borderlands recenzja filmu 2024

Film Bordelands jest taki, jak podejrzewaliście. Rozczarowanie z oparami rozrywki

8 minut czytania
Komentarze

Czekaliście na adaptację gry Borderlands? Ja też nie. Jednak może warto dać jej szansę? Cate Blanchett nie może mieć przecież aż tak złego agenta, który wpuściłby ją w maliny. Prawda? Sprawdźmy.

Borderlands: opis fabuły filmu

borderlands film recenzja 2024
Fot. Lionsgate film / materiały prasowe

Historia filmu Borderlands zaczyna się od tego, że wyjęta spod prawa Lilith (Cate Blanchett) wyrusza na misję odnalezienia zaginionej córki tytana biznesu (i głównego czarnego charakteru) Atlasa (Edgar Ramirez) o imieniu Tina.

„Zabawa” zaczyna się jednak dopiero, gdy formuje się sześcioosobowa drużyna, w skład której, oprócz Lilith i Tiny, wchodzą były najemnik Roland (Kevin Hart), niezdarny robot Claptrap (głosu użyczył mu Jack Black), muskularny Krieg (Florian Munteanu) oraz Tannis (Jamie Lee Curtis). Grupa przemierza niebezpieczną planetę Pandora, pełną groźnych bandytów i śmiercionośnych potworów.

Borderlands: trochę Strażnicy Galaktyki, trochę Mad Max, trochę rozczarowanie

Kard z filmu Borderlands - Postać z rudymi włosami ubrana w skórzaną kurtkę leżąca na ziemi i trzymająca broń.
Fot. Lionsgate film / materiały prasowe

Borderlands to w sumie dość dziwny przypadek. Gra była na dobrą sprawę klasyczną strzelanką, która wyróżniała się na tle innych elementami RPG, specyficznym komediowo–parodystycznym humorem oraz warstwą wizualną w stylu kreskówki wymieszanej z pastelowym komiksem. A wszystko to podane dodatkowo w brutalnej i krwawej formule.

Tworzyło to z Borderlands grę pozytywnie zwariowaną i niezwykle rozrywkową. Jednak jedynie w obrębie gier-strzelanek. Borderlands nigdy nie było grą bijącą absolutne rekordy popularności, choć sprzedawała się dobrze i doczekała się paru sequeli i spin–offów. A jako że jej największe wyróżniki rozgrywają się na poziomie samego gameplay’u, nie bardzo rozumiem, czemu Hollywood sięgnęło akurat po ten tytuł do filmowej adaptacji.

Zwiastun filmu.

Do pewnego stopnia mogę jeszcze zrozumieć, że barwny świat przedstawiony oraz humor dawały pole do popisu do stworzenia filmowej franczyzy, która stanowiłaby miksturę Strażników Galaktyki i Mad Maxa. Sęk w tym, że gry Borderlands… nie bardzo nadają się na filmy. Fabuła jest w nich najmniej ciekawym i angażującym elementem.

Jasne, zabawne dialogi i szalony humor sytuacyjny ogląda się dobrze w kilkuminutowych przerywnikach między rozgrywką, ale to wszystko. Reszta przygody z tą grą to przemierzanie Pandory oraz strzelanie. Nie da się z tego zrobić dobrego filmu. A i tak twórcom wyszło dzieło o wiele gorsze, niż się spodziewałem.

Na plus mogę zaliczyć to, że film Borderlands nie wymaga znajomości gier, by się w nim odnaleźć. W tym zakresie jest to po prostu porcja kina rozrywkowego, które można sobie obejrzeć bez obaw, że nie zna się świata przedstawionego i niczego się nie zrozumie. Jednocześnie gracze znajdą tu kilka względnie udanych wizualnych nawiązań do gier, w tym oczywiście postaci czy też uzbrojenia oraz ogólnie rzecz biorąc elementów scenografii. I na tym kończy się moja pozytywna opinia o tym filmie.

Przeczytaj także: Take Two o planowanym terminie premiery GTA VI. Możecie spać spokojnie.

Całość, jakimś dziwnym sposobem, pozbawiona jest życia, choć pozornie dzieje się w tym filmie wiele. Oglądając Borderlands, nie czułem żadnej pasji czy to ze strony aktorów czy pozostałych twórców, a jedynie rzemieślnicze wykonanie zlecenia. Eli Roth, któremu powierzono reżyserię tego filmu, jest w ogóle przedziwnym wyborem.

Nie dość, że znany on jest z kręcenia marnych i przesadnie brutalnych horrorów, a w najlepszym wypadku filmów klasy C, to jeszcze z krwawej gry, jaką jest Borderlands, uczynił grzeczną produkcję niemalże familijną. To marny reżyser, pozbawiony wizji, wyobraźni oraz umiejętności technicznych, także skoro założeniem było, by film Borderlands nie był nawet krwawy, kompletnie nie rozumiem czemu to akurat niego, spośród wszystkich możliwości, zatrudniono na tym stanowisku.

Reżyserskie braki widać na każdym kroku. Roth nawet tej prostej poetyki gry Borderlands nie był w stanie zrozumieć, bowiem serce tych gier, czyli sceny strzelanin, w filmie są kompletnie nijakie. Aktorzy poprowadzeni są zwyczajnie kiepsko, i tylko ci, którzy mają niemałe doświadczenie, byli się jakoś w stanie sami odnaleźć w tym bałaganie.

Sceny komediowe niestety kompletnie nie działają, dialogi są w najlepszym przypadku przeciętne, a efekty komputerowe wyglądają jak sprzed ponad dekady i to z jakiejś taniej produkcji (tymczasem film Borderlands kosztował grubo ponad 100 mln dol.).

Pięć osób w kostiumach postaci z gier, w tym kobieta z rudymi włosami, mężczyzna w kapeluszu, kobieta z króliczymi uszami, mężczyzna w masce gazowej i starsza kobieta z krótkimi, siwymi włosami.
Fot. Lionsgate film / materiały prasowe

Casting wydaje się przedziwny i chyba bardziej chaotyczny niż sam film. Kevin Hart wydaje się tu obsadzony z czystego przypadku. Obawiam się, że jego rola w Borderlands to trochę pochodna jego obecności w filmach z serii Jumanji.

Jak jest Kevin Hart to zatrudniono też jego partnera z Jumanji, Jacka Blacka, aczkolwiek w formie jedynie głosowej (podobnie jak w adaptacji gier Super Mario, także i tutaj widać proste skojarzenia „speców” od castingu). Choć jeszcze bardziej szokująca jest tu obecność Cate Blanchett.

Co aktorka tego formatu, nienarzekająca na brak propozycji, także ze strony kina rozrywkowego, robi w adaptacji krwawej growej strzelanki reżyserowanej przez Eli Rotha? Nie wiem. Blanchett potrafiłaby zagrać nawet instrukcję składania mebli z IKEI, także i w Borderlands daje sobie radę, aczkolwiek skłamałbym, gdybym stwierdził, że czuje się tu jak ryba w wodzie i pasuje do tego świata. Do tego wszystkiego u boku doświadczonych wyjadaczy typu Blanchett, Curtis oraz od biedy Hart zatrudniono trzecioligowych aktorów, by im towarzyszyli.

Przeczytaj także: Star Wars Outlaws. Gry jeszcze nie ma, a Ubisoft reklamuje dodatki z edycji za 529 złotych.

Koniec końców, jeśli nie znacie gier z tej serii oraz tego świata, to macie największe szanse na to, że film Borderlands się wam choć trochę spodoba. Nadal będzie to co najwyżej przeciętne, mało śmieszne widowisko komediowo-science-fiction klasy B, ale idąc na seans z czystą głową i nie mając porównań, być może część z was będzie się nawet choć trochę dobrze bawić.

O ile nie oczekujecie rozrywki na wysokim poziomie. W innym przypadku film Rotha wypada po prostu źle i w żadnym razie nie zachęca ani do sięgnięcia po gry, ani tym bardziej do oczekiwania na kontynuację, która wątpię, że powstanie.

Borderlands: ocena filmu

borderlands recenzja film 2024
Fot. Lionsgate film / materiały prasowe

Głównym problemem z filmem Borderlands jest klasyczne dla Hollywood niezrozumienie materiału źródłowego oraz tego, że większości gier wideo nie da się przenieść na duży ekran. Sednem każdej gry jest interakcja oraz sama akcja. Tej pierwszej nie da się przenieść do sfery kinowej, a na tej drugiej nie da się zbudować pełnometrażowego filmu.

Z kolei fabuła w większości gier, nawet tych z gatunku RPG, przejawia się w dużej mierze w przerywnikach filmowych, które trwają przeważnie po kilka minut. Po nich wyruszamy w dalszą przygodę, która polega na eksploracji świata, wykonywaniu misji i tym podobne. Tego elementu nie da się przenieść na film, a bez niego zdecydowana większość adaptacji nie ma sensu, bo ujmuje materiałowi źródłowemu jego sedno. I to idealnie widać na przykładzie filmu Borderlands.

Obsada jest kompletnie źle dobrana, scenariusz jest okropny i trudno przejmować się filmem, który tak naprawdę nie rozumie, że popularność gry opiera się na połączeniu rozgrywki polegającej na strzelaniu i zbieraniu nowych rodzajów broni oraz nietypowej narracji z dużą domieszką komedii i satyry. Jakkolwiek lubiłem w większości wszystkie odsłony gry Borderlands, to w żadnym razie nie chciałbym przesiedzieć wszystkich przerywników filmowych i dialogów w grze bez rozgrywki przerywającej je na długi czas.

To jest ten typ rozrywki, w której fabuła jest miłym dodatkiem. Niestety Hollywood po raz kolejny potraktowało materiał źródłowy z gry wideo, jakby to była książka czy komiks. Ktoś streścił całość szefowi studia i ten powiedział: „Dobra, zróbcie mi z tego fajny film przygodowy”.

Niestety gry wideo to nie ta sama gałąź sztuki co książki i komiksy, fabuła jest w nich często rozproszona pomiędzy rozgrywkę i nie da się zrobić z tego udanej syntezy do poziomu filmowej fabuły.Tym bardziej się nie da, gdy zabierają się za to nieodpowiedni twórcy.

Choć osobiście nie wierzę, że dobra adaptacja tej gry jest możliwa, to widziałbym na to jakieś szanse, gdyby wziął się za to ktoś pokroju Jamesa Gunna. Widać, że twórcy Borderlands celowali trochę w coś, co przypominać miało Strażników Galaktyki. Z naciskiem na „miało”.

Ogólna ocena

3/10

Zdjęcie otwierające: Lionsgate film / materiały prasowe

Część odnośników to linki afiliacyjne lub linki do ofert naszych partnerów. Po kliknięciu możesz zapoznać się z ceną i dostępnością wybranego przez nas produktu – nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz niezależność zespołu redakcyjnego.

Motyw