Logo Valve na ekranie z adresem www.valvesoftware.com.

Deadlock to nie broń jądrowa, a gra. Afera o tajność projektu nie ma sensu [OPINIA]

6 minut czytania
Komentarze

Dawno nie obserwowałem tak dziwnej sytuacji, jak ta związana z „tajnymi” testami gry Deadlock, najnowszej propozycji od Valve (Half-Life, Counter-Strike, DOTA). Najbardziej bawi mnie, że nikt tu nie ma racji. Ani sami twórcy tej mieszanki MOBA i hero-shootera, ani dziennikarz The Verge opisujący produkcję, ani gracze, rzucający się do obrony ich ulubionej korporacji. Aczkolwiek, zacznijmy może od początku.

„Tajna” gra Valve. Czym właściwie jest Deadlock?

Zrzut ekranu z gry Deadlock. Fot. Sean Hollister / YouTube

O pierwszych testach Deadlock można już było przeczytać nawet w maju 2024 r., gdy produkcja wyłoniła się w odmętach bazy danych SteamDB. Aczkolwiek, prawdziwe szambo wybiło dopiero 13 sierpnia 2024 r., gdy Sean Hollister, redaktor The Verge opublikował swoje wrażenia z rozgrywki… mimo że w teorii nie powinien właściwie tego robić.

Pełne wideo z rozgrywki możecie zobaczyć poniżej, ale w dużym skrócie, jest to intrygująca mieszanka hero-shootera 6 na 6 (Overwatch) oraz gry MOBA (DOTA 2, League of Legends). Czas do zabójstwa jest liczony w pojedynczych sekundach, a mapa to nieustanna strefa wojny, w której kontrolujesz nie tylko własną postać, ale i chmarę dusz (minionów), ciągle atakujących wroga. Sami gracze wyraźnie zauważają, że „to bardziej DOTA, ale z perspektywy TPP”.

24-minutowy fragment rozgrywki Seana Hollistera z Deadlock.

Tu należy zaznaczyć, że Deadlock nie jest oficjalnie ogłoszoną produkcją, a w samym dziele znajduje się mnóstwo niedoróbek, pokazujących surowy stan projektu. Dostęp do niej działa na zasadzie zaproszeń od przyjaciół na Steam, dlatego też m.in. Sean Hollister mógł w ogóle zagrać i co zabawne, Valve w żaden sposób nie zabezpieczyło się przed nieproszonym gościem.

Kim jest dziennikarz growy? Nie wszyscy to rozumieją

Ekran z komunikatem informującym, że gra Deadlock jest we wczesnej fazie rozwoju i nie należy udostępniać żadnych informacji o niej.
Tłumaczenie: Deadlock jest ciągle we wczesnej fazie rozwoju, z mnóstwem tymczasowych grafik oraz eksperymentalną rozgrywką. Prosimy o to, aby nie udostępniać niczego z gry nikomu. Fot. Sean Hollister / The Verge

Wydawać się mogło, że sprawa jest prosta. Sean Hollister nie podpisał z Valve żadnej umowy, która zabraniałaby mu pisać o Deadlock. Jedyną „blokadą” miał być powyższy komunikat, przy którym nawet nie trzeba kliknąć OK. Wciśnięcie przycisku Esc powoduje, że okno dialogowe znika, powodując techniczny brak zobowiązania ze strony dziennikarza.

No i teraz pojawia się pytanie natury moralnej.

Czy grzecznie słucham prośby deweloperów i biorę poniekąd udział w zaplanowanych działaniach marketingowych? Czy piszę artykuł dla czytelników, ponieważ mają prawo wiedzieć o nowej grze Valve? Sean Hollister (moim zdaniem słusznie) wybrał to drugie i… spotkał się z krytyką graczy.

Jeśli ktoś wyraźnie mówi „nie rób czegoś z moimi rzeczami”, ale nie jest to obarczone karą, to nagle staje się to kwestią etyczną, czy wyznajesz odpowiednie zasady, aby go posłuchać?

icecream, użytkownik forum ResetERA

Powyższe można jeszcze zrozumieć, kiedy jesteśmy zwykłymi graczami. Mamy dostęp do czegoś (pozornie) wyjątkowego i w zamian za to, spełniamy prośbę dewelopera. Aczkolwiek, dziennikarz growy ma zupełnie inne zadanie. On musi po prostu odnaleźć opowieść, która zaciekawi jego czytelników. A rzadko trafia się tak dobra historia, jak testy nowej, w dodatku dziwnie „tajnej” gry Valve.

Drewniane klocki z literami "NDA" trzymane przez osobę w garniturze.
Osoby pracujące bezpośrednio w branży gier podpisują umowy NDA, przez które nie mogą czasem opowiadać o projektach nawet 10 lat po ich premierze. Fot. Mameraman / Shutterstock

W tej branży niewiele osób można tak naprawdę nazwać „dziennikarzami”. Sam mówię o sobie recenzent, newsman, felietonista – co najwyżej. Tu stawiam granicę.

„Dziennikarzem” jest za to bez wątpienia Jason Schreier odkrywający chaotyczne prace nad Cyberpunk 2077 czy też bardziej lokalnie, Karol Laska z CD-Action opisujący smutne kulisy zwolnienia pracowników w polskim studiu Ironbird Creations.

A wierzcie, że dociekanie czegokolwiek w branży gier jest niezwykle trudne, gdy korporacje traktują swoje projekty niczym broń jądrową, pilnując wypowiedzi w każdym wywiadzie oraz nie mówiąc niczego, póki dana osoba nie zgodzi się na milczenie do daty embargo.

Tak samo jest z recenzjami sprzętu i gier. W utopijnej wizji redakcje kupowałyby każdy produkt, grę, samochód samodzielnie i go oceniały. Aczkolwiek, wszyscy chętnie korzystamy ze wcześniejszych dostępów i wypożyczeń pod embargo, bo jak nie my, to pozostałe redakcje opublikują artykuł wcześniej. A ostatecznie i tak znacie naszą opinię i jesteśmy transparentni względem tego, jaką drogą otrzymaliśmy produkt do testów.

Dlatego też absolutnie nie dziwię się, że Sean Hollister i The Verge postanowiło wykorzystać panującą ciszę wokół Deadlock. Szczególnie że jedyną karą okazał się ban na dostęp do gry u autora tekstu. Valve nawet nie zdjęło powyższego gameplay’u z YouTube, a dawno mogłoby to przecież zrobić. Między innymi dlatego uważam, że prędzej czy później, na takim artykule korporacji Valve właśnie zależało.

Poczta pantoflowa, czyli jak właściwie zagrać w Deadlock?

Ekran postaci w grze Deadlock z opisem konkretnych statystyk i wybranych umiejętności dla różnych etapów gry (Early, Mid, Late Game).
Roboczy sklepik w grze Deadlock. Fot. Sean Hollister / The Verge

Choć w teorii Deadlock nie jest jeszcze ogłoszoną produkcją, możecie już w niego zagrać. Tak jak zrobiło to w szczycie ok. 23 tys. osób. Udział w testach działa na zasadzie zaproszeń od znajomych, a osoby z dostępem mają nielimitowaną liczbę zaproszeń do rozdania.

Ograniczeniem jest fakt, że musicie być na Steam znajomymi przez minimum 30 dni. Możecie więc np. wejść na forum ResetERA, zarejestrować się i w dedykowanym wątku poprosić o dostęp, by następnie uzbroić się w cierpliwość. Zdecydowanie łatwiej będzie, gdy któryś z waszych bliskich znajomych ma już dostęp.

Wykresy Steam pokazujące liczbę graczy online w przedziale czasowym tygodnia od 8 sierpnia do 14 sierpnia, z aktualną liczbą graczy wynoszącą 6,964 oraz szczytem 23,327 graczy.
Wystarczy spojrzeć na ten wykres by zrozumieć, jak bardzo The Verge wzięło jednak udział w kampanii marketingowej Valve. Robię to nawet ja, pisząc ten tekst! Fot. SteamDB / zrzut ekranu

Intrygujący jest również system zgłaszania opinii i problemów twórcom gry. Powstało dedykowane forum, na którym nasze odpowiedzi widzą jedynie deweloperzy, nie pozostali gracze. Valve chce w ten sposób zapobiec sytuacji, w której jakiś influencer wyraża negatywne zdanie np. o jednej z postaci, po czym deweloperów zalewa fala internetowych papug. Podobny system balansowania rozgrywki działał przy beta-testach DOTA 2, trwających ostatecznie ok. 2 lata.

Najwięcej szczęścia w sytuacji ma oczywiście Valve, który zyskało darmową prasę na temat swojej tajemniczej gry. The Verge nie wyszło na sytuacji źle, wszak artykuł zrobił mnóstwo odsłon na całym świecie.

A gracze? Cóż, być może nie powinni oni bronić tak łatwo swojej „świętej krowy”, czyli Valve. Pamiętajmy, że to korporacja jak każda inna, tu z zapędami na monopolistę w dziedzinie cyfrowych platform do grania na PC. Polscy gracze powinni szczególnie o tym pamiętać, gdy Steam dalej nie zmieniło niekorzystnego przelicznika cen z października 2022 r.

Zdjęcie otwierające: Robert Way / Shutterstock

Część odnośników to linki afiliacyjne lub linki do ofert naszych partnerów. Po kliknięciu możesz zapoznać się z ceną i dostępnością wybranego przez nas produktu – nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz niezależność zespołu redakcyjnego.

Motyw