiler z oprogramowania, bo jakość ocenianych zdjęć bardzo zależy od wersji systemu. Nothing dużo poprawiał po premierze, w tym jakość zdjęć, co wpłynęło wyraźnie między innymi na reprodukcję barw i ograniczenie szumów.

Dlatego po dłuższym wstępie spójrzmy na efekty ujęć, które są… odpowiednie dla smartfona ze średniej klasy. Szeroki kąt klasycznie ma problemy, które ukazują się głównie w nocy, kiedy widzi po prostu mało. Z kolei brak stabilizacji sprawia, że tryb nocny nie zawsze radzi sobie idealnie. Jednak jak uda nam się zrobić nieporuszone zdjęcie, to docenimy poprawny kontrast (z HDR) i ograniczone szumy, choć te wciąż występują. W dzień naturalnie nie mogłem narzekać na reprodukcję barw i poziom detali. Co ważne, w dobrych warunkach oświetleniowych możemy skorzystać z szerokiego kąta do ujęć makro. Obecność autofocusa pozwala uzyskać ciekawe zdjęcia obiektów do około 4 cm. Druga matryca łapie ostrość do 10 cm.

Główna matryca daje z siebie naprawdę wiele, co pokazało mnóstwo innych smartfonów — także tych flagowych. Siłą rzeczy nie tylko matryca odpowiada za ostateczne efekty, bo liczy się oprogramowanie, ale w tym zakresie jest coraz lepiej. Przede wszystkim doceniam naturalne odwzorowanie kolorów i kontrast. W nocnych ujęciach pozytywnie odbieram naturalną ekspozycję, poprawną dynamikę, ale bez włączania specjalnego trybu. Z nim musimy odczekać 3-5 sekund, aby uzyskać jaśniejsze ujęcia, choć już momentami prześwietlone i po prostu wyglądające sztucznie.

Przechodząc do filmów, powtarza się niedogodność związana z audio, czyli nie tylko głośniki grają przeciętnie, ale też mikrofony nie oferują rewelacyjnej jakości. Pomijając ograniczenie doboru obiektywu w trakcie nagrywania, możemy śmiało próbować rejestrować filmy z szerokiego kąta, bo jakość jest całkiem dobra i jedynie mogę przyczepić się do węższego kontrastu i gorszej kolorystyki. Te elementy poprawiają się w głównym aparacie, gdzie również otrzymujemy optyczną stabilizację obrazu, którą możemy wspomóc elektronicznym odpowiednikiem z przyciętym obrazem (crop). W nocy smartfon całkiem dobrze radzi sobie z szumami, ale nie pozbywa się ich kompletnie i w takim wypadku szeroki kąt nie jest zalecany.

Oprogramowanie i wydajność

Nothing OS na papierze brzmi świetnie, bo to czysty Android z długim, bo 3-letnim wsparciem (duże aktualizacje i 4 lata zabezpieczeń co 2 miesiące) i tylko niezbędnymi, ale potencjalnie wyjątkowymi dodatkami. Idąc od końca, otrzymujemy oczywiście omówiony już interfejs Glyph, ale także natywną obsługę Tesli i galerię NFT. Tak, dla większości osób tylko system świetlny brzmi jak dodatek. Niemniej oprogramowanie faktycznie jest czyste i działa sprawnie, ale… nie zawsze tak było. To zarówno wada, jak i zaleta, bo początkowe stadium systemu działało kiepsko — były problemy z Google Pay, stabilnością i prozaicznymi niedogodnościami.

Jednak Nothing załatał wszystko bardzo szybko i poprawił omówione już aparaty. Zostały tylko te drobne problemy pokroju braku poprawnego spolszczenia niektórych funkcji lub nieuwzględnieniu w autorskiej, kropkowanej czcionce naszych ogonków w ą, ę i tak dalej. Dlatego pierwsze wrażenie z obcowania z Nothing OS było złe, ale dzisiaj jest już całkiem dobrze. To jeden z tych elementów od cierpliwości, który warto było po prostu przeczekać. Podobnie liczę na integrację kolejnych zewnętrznych systemów w nakładce, aby chociażby smart home można było łatwiej obsługiwać, bez chodzenia po wielu aplikacjach. Reasumując, potencjał w Nothing OS wciąż jest, ale firma na pewno musi jeszcze pokazać, że umie go wykorzystać i znajdzie odpowiednich partnerów.

Snapdragon 778G okazał się genialną propozycją w swoich czasach świetności, które wcale nie są takie dawne, bo to układ z 2021 roku. Jego odświeżona wersja (Snapdragon 778G+), która zadebiutowała właśnie w Nothing Phone (1), nie wprowadza wielu rewolucji, ale wciąż mówimy o odpowiedniej mocy obliczeniowej, która wystarcza do codziennej pracy. Nic się nie zacina, nic nie klatkuje — wszystko jest sprawne i takie, jakie być powinno. Naturalnie wybrana konkurencja stawia na mocniejsze jednostki (np. Snapdragon 870), ale w ramach codziennego użytkowania różnica dzisiaj nie jest widoczna.

Im wyższy wynik, tym lepiej.

Recenzja Nothing Phone (1) – podsumowanie

Nothing Phone (1) to na pewno smartfon, który wyróżnia się za sprawą interfejsu Glyph i świetnego wykonania. Nie brakuje mu także mocy obliczeniowej. Oprogramowanie wymaga jeszcze momentami dopracowania, ale z grubsza można je docenić za brak bezsensownych dodatków i długie wsparcie. Aparaty są w porządku, akumulator również, więc… jest to w pełni poprawny smartfon, który mogę polecić. Oczywiście dużo jeszcze zależy od tego, jak Nothing będzie dalej rozwijał wyjątkowe elementy Phone (1), ale potencjał na pewno istnieje i oby nie został zmarnowany.

Fakt, faktem wielki szał przedpremierowy nie pomógł w odbiorze, ale trzeba być cierpliwym i na chłodno spojrzeć na to, co otrzymujemy ostatecznie. A otrzymujemy naprawdę udany telefon, którego niestety nie ominęły problemy wieku dziecięcego. Tylko znowu warto podkreślić, że są one dosyć szybko rozwiązywane i — ponownie — oby to się nie zmieniło.

A co z duchowym następcą OnePlusa? Poniekąd go czuć, ale na tym etapie to zupełnie inny pomysł na sukces, któremu zdecydowanie warto kibicować.

Motyw