Mężczyzna na kanapie ziewający w salonie.
LINKI AFILIACYJNE

Należę do Gen Z i musiałem oglądać kablówkę zamiast streamingu. Prawie umarłem… [OPINIA]

6 minut czytania
Komentarze

Piątek wieczór, wolny telewizor, zimne picie, ulubione przekąski i… kanały telewizji kablowej zamiast serwisów streamingowych. Zaczynało się dobrze, a ostatecznie tak spędzony wieczór wcale nie należy do najprzyjemniejszych, o czym przekonałem się na własnej skórze.

Kablówka vs. streaming – nokaut na moich oczach

Osoba trzymająca pilota do telewizora z rozmytym tłem pokazującym ekran z logiem "Universal" w salonie.
Fot. Jonas Leupe / Unsplash

Zanim zaczniemy, mam do was pytanie – do ilu serwisów streamingowych macie aktualnie dostęp? W moim przypadku jest to spora liczba platform, którą lepiej nie będę się chwalić, jednak uczciwe przyznam, że najprawdopodobniej uzależniłem się od usług VOD. Przez to przeżyłem poważną terapię szokową, gdy podczas ubiegłej majówki wylądowałem sam na sam… z kablówką.

Cała geneza tego wydarzenia nie jest zbyt porywająca, więc ograniczmy ją do faktów. Przede wszystkim nie miałem przy sobie żadnego laptopa czy tabletu, telewizor nie mógł połączyć się z internetem, a oglądanie filmów i seriali na smartfonie najzwyczajniej w świecie nie jest dla mnie. W takich „prymitywnych” warunkach musiałem spędzić piątkowy wieczór, więc niczym rewolwerowiec z dzikiego zachodu postanowiłem zmierzyć się z kablówką, do której podłączony jest mój telewizor.

Jak sami widzicie, historia nie jest zbyt porywająca, jednak wnioski z niej wysnute są co najmniej ciekawe. Rozleniwienie, w które wprowadziły nas dobrodziejstwa streamingu, sprawia, że stara dobra telewizja kablowa dla Gen Z staje się tworem dziwacznym, karykaturalnym i pozbawionym głębszego sensu.

Czego nie ma kablówka?

Nowoczesny, czarny dekoder z pilotem na czarnym tle.
Fot. Canal+ / zrzut ekranu

Zacznijmy od tego, że jak najbardziej należę do pokolenia, które całe dzieciństwo oraz młodość spędziło właśnie z telewizją kablową, a jedyny serwis streamingowy, z którym miałem do czynienia przez lata to poczciwy YouTube. Niemniej od pięciu czy sześciu lat praktycznie w ogóle nie korzystam z klasycznych kanałów telewizyjnych. No, chyba że leciały na nich jakieś ważne wydarzenia sportowe, Eurowizja czy ciekawsze programy telewizyjne. Poza tym wszystkie filmy, seriale i dokumenty chłonąłem wraz z odblokowywaniem dostępów do kolejnych serwisów streamingowych.

Wróćmy jednak do strasznego majówkowego wieczoru. Wówczas zamknięty sam na sam z kablówką zacząłem skakać po kanałach i po trzech takich rundkach uświadomiłem sobie, dlaczego streaming wyparł telewizję. Praktycznie wszystkie filmy, które właśnie emitowano, bardzo dobrze znałem, a nowe dla mnie tytuły, albo właśnie się kończyły, albo najzwyczajniej w świecie nie miałem ochoty na seans właśnie tego gatunku.

Okej, skoro nie filmy to może jakiś serial? To równie chybiony pomysł, ponieważ ciężko wciągnąć się w nawet najlepszą produkcję, gdy leci ona od połowy czwartego odcinka trzeciego sezonu.

Tytuły fabularne lądują w śmietniku, więc ostatnią deską ratunku zostają dziwne kanały z jeszcze dziwniejszymi treściami. Cóż… i w tym przypadku mamy pudło, ponieważ w programie natrafiam na naprawdę niepokojące seriale dokumentalne o nazistach i ich sekretach, klipy disco polo oraz twory z kategorii Warsaw Shore.

Koniec końców na pilocie klikam czerwony przycisk, aby nie marnować prądu, jednocześnie żałując, że nie wziąłem ze sobą laptopa, książki czy nawet jakiegoś sudoku, które pomogłoby mi zasnąć. Czy właśnie tak wyglądają problemy pierwszego świata?

Co ma streaming?

Serwisy streamingowe. Logo MAX i Disney+ na dwóch oddzielnych ciemnoniebieskich bloczkach koloru.
Fot. Disney & Max / materiały prasowe, montaż własny

Przenieśmy się na drugą stronę barykady, gdzie często narzekamy na streaming, jednak w praktyce jest to rozwiązanie niemalże idealne. Zaznaczmy bowiem, że w ostatnich latach najczęściej irytujemy się miernymi nowościami na konkretnych platformach lub ich cenami. O ile w drugim przypadku jest to kwestia perspektywy oraz rozłożenia płatności na kilka osób, o tyle warto przyjrzeć się pierwszemu tematowi.

Aktualnie na rynku mamy kilku dużych graczy. Mowa tu o Netfliksie, HBO Max, Disney+, SkyShowtime, Amazon Prime Video, Viaplay, Apple TV+, Canal+ Online oraz Playerze. Łącznie daje nam to dziewięć pozycji, więc rzadko, kiedy zdarza się, aby dosłownie żadna nowość nie przypadła nam do gustu. Niemniej, nawet jeśli taka sytuacja będzie miała miejsce, pamiętajmy, że każda z tych platform ma w swojej ofercie bibliotekę filmów i seriali z kultowym tytułami.

Oznacza to, że nawet gdy wśród nowości nie znajdziemy nic ciekawego, zawsze możemy włączyć Forresta Gumpa, Ojca chrzestnego, Skazanych na Shawshank czy Przyjaciół. Wszystko to od dowolnego momentu, bez reklam oraz z nieograniczoną liczbą pauz. Dla sceptyków takiego rozwiązania pod serwis streamingowym możemy podciągnąć nawet platformę YouTube, gdzie zawsze znajdziecie ciekawe treści z każdej dziedziny życia (chociażby na kanale Android.com.pl).

Powrót do kablówki był swojski, ale już mi wystarczy

Kobieta leżąca na kanapie z pilotem w ręku. Obok otwarty laptop z logo Netflix na ekranie
Fot. VitalikRadko / Depositphotos

Dosyć traumatyczny powrót do realiów kablówki sprawił, że na dobre przypomniałem sobie, dlaczego streaming jest świetny i nawet gdy na niego narzekam, robię to z przymrużeniem oka, ponieważ wiem, że lepszej opcji nie znajdę. Naturalnie kablówka ma też kilka zalet, jednak każda z nich blednie w porównaniu z możliwościami usług VOD.

Być może powyższe wnioski kompletnie mijają się z perspektywą starszych ode mnie osób, które z kablówką spędziły znacznie więcej czasu niż dzieciństwo i wczesna młodość. Niemniej w moim przypadku konkluzja jest jedna – czas telewizji się kończy, a streaming czekają wyjątkowo obfite czasy.

Jeśli sami powoli zabieracie się za przygodę ze streamingiem, na wstępie warto sprawdzić cenę poszczególnych usług. W związku z tym pozwólcie, że odeślę was do naszych poradników, dotyczących tego ile kosztuje Disney+ oraz jaka jest aktualna cena HBO Max.

Źródło: Opracowanie własne. Zdjęcie otwierające: guys_who_shoot / Shutterstock

Część odnośników to linki afiliacyjne lub linki do ofert naszych partnerów. Po kliknięciu możesz zapoznać się z ceną i dostępnością wybranego przez nas produktu – nie ponosisz żadnych kosztów, a jednocześnie wspierasz niezależność zespołu redakcyjnego.

Motyw