wladca pierscieni piercienie wladzy recenzja serialu 2022

Władca Pierścieni: Pierścienie władzy – najdroższy fanfik w historii? Recenzja pierwszych dwóch odcinków serialu Amazona

9 minut czytania
Komentarze

W końcu jest. Długo wyczekiwany, najdroższy serial w historii osadzony w Śródziemiu, czyli świecie stworzonym przez J.R.R. Tolkiena. Czy „Władca Pierścieni: Pierścienie władzy” spełnia pokładane w nim nadzieje czy potwierdza krytykę części fandomu „Władcy Pierścieni”?

Spis treści:

Władca Pierścieni: Pierścienie władzy – o czym opowiada serial od Amazon Prime Video?

wladca pierscieni pierscienie wladzy galadriela

Śródziemie z serialu  „Władca Pierścieni: Pierścienie władzy” różni się od trylogii filmowej „Władca Pierścieni” Petera Jacksona. Akcja rozgrywa się bowiem w Drugiej Erze Śródziemia, tysiące lat przed tym, gdy Bilbo i Frodo postawili pierwsze kroki poza Shire. Jest to świat, w którym wielkie krasnoludzkie królestwo Khazad-dûm jest wciąż u szczytu swojej potęgi, elfy rządzone są przez Wysokiego Króla Gil-galada, a gdzie przodkowie Hobbitów, znani jako Harfoots, migrują wraz z porami roku. To także świat pokoju, ale tylko do czasu. W epickim prologu przypominającym narrację opowiadaną przez Cate Blanchett na początku „Drużyny Pierścienia”, Galadriela (Morfydd Clark) prowadzi nas przez kluczowe wydarzenia Pierwszej Ery. Wielkie zło Morgotha i Saurona zostało pokonane, a teraz elfy, krasnoludy i ludzie mogą żyć bez strachu. Przynajmniej tak myśli większość z nich. Cień Saurona wciąż pozostaje i grozi pojawieniem się w najbardziej nieoczekiwanym miejscu.

Władca Pierścieni: Pierścienie władzy – udane fantasy. Ale Tolkiena tu niewiele

Niestety rację mieli ci, którzy już po pierwszych materiałach promocyjnych obawiali się tego, że „Władca Pierścieni: Pierścienie władzy” nie będzie miało zbyt wiele wspólnego ani z filmami Petera Jacksona, ani przede wszystkim z pierwowzorem autorstwa J.R.R. Tolkiena. Jeśli więc jesteście purystami „Władcy Pierścieni” i oczekiwaliście serialu, który będzie traktować was poważnie i z szacunkiem, to niestety donoszę, że lepiej jak sobie darujecie tę produkcję.

Oczywiście pewne ogólne motywy kojarzące się z „Władcą Pierścieni” są w „Pierścieniach władzy” obecne, choć część z nich zdaje się być co najwyżej pustym odhaczeniem klasycznych elementów trylogii Tolkiena zrodzonym bardziej z poczucia obowiązku, niż artystycznym pomysłem. Natomiast im bardziej znacie świat oraz mitologię i historię Śródziemia, tym bardziej „Władca Pierścieni: Pierścienie władzy” będzie was irytować. I nie chodzi mi tu wcale o położenie głównego nacisku tym razem na kobiece postaci czy elfy bądź krasnoludy o kolorach skóry innym niż biały. Choć też mając na uwadze to, że Tolkien budował ten świat bazując na średniowiecznej Europie i mitach celtyckich oraz nordyckich daje do zrozumienia, że raczej nie miał w głowie czarnoskórych elfów. Zresztą jeśli już jesteśmy przy temacie reprezentacji rasowej i jesteśmy zgodni, że tak trzeba, to stawiam otwarte pytania dotyczące tego, czemu w obsadzie nie widać Azjatów oraz Latynosów bądź rdzennych Amerykanów? Ale nie skupiajmy się na drobnostkach.

wladca pierscieni pierscienie wladzy czarny krasnolud

Prawdziwy problem serialu „Władca Pierścieni: Pierścienie władzy” polega na tym, że twórcy wykorzystują nazwy miejsc i postaci oraz tytuł szalenie popularnej serii, ale robią z tym wszystkim co im się podoba. Przestawiają historyczne wydarzenia ze świata Śródziemia na osi czasu tak jak im pasuje, zmieniają charaktery danych postaci, tak że te, które znamy z książek/filmów w ogóle nie przypominają przyszłych wersji siebie. Najlepszym i najbardziej ewidentnym tego przykładem jest Galadriela. W filmach to potężna elfka, która siłą swojego umysłu jest w stanie miażdżyć potężnych przeciwników. W serialu jej siła musiała jednak zostać łopatologicznie zredukowana do niesłychanej sprawności fizycznej i biegłości w posługiwaniu się mieczem. Jest niczym Xena i Luke Skywalker w jednym. I na dobrą sprawę, choć twórcy starają się być tak poprawni politycznie jak to możliwe, prostacko redukując jej nienamacalną potęgę z książek/filmów do roli kopiącej tyłki wojowniczki, która potrzebuje miecza by zaznaczyć swą siłę jest o wiele bardziej seksistowskie i pozbawione wyobraźni, niż chcieli tego twórcy. Plus, oczywiście charakterologicznie postać z serialu, napędzana rządzą zemsty za śmierć swojego brata, kompletnie nie pasuje to do Galadrieli, którą dotąd znaliśmy.

Ale tak to właśnie jest, gdy niezbyt biegli pisarsko autorzy próbują przekuć slogany poprawności politycznej na opowiadaną historię bez oglądania się na materiały źródłowe. Elrond też nie przypomina swej wersji z przyszłości – to po części wina zarówno scenarzystów, jak i kompletnie pozbawionego wyrazistości i charyzmy aktora, który się w niego wciela. Sprawia to, że o ile dla laika, który nie czytał książek i nie widział filmów Petera Jacksona, serial ten może okazać się satysfakcjonującą pozycją, tak dla fanów świata Tolkiena „Władca Pierścieni: Pierścienie władzy” pozostanie niczym więcej niż profesjonalnie zrobionym fanfikiem za 250 mln dolarów.

Władca Pierścieni: Pierścienie władzy – wizualna uczta

wladca pierscieni pierscienie wladzy rozmach

Żeby jednak nie narzekać w kółko, przyznaję, że gdyby z tytułu tej serii wyciąć „Władca Pierścieni”, to można by do niego siąść jak do nowego serialu fantasy i nawet nieźle się bawić. Oczywiście bez fajerwerków, bo nawet jako fantasy „Władca Pierścieni: Pierścienie władzy” nie wybija się ponad przyzwoitą średnią. Przynajmniej w pierwszych dwóch odcinkach, które możemy już oglądać. Ale nie sposób też pominąć warstwy wizualnej, bo tutaj rzeczywiście widać wydane olbrzymie ilości pieniędzy. Jest rozmach, wspaniałe zdjęcia i muzyka, w większości świetne efekty wizualne, twórcy zabierają nas do licznych lokacji, które prezentują się znakomicie – całość od strony formalnej wygląda jak pełnoprawne hollywoodzkie widowisko kinowe.

https://www.youtube.com/watch?v=Y1teNj9pitA

Zastrzeżenia mam jedynie co do kostiumów. Nie wyglądają może źle, ale mam poczucie, że na największych konwentach fantasy można znaleźć podobnie uszyte stroje. A mówimy tu jednak o serialu za ćwierć miliarda dolarów, także w tym względzie twórcy nie popisali się nadmiernie.

Władca Pierścieni: Pierścienie władzy – obsada rozczarowuje

wladca pierscieni pierscienie wladzy serial amazon

Jeśli widzieliście filmy Petera Jacksona osadzone w Śródziemiu, szczególnie trylogię „Władca Pierścieni”, to oglądają serial od Amazona zatęsknicie za wyrazistymi i pełnymi charyzmy postaciami Froda, Gandalfa, Sama i całej reszty oraz aktorami, którzy się w nie wcielali. Niemal cała obsada „Władca Pierścieni: Pierścienie władzy” jest albo do bólu drewniana, albo w najlepszym wypadku gra poprawnie. Szczytem wszystkiego jest sama Morfydd Clark, którą twórcy wysunęli jako główną postać serialu i do tego młodszą wersję Galadrieli znanej z wcześniejszych filmów, w którą wówczas wcielała się Cate Blanchett. I niestety (albo stety) Blanchett podczas mrugania oczami wyrażała więcej emocji niż Clark przez dwa godzinne epizody serialu.

pierscienie wladzy serial galadriela

Serialowa Galadriela ma puste spojrzenie, na jej twarzy nie widać żadnej emocji bez względu na to, w jakiej sytuacji się znajduje. Widzimy ją podczas walki, rozmów, gdy próbuje być wzruszona, kategoryczna, gdy wyskakuje z łodzi do wody – jej mina jednak pozostaje niewzruszona niczym skała. Wygląda to chwilami kuriozalnie. Reszta obsady prezentuje się lepiej, ale nieznacznie. Do tego ciężko którąkolwiek z tych postaci polubić i co za tym idzie zżyć się z nimi.

Władca Pierścieni: Pierścienie władzy – najdroższy serial o prowadzeniu rozmów w historii

wladca pierscieni pierscienie wladzy serial 2022 amazon

Z początku superprodukcja Amazona próbuje nas onieśmielić i omamić rozmachem, efektami specjalnymi i pierwszorzędną warstwą wizualną. Ale gdy już ta pierwsza ekscytacja minie to szybko zdamy sobie sprawę, że „Władca Pierścieni: Pierścienie władzy” posiada fatalne tempo i jest zdecydowanie za bardzo przegadany. Przynajmniej w pierwszych dwóch odcinkach. Twórcy skupili się przez dwie początkowe godziny na przedstawieniu masy postaci, lokacji oraz zawiązaniu fabuły. I nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby to wszystko było choć trochę interesujące. A nie jest. Do tego dialogi potrafią być chwilami ciut żenujące, niejako przedrzeźniające styl Tolkiena. Nie zarzucam twórcom złej woli – raczej słaby warsztat i nieudane próby naśladowania autora pierwowzoru. Jak pisałem wcześniej, postaci nie są interesujące, tak więc nawet one nie pozwalają w pełni zaangażować się w te wszystkie rozmowy i wydarzenia. Do tego twórcy utkali w serialu kilka, przynajmniej na początku, nie połączonych ze sobą wątków i linii fabularnych i żadna z nich przez dwa pierwsze odcinki nie porusza się zbyt żwawo. Mając na uwadze fakt, że do końca sezonu zostało raptem sześć odcinków obawiam się o to, jak uda im się to wszystko poprowadzić dalej i pozszywać ze sobą. Ale na razie są to obawy czysto wirtualne. Może niepotrzebne. Poczekamy, zobaczymy.

Władca Pierścieni: Pierścienie władzy – ocena pierwszych dwóch odcinków serialu

Może jeszcze „Władca Pierścieni: Pierścienie władzy” rozwinie skrzydła, aczkolwiek nic nie zmieni faktu, że początek, choć widowiskowy, jest dość niemrawy. Obsady też raczej zmienić się nie da, także wiele wskazuje na to, że najdroższy serial w historii okaże się co najwyżej średniakiem. Potwierdza się stare jak świat powiedzenie, że pieniądze to nie wszystko. Kto wie, może jeszcze odszczekam to, co napisałem i serial Amazona poszybuje wyżej. Na ten moment jednak trochę szkoda potencjału i pieniędzy, ale kto bogatym zabroni…

Ogólna ocena

5/10

Motyw